Czytając zapowiedzi nowego Need for Speeda wielu starszych stażem graczy może się mocno ucieszyć. Jedną z gier które na ośmiobitowych komputerach wciągały jak mało co były bowiem wyścigi – przez całe Stany Zjednoczone. Graficznie nie tak doskonałe jak nowe produkcje, jednak grywalnością nadrabiały wiele swoich braków. Zresztą, wtedy pod względem oprawy The Great American Cross-County Road Race (w skrócie Road Race, bo pełny tytuł nie mieścił się na kasecie) stał na wysokim poziomie.
Tytuł jest trochę mylący, nawiązuje do poprzedniego wpisu z tej - w założeniach - serii. Trasa którą pokonałem w doborowym towarzystwie zajęła znacznie więcej niż pół godziny, ale gdyby odliczyć przerwy na posiłki i tankowanie, byłoby prawie dwa kwadranse, może trzy. Oczywiście, zgodnie z powszechną opinią, nie da się zwiedzić Londynu w tak krótkim czasie, ale jakoś trzeba zacząć.
Polskie studio Reality Pump ma na koncie kilka rozpoznawanych na całym świecie tytułów. Ostatnie z nich – cRPG noszące tytuł Two Worlds (z numerkiem odpowiednio jeden i dwa) odniosły umiarkowany sukces. W miarę ciepło przyjęli je gracze na całym świecie. Ja sam w żadną z nich jeszcze nie grałem – mam to gdzieś w planach – ale za to trafiłem dziś na demo gry osadzonej w świecie Dwóch Światów.
Składające się z dziewięciu osób studio o wdzięcznej nazwie Dead Mage pochodzi z Teksasu. Ekipa ta do tej pory nie wsławiła się niczym szczególnym, ale już na przełomie maja i czerwca sytuacja może się w tej kwestii dość diametralnie zmienić. Pod ich szyldem bowiem pokaże się na zachodzie gra którą stworzyło inne studio. Studio dość egzotyczne bo pochodzące z Iranu zwące się Fanafzar. Pisał już o tym Olek, właśnie się dowiedziałem, ale nie rezygnuję z publikacji tekstu, gra jest warta uwagi, a cała sytuacja dość ciekawa.
Bruce Campbell to taki aktor, którego albo się bardzo lubi, albo serdecznie nie cierpi. Ja należę raczej do fanów, uwielbiam jego aktorską manierę, odzywki, no i przede wszystkim ciągle kojarzy mi się z doskonałym Evil Dead. Nie dziwi więc, że niezmiernie cieszy mnie, że do jednego z moich ulubionych seriali – Burn Notice (po polsku to Tożsamość Szpiega) zatrudniono właśnie Bruce’a. Ale ja nie o tym, tylko o sprytnym zabiegu jaki wykonali twórcy serialu w ostatnich tygodniach.
Ciekawy jestem, na co teraz będa narzekać sceptycy, bo Eidos właśnie wytrącił im z rąk jeden z głównych argumentów wskazywanych aby udowodnić, że nowy Deus Ex będzie grą prostą, banalną, używając brzydkiego słowa, konsolową. Co teraz trzeba zmienić w grze która jeszcze nie powstała, żeby spełnić oczekiwania malkontentów? O ile wydłuży to proces produkcji to chyba nie ważne, istotne, żeby gracze byli zadowoleni.
Prowadzenie dużych imprez pociąga za sobą pewien stres. Jeśli nie robi się tego na co dzień, wizja przemawiania do sporej publiczności potrafi trochę dać w kość. Ja dziś prowadzę imprezę, mam lekkiego stresa, ale mam też doświadczenie w tej kwestii, w końcu mając cztery lata prowadziłem imprezy w przedszkolu. Ale w zasadzie nie o tym chciałem pisać, bo znacznie ciekawsze jest to, jakiej imprezy będę gospodarzem.
Każdy z nas ma jakieś gry które w jego pamięci zostaną na bardzo długo o ile nie na zawsze. Jedną doskonałą pozycję spełniającą te kryteria popisałem jakiś czas temu – mowa o Freespace. Dziś pora na kolejny pecetowy hit dzięki któremu nabawiłem się niejednego odcisku. Need for Speed: Porsche Unleashed do dziś przez wielu graczy uważany jest za niedościgniony wzór, zupełnie słusznie, jeśli spytać mnie o zdanie.
Z racji mojej historii zawodowej, zainteresowań oraz jednego z aktualnych klientów, wielce jestem zainteresowany wszelakimi, podanymi w lekkim sosie informacjami na tematy międzykulturowe, dotyczące zarządzania ludźmi. Chętnie również poczytuję różne dowcipne historyjki jakie spotykają pracowników callcenter, bo sam na telefonie trochę czasu spędziłem. W miarę nowy serial stacji NBC podaje mi to wszystko w jednym miejscu, w formie krótkich (21 minut) i lekkich w odbiorze odcinków składających się docelowo w liczący dwadzieścia dwa odcinki sezon.
Zdarzyło się wczoraj kilka rzeczy, ale o wszystkich nie ma co pisać, za to dwie tak się jakoś zbiegły w czasie i do tego są związane z serią artykułów o MMA. Pierwsza z nich wydarzyła się, kiedy siedząc na tronie czytałem urodzinowy numer pewnego czasopisma o grach. Pod koniec recenzji nowego Fight Nighta trafiłem na zdanie z którym zwyczajnie się nie zgadzam – z kilku powodów. Redaktor recenzent stwierdził, że FNC jest bardziej męski niż obmacywanie się w parterze w MMA czy UFC.
Złombol to coroczny rajd samochodów które według wielu, nadają się tylko na złom. W tym roku korowód kolorowych, cudownie starych samochodów pojedzie po raz czwarty, tym razem celem jest Loch Ness w Szkocji. Niełatwa to wyprawa, ale cel jest szczytny.
W zasadzie do cyklu „światełko w tunelu” powinienem zaliczyć poprzedni wpis, o ukończeniu prac nad Streets of Rage. Jakoś tak się jednak stało, że tak się nie stało, dlatego dziś kolejne światełko a w nim dwie gry – jedna już po części grywalna. Obie zdecydowanie powinny trafić w gusta miłośników staroci – platformówek i erpegów.
Ileż to godzin spędziło się na automatach (mało kto miał wtedy konsolę Segi) zwiedzając ulice miasta ogarniętego przestępczością. Ileż głów się rozwaliło, iluż odcisków nabawiło, nostalgia na całego. Streets of Rage dorobiło się w sumie trzech odsłon a dziś, dzięki grupie niezależnych autorów, możemy je wszystkie przetestować w jednym wielkim remake'u.
Podczas targów GDC założyciel firmy 5th Cell pokazał dziennikarzom nowy projekt nad którym pracują jego ludzie. Hybrid to futurystyczna strzelanka taktyczna kierowana jak na razie tylko na rynek XBLA. Z tego co pokazano w tej chwili wynika, że będzie to połączenie Full Spectrum Warrior z pewnymi elementami które kojarzą się z grą Endera.
Stare konsole i stare gry mają swój nieprzemijający urok. Korzystają z niego zarówno miłośnicy klasycznego designu montując w obudowy od klasyków nowe pecety. Nie próżnują też fani emulacji którzy dzięki narzędziom dostępnym w Internecie są w stanie grać w większość starych gier. Pojawił się jednak człowiek który pogodził obie te grupy budując super konsolę.
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych, ta gra była jednym z najbardziej rozbudowanych tytułów. Normą w tamtych czasach – wymuszoną nieco przez możliwości sprzętu – było robienie w grach ciągle tego samego. Jeśli jeździliśmy samochodem, tak było od początku do końca. Raid Over Moscov pokazał, że można do tematu podejść inaczej.
Parę dni temu bez najmniejszego mrugnięcia okiem, pozbyłem się swojego konsolowego egzemplarza Fallouta 3. Zmagałem się z nim kilka miesięcy, podchodziłem do pustkowi kilka razy i za każdym razem nie czułem, żeby cokolwiek mnie wciągało w ten świat. Gdybym na podstawie tego, co zobaczyłem, jak się to prezentowało miał wystawić ocenę, miałbym spory problem, bo za samą grafikę, za sam klimat poatomowej ameryki specjalnie wysoka ocena się nie należy.