Przenikanie się różnych mediów to zjawisko spotykane dość często. Kiedy książka odnosi duży sukces, jej ekranizacja staje się jedynie kwestią czasu. Wakacyjnemu kinowemu blockbusterowi bardzo często towarzyszy oparta na jego licencji gra komputerowa. Również gry komputerowe i komiksy żyją w stanie swoistej symbiozy. Komiksowi (super)bohaterowie regularnie doczekują się poświęconych im gier komputerowych – dość wspomnieć o Batmanowej serii Arkham, całej gamie produkcji ze Spider-Manem czy świetnych bijatykacj Injustice oraz Marvel versus Capcom. Zjawisko to działa oczywiście również w drugą stronę i sporo gier doczekało się swoich komiksowych adaptacji. Czasem zaś konwergencja obu mediów zachodzi w znacznie bardziej niejednoznaczny sposób. I na tym się dzisiaj skupimy.
Komiksowa adaptacja growej adaptacji komiksu
Zazwyczaj kiedy jakiś komiks staje się podstawą gry komputerowej, deweloperzy do materiału źródłowego podchodzą bardzo luźno – biorą postać głównego bohatera, wybierają sobie najciekawszych złoczyńców, czasem jeszcze dorzucą jakieś nawiązania dla fanów. Ale sama historia stanowi radosną twórczość własną i nijak nie jest częścią kanonu. Bywa też tak, że komiksowe postacie w trakcie przenosin do wirtualnego świata ulegają dość znaczącym zmianom. Tak było na przykład w przypadku bijatyki Injustice: Gods Among Us twórców Mortal Kombat, której wątek fabularny przedstawiał świat bohaterów DC, w którym w wyniku prywatnej tragedii poglądy Supermana stały się znacznie bardziej radykalne i zaprowadził on na świecie twardą dyktaturę. Której sprzeciwiali się liczni herosi pod wodzą Batmana.
Wymyślony przez pracowników Netherrealm Studios alternatywny świat był na tyle ciekawy, a samo Injustice miało na tyle duży potencjał marketingowy, że podjęto dość bezpardonową decyzję – Injustice miało doczekać się własnego komiksu mającego stanowić rozbudowany prolog do fabuły gry. Tak jest, swobodna adaptacja komiksów miała koniec końców otrzymać inspirowany nią komiks. Sytuacja okazała się nietypowa też z jeszcze jednego powodu – papierowy Injustice, który zaczął ukazywać się na kilka miesięcy przed premierą gry, okazał się wyjątkowo dobry. Nie tylko jak na adaptację – to był kawał naprawdę interesującego czytadła superbohaterskiego, który spokojnie konkurował z najlepszymi wydawanymi równocześnie „zwyczajnymi” komiksami DC. Krok po kroku poznawaliśmy, jak rodził się alternatywny świat wypełniony przez walczących ze sobą superbohaterów, jak poszczególne postacie wybierały strony, dokonywały trudnych decyzji, próbowały szukać pokojowych rozwiązań, jak konflikt eskalował.
Prequel tak doskonale wykonał swoje zadanie zbudowania alternatywnego świata i zachęcenia do sięgnięcia po grę, że kiedy w końcu dorwałem w swoje ręce produkcję Netherrealm i zagrałem w tryb fabularny... poczułem się jakbym dostał z buta w twarz. Jeden z najlepiej wykreowanych konfliktów superbohaterskich w komiksowej historii został rozwiązany poprzez łopatologiczne „nasz Superman jest zły, więc ściągnijmy Supermana z innego wymiaru żeby się z nim rozprawił!”. Spektakularnie roztrwoniony potencjał. Na szczęście opinie o komiksie okazały się tak pozytywne, że po premierze gry nie zaprzestano jego wydawania, kolejne serie dzieląc na lata – druga to był „rok drugi”, trzecia „rok trzeci” itd. Tytuł wydawany jest do dziś – choć bijatyka twórców Mortal Kombat jest już raczej zapomniana, aktualnie w Stanach regularnie pojawiają się kolejne numery „roku piątego” Injustice i nic nie świadczy o tym byśmy szybko mieli się z tym uniwersum pożegnać. I tak, growa adaptacja komiksu spłodziła świetną komiksową adaptację.
Swojego własnego multimedialnego uniwersum doczekała się również seria Arkham studia Rocksteady. Dosyć wierna pierwowzorowi, choć w miarę przyrostu gier różniąca się coraz większymi detalami wizja Batmana doczekała się nie tylko kolejnych gier i (świetnego) filmu animowanego, ale też pokaźnego zbioru osadzonych w tym samym świecie komiksów. W przeciwieństwie do Injustice, zamiast jednej rozbitej na kolejne „lata” serii, kolejne komiksy z Arkham zazwyczaj trzymały się formatu kilkuzeszytowych miniserii.
Zaczęło się skromnie, od kilkunastostronicowego prologu do Arkham Asylum dołączanego do limitowanych edycji gry. Następnie, tuż przed premierą drugiej dużej gry z serii pojawiła się napisana przez scenarzystę obu gier pięcioodcinkowa miniseria Arkham City stanowiąca pomost fabularny między Asylum a City. Arkham Unhinged ukazywał się w latach 2011-2013 i stanowił zbiór pomniejszych opowieści nawiązujących do wydarzeń w grach albo je poprzedzających i dla większości fanów okazał się całkowitą stratą czasu i pieniędzy. W przeciwieństwie do Arkham City: Endgame będącego pomostem fabularnym między końcówką Arkham City a początkiem DLC Harley Quinn’s Revenge. Następnie swoje własne prequele otrzymały też Arkham Origins (tak jest, komiksowy prequel do prequela) i Arkham Knight. Tytułowy rycerz Arkham z ostatniej jak dotąd gry dostał też swoją własną miniserię Genesis skupiającą się na jego przeszłości, własnego zeszytu promocyjnego w ramach premiery czwartej dużej odsłony serii doczekała się też Batgirl. W przeciwieństwie do Injustice, komiksy z linii Arkham stanowią jedynie ciekawostkę dla fanów gier i nie zdołały obronić się jako samodzielne byty.
Kończąc już wątek komiksów na bazie gier na bazie komiksu, wspomnieć wypada jeszcze o zjawisku zeszytów dołączanych do kolekcjonerskich edycji gier opartych na obrazkowych historiach. Takie bonusy dostawali na przykład nabywcy limitowanych edycji gier Marvel vs Capcom 3, Mortal Kombat vs. DC Universe czy Ultimate Spider-Mana. Zazwyczaj były to bardzo krótkie opowieści, stanowiące niewarte uwagi preludium do właściwej fabuły gry. No, może komiks dołączany do kolekcjonerki Marvel vs Capcom 3 się wyróżnia, bo z powodu braku sensownie przedstawionej fabuły w samej grze jest w zasadzie jedynym spójnym źródłem informacji o tejże.
Konsolowa wojna na komiksowym poletku
Aktualnie sytuacja na rynku konsolowym jest ustabilizowana – PlayStation 4 wyraźnie prowadzi, Xbox One radzi sobie zauważalnie gorzej, ale dramatu nie ma. Generację temu sytuacja była znacznie bardziej wyrównana i obie korporacje toczyły bój o serca graczy na wielu płaszczyznach – gier, kontrolerów ruchowych... a nawet komiksów. Przy czym obaj giganci mieli odmienne podejście do tego tematu.
Sony postawiło na ilość – niemal każda gra stworzona na PS3 przez któreś z wewnętrznych studiów tego japońskiego giganta, o ile miała w sobie wątek fabularny, doczekała się towarzyszącego jej komiksu. InFamous, Resistance, Uncharted, God of War (zrecenzowany swego czasu na łamach Gameplay’a przez hongiego), Last of Us – wszystkie zamykały się w formie kilkuzeszytowych miniserii, czasem będących pomostem fabularnym między dwiema odsłonami gry (InFamous), czasem prequelem (Resistance), czasem zupełnie poboczną przygodą (God of War). Większość z nich prezentowała boleśnie poprawny poziom, trzymając się bezpiecznie konwencji narzucanych przez gry i nie wychodząc poza ramy ciekawostki wyłącznie dla fanów. Wyjątek stanowi God of War, który przeciętność fabularną wynagradza przepięknymi ilustracjami autorstwa Andrea Sorrentino. Duże uznanie krytyków zdobył także komiksowy prequel do The Last of Us zatytułowany American Dreams, ale osobiście nie miałem jeszcze okazji się z nim zapoznać.
Microsoft poszedł inną drogą i zamiast na ilość i różnorodność, postawił na skondensowaną jakość. Seria Gears of War doczekała się aż dwudziestu czterech numerów, których akcję wciśnięto między fabuły pierwszej i drugiej gry. Zarówno historia, jak i warstwa fabularna były chwalone za wierne odwzorowanie klimatu gier, natomiast recenzenci dość często krytykowali serię za nieprzystępność dla czytelników niemających wcześniej styczności z uniwersum. Drugie oczko w głowie Microsoftu, Halo, w ramach głośnej współpracy nawiązanej z Marvelem (prawie wszystkie pozostałe adaptacje gier Microsoftu i Sony wspomniane w tym artykule ukazały się pod szyldem DC albo będącego jego częścią Wildstormu) doczekało się najpierw powieści graficznej składającej się z czterech zamkniętych opowieści osadzonych w uniwersum, zaś po jej wielkim sukcesie kilku miniserii: Uprising, Helljumper, Blood Line oraz trzyczęściowej Fall of Reach. Co warte odnotowania, Marvel nie szczędził talentów do stworzenia tych historii, oddelegowując swoich najlepszych scenarzystów jak Peter David czy Brian Michael Bendis. Większość z tych historii zebrała bardzo pozytywne oceny, choć w przypadku niektórych sporym rozczarowaniem była znikoma obecność Master Chiefa. Kto więc wygrał konsolową wojenkę przeniesioną na komiksowy grunt? Jak zwykle gracze, którzy otrzymali pokaźny zbiór historii nawiązujących do lubianych przez nich gier. Choć stosując kryteria czysto jakościowe, to Microsoft spisał się nieco lepiej niż Sony.
To tyle w pierwszej części artykułu. W kolejnej przedstawię pewną legendę gier komputerowych, która nie tylko doczekała się własnych komiksów, ale też została włączona do wielkiego superbohaterskiego uniwersum. Przyjrzę się też wyblakłym gwiazdom komputerów i konsol, które zapomniane przez graczy swoją karierę przedłużyły wśród fanów komiksów. Na koniec zaś przyjrzę się polskiemu rynkowi i zobaczę, jaki wybór ma gracz, który preferowałby przeczytanie czegoś po polsku bardziej niż w języku Szekspira.