Ledwo ukazał się „Joyland”, a tu już kolejna powieść Kinga zagościła w księgarniach: „Doktor Sen”. Jest to kontynuacja „Lśnienia”. Po ponad 30 latach Król Horroru postanowił wrócić do jednego ze swoich najbardziej znanych dzieł i opowiedzieć dalsze losy małego chłopca obdarzonego dziwną mocą.
Myślę, że każdy z nas oglądając za małolata kreskówki bał się paru postaci w nich występujących. Straszyły one bowiem wyglądem, stylem poruszania się, bądź nadzwyczajną mocą, której nasz ulubiony bohater nie był w stanie się przeciwstawić. Najczęściej przy ich pojawieniu się towarzyszyła posępna, wręcz mroczna muzyka potęgująca i tak niemałe uczucie grozy. Dziś co prawda wrażenia na nas nie robią, aczkolwiek i tak warto o nich wspomnieć, by wspólnie przedyskutować niniejszy temat oraz podzielić się swoimi powodami nieprzespanych nocy ;)
Nieumarłych zna każdy gracz, każdy miłośnik fantasy i wielu kinomanów. Ze wszystkich stron atakują nas hordy mniej lub bardziej przegniłych osobników. Większość chciałaby posilić się naszymi mózgami, inni łakną naszej krwi, a reszta chce nas wszystkich przelecieć i zaciągnąć przed ołtarz. Dla każdego coś miłego! Problem w tym, że gdzieś się zagubiła groza, która do niedawna była nieodłączną towarzyszką wszystkich nieumarłych.
Kolejne fale żywych trupów niemalże codziennie zalewają nas na łamach serwisu Steam. Nowych gier traktujących o zombie jest od groma, a my wciąż czekamy na następne, czy to większe produkcje, czy te niezależne. Moją uwagę przykuł ostatnio darmowy tytuł, który nawiedził internetowy sklep Valve w tegoroczne Halloween. No More Room In Hell – czyli darmowa perełka Steam Greenlight.
Prawie rok temu zebrałem horrory, które straszyły mnie za gówniarza, więc tym razem, z okazji Halloween, sięgam nieco dalej. By zbytnio nie celebrować tego wstępu - przed Wami jedne z najstraszniejszych i najsłynniejszych scen z filmów grozy ever!
Jako wielki miłośnik kinowej rozróby i prozy Stephena Kinga, od ładnych kilku miesięcy wiedziałem, że obejrzę nową ekranizację Carrie. Muszę być niesamowitym prorokiem, bo dokładnie tak się stało. Wczoraj. Zanim jednak zabiorę się za ocenę filmu autorstwa Kimberly Peirce, muszę wyraźnie zaznaczyć dwie rzeczy - książkę czytałem, ale nie widziałem (uznanej za rewelacyjną) filmowej wersji tej opowieści, którą w 1976 roku zaproponował Brian De Palma. Z tego też powodu nową Carrie oceniam z perspektywy czytelnika i kinożercy, a nie konesera kultowych klasyków.
Krótko: Carrie AD 2013 to film lepszy, niż się spodziewałem. Solidne hollywoodzkie patrzydło, które jednak nie wybija się ponad "średnizm". Dłużej będzie w rozwinięciu, ale uwaga - będą spoilery (choć wydaje mi się, że mało kto nie zna napisanej niemal 40 lat temu historii, nawet jeśli książki i filmu nie tknął).
Dziś w Polsce swoją premierę miała kolejna ekranizacja pierwszej książki napisanej przez Stephena Kinga. Przez wielu uznawanego za niekwestionowanego Króla Grozy. W związku z tym postanowiłem ocenić dzieło, które przyniosło wspomnianemu wyżej autorowi niebywały sukces.
Dzieci znanych rodziców, które aspirują do jakiegoś tam rodzaju sławy, na pewno nie przepadają za byciem nazywanymi "syn tego" albo "córka tamtego". Przepraszam więc cię, Joe, że już w tytule zostałeś przeze mnie zaszufladkowany, ale tak będzie łatwiej przyciągnąć czytelników. Mam nadzieję, że wybaczysz, chociaż sam ujawniłeś się jako syn Kinga dopiero po tym, jak wytwórnia Warner kupiła od ciebie prawa do ekranizacji debiutanckiej powieści. Ten tekst jest jednak o książce numer dwa, którą właśnie skończyłem czytać. A tak się składa, że Rogi to kawał świetnej rozrywkowej literatury.
Cthulhu – fikcyjne monstrum, które dzięki kulturze zaczęło żyć własnym życiem. Do tego stopnia, że wielu ludzi doskonale kojarzy sylwetkę giganta o fizjonomii twarzy ośmiornicy, zaś mało wiedzą (lub, o zgrozo, kompletnie nic) o jego twórcy, którym był pisarz grozy H. P. Lovecraft. Jako człowiek prowadził żywot wyrzutka, nie pasującego do swojej epoki i o przestarzałych poglądach, więc nic dziwnego, że tak jego dokonania, jak i śmierć odbiły się niewielkim echem we właściwych mu czasach. Jednak jego proza, przechowana przez kolegów po fachu i szybko pokazana szerszej publiczności, zdobyła coś, o czym Lovecraftowi się nie śniło – uznanie oraz stałe miejsce na półce z klasykami. Pech chciał, że długi czas nie miałem okazji poznać żadnej z jego powieści. Aż w końcu natrafiłem na zgrabnie wydany zbiór „the best of” w bardzo dobrym przekładzie (książka „Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści”). Naturalną koleją rzeczy zostałem entuzjastą horroru Lovecraftowskiego i aż przeszły mnie ciarki, gdy przypomniałem sobie pewien fakt. Przecież gdzieś, kiedyś, coś mi mignęło o grze z wielce wymownym tytułem Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata…