Możesz strasznie dużo gadać, dużo palić, być duszą towarzystwa. Możesz być przesadnie pedantycznym mrukiem. Możesz być lesbijką, żebrakiem, twórcą gier, ojcem, panią psycholog. W gruncie rzeczy nie jest to ważne, bo w końcu umrzesz. Bywa, że odchodzisz z tego świata przypadkiem, zdecydowanie zbyt szybko. Tak, jak Nadia. A potem wracasz do określonego momentu w swoim życiu, zdecydowanie nie martwa. Ale pamiętasz swoją śmierć. Tak, jak Nadia, bohaterka netfliksowego serialu Russian Doll.
O Russian Doll przed premierą słychać było niewiele. Dopiero w okolicach debiutu (ten miał miejsce 1 lutego) udało mi się znaleźć kilka bardzo pozytywnych recenzji, a jedna z nich posiadała myśl przewodnią, została ze mną aż do ostatniego odcinka. Russian Doll to jeden z pierwszych rewelacyjnych seriali tego roku. O tak!
Znana mi z American Pie, a wielu z Was z serialu Orange is the New Black, Natasha Lyonne sprzymierzyła się ze scenarzystką Leslye Headland i popularną aktorką Amy Poehler (kto nie widział nigdy Parks and Recreation ten MUSI swój błąd szybko naprawić) i we trzy stworzyły ośmioodcinkową serię Russian Doll, która na pierwszy rzut oka mogłaby wydawać się serialem komediowym, pożyczającym sporo ze słynnego Dnia świstaka.
Oczywiście prawda jest bardziej złożona, na szczęście. Nadia umiera potrącona przez pędzącą taksówkę. Budzi się natychmiast w łazience, w mieszkaniu kumpeli, podczas swojej własnej urodzinowej imprezy. Umiera spadając ze schodów. Budzi się w łazience. I raz jeszcze, i znowu. Odkrywanie tego, co przeżywa Nadia po każdym resecie, tego jak zmienia się ona sama i świat wokół niej, to ogromna przyjemność. Natasha Lyonne to prawdziwa aktorska siła natury - odnajduje się w tej tematyce naturalnie i z ogromnym wdziękiem. Russian Doll zawiera zresztą elementy z jej prawdziwej biografii, dzięki czemu cała historia - mimo tego nadprzyrodzonego elementu - jest niezwykle szczera i pod wieloma względami prawdziwa.
Russian Doll jest zabawnym serialem. Ale jest też zaskakująco głęboką, mądrą i poszerzającą horyzonty opowieścią - oczywiście nie ma mowy o żadnym filozoficznym traktacie. Po prostu - jest dobry pomysł i on działa. Scenariusz, scenografia, montaż, muzyka... Wszystko to zostaje scalone w produkcję będącą więcej niż tylko sumą elementów składowych. Russian Doll ma serce, a zawarta w nim tajemnica zaczyna wciągać niepostrzeżenie, aż do samego końca. Zdecydowanie warto poświęcić te niecałe 4 godziny na seans. Netflix trafia w środek tarczy coraz częściej, a widzom pozostaje być wdzięcznym, że wśród całego tego średniactwa dają szansę tak oryginalnym produkcjom. Cudowna perełka, polecam serdecznie.