Trochę z przekąsem, trochę z przerażeniem obserwuję od jakiegoś czasu postęp technologii i gadżetów na stałe powiązanych z Internetem... To ile różnych interfejsów, zasad działania i kont naraz potrafimy obsłużyć, przechodzi marzenia niemieckich filozofów.
Codziennie wrastamy w nowy, szybki świat – każdy swoim tempem (na szczęście czasy są na tyle łaskawe, że bycie technicznym ignorantem wciąż jest możliwe i nie musi przeszkadzać), i nabywamy nawyki, których kilka lat temu nigdy byśmy się po sobie nie spodziewali.
Sam szukałem wczoraj zdjęć Tokio, były mi potrzebne tylko na chwilkę, potrzebowałem jedno malutkie ujęcie... Oczywiście skierowałem się do wyszukiwarki grafiki google, która odesłała mnie do flickra (ech, jeszcze nigdy nie miałem flickra...), gdzie znalazłem całą porcję zdjęć – w tym jedno robione z czyjegoś mieszkania w czasie wybuchu rafinerii w porcie. To niesamowite, że komuś udało się tak to ująć. Taki widok szybko skłonił mnie do kolejnych poszukiwań, sprawdziłem czy aby czasem tokyo by night nie żyje, co się dzieje na wsi i czy nie muszę czegoś obejrzeć. Nie minęło kilka minut, a już czytałem d-addicts i pod wieczór oglądałem najświeższą ekranizację Great Teacher Onizuka.
Uwielbiam kiedy gracze odrzucają na chwilę swoją chęć do walki (o co? najczęściej o cokolwiek) i zamiast tego zaczynają bawić się swoim hobby. Efekty często przerastają najśmielsze oczekiwania, co pokazują m.in. programy takie jak Game Theory potrafiące połączyć wszystkie światy gier video w jeden dzięki zabójczej retoryce:
Każdy autor gameplaya przyozdobił swój blog chwytliwą frazą, hasłem przewodnim, słowami, które współgrają z jego podejściem do pisania i nie tylko. U mnie motywem jest “everyday Zen” może niezbyt fortunne, ale proste przypomnienie, że spokój to podstawa i trzeba myśleć pozytywnie.
Gry, które pozwalają poczuć takie emocje to prawdziwy skarb. Dlatego pozwolę sobie przedstawić coś co może stać się cyklem (ale nie uprzedzajmy faktów): czas na miejsce gdzie można skupić się na grach relaksujących, pasujących do tego co Peter Moore starał się nam sprzedać jako „Zen grania”. Wydaje mi się, że bardzo blisko tego pojęcia leży Harvest Moon: Back to Nature.
Kiedy dzielny drwal męczył się, dusił i pocił, by wykonać pracę na czas, odmówił sobie nawet najkrótszej przerwy na odpoczynek. Jego piła była już praktycznie tępa, jednak bez ustanku jechał nią w prawo i w lewo, w prawo i w lewo...
Aż nagle ktoś rzucił: "hej, zrób sobie przerwę, musisz naostrzyć piłę i nabrać sił"
- Nie mam czasu, muszą ciąć. - Odparł drwal.
To jedna z wielu wersji historii o tym jak wiele może dać ludziom moment oddechu. Przykładowy drwal ściąłby więcej drzew i czuł się bardziej wypoczęty gdyby tylko znalazł chwilę na przykucnięcie i naostrzenie piły - zamiast tego jednak zakodował sobie, że im więcej czasu spędzi na pracy tym lepsze będzie miał wyniki.
Założenie to musiało skończyć się fiaskiem - i można to odnieść do każdej dziedziny życia, a także do pisania recenzji gier.
Na wczorajszej konferencji japońska firma ujawniła niemal wszystkie tajemnice skrywane w swej siedzibie przez ostatnie miesiące. Najważniejsze jest to, że ich najnowsza konsola wyląduje w Europie już 30 listopada czyli... Ponad tydzień przed Japonią! Co będzie wtedy na nas czekać i co na to polscy dystrybutorzy?
Krzyżowanie gatunków i mieszanie różnych sposobów przekazu to największa zaleta gier. Bez tego nie byłyby nawet w połowie tak emocjonujące jak są. Deadlight, produkcja hiszpańskiego studia Tequila Works, stara się pogodzić platformówkę z klimatem retro-zombie-apokalipsy.
Pytanie brzmi: Czy robi to dobrze?
Przeglądając rynek Xbox Live można natrafić na naprawdę interesujące rzeczy. Sam znalazłem dziś na porty HD dwóch bardzo ważnych dla poprzedniej generacji gier, czyli Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty i Metal Gear Solid 3: Snake Eater. Czemu o tym piszę? Bo ich cena (wspólnie, w zestawie) to 1600 MSP/79 złotych - zapłacić po 40 zł za odświeżonego MGSa 2 i 3 w cyfrowej dystrybucji? Jestem na tak.
*Nawet jeśli ta oferta trwa od dawna to się z niej cieszę i nie wiem czemu nikt nigdy o niej głośno nie mówił.
Na co dzień przetrawiamy tonę amerykańskiej codzienności. Nikogo nie dziwi widok szkolnych drużyn footballowych, bractw, koledżu, Obamy i 127 rodzajów knajp z hamburgerami – wszystko to i jeszcze więcej znamy z seriali i filmów, które męczą nas od najmłodszych lat wizją obcego społeczeństwa. Jednym ze stałych elementów hajlafu zza oceanu jest też pluszowy miś, którego można nazwać Teddy.
W tym miejscu pojawia się, reżyser, Seth MacFarlane i robi z maskotki milionów klnącego, pijącego, palącego marihuanę złośliwca, uwielbiającego swojego najlepszego przyjaciela... Czy to nie piękne?
Najwyższy czas podsumować poprzedni miesiąc. Tak blogowo...
Ostatnim razem pisałem o miłym zaskoczeniu jakim było dobre przyjęcie na gameplayu – do dziś trzymam się tego, choć regularne pisanie zaczyna być coraz trudniejsze. Najczęściej rozbija się to o nieodpowiednie planowanie, przyznam jednak, że nie mam zamiaru tego zmieniać. Lubię tu pisać o rzeczach, które weszły mi do głowy dosłownie trzy sekundy przed otwarciem edytora tekstu. Chciałbym zachować taki stan rzeczy, a prowadzenie kalendarzyka temu nie sprzyja...
Poza tym powtórzyłem sobie Spirited Away, i wiecie co?
Pewnego dnia w siedzibie firmy Monolith Productions ktoś rzucił hasło: „Hej, zróbmy grę o przebierańcach, którzy walczą ze sobą używając zabawnych gadżetów”, po chwilowej konsternacji inna osoba odparła „Okej, tylko musimy dodać do niej coś naprawdę zajebistego”. Po burzy mózgów jednogłośnie stwierdzono, że „Mało jest rzeczy równie zajebistych co Batman w jeansach, goniący Jokera na rolkach”*. I tak powstało Gotham City Impostors, gra która od niedawna jest darmowa.
*Przepraszam za kolokwializmy, odtwarzałem autentyczne zdarzenia.
Nie lubię epatować swymi osobistymi przekonaniami, polityką, muzyką i tym komu kibicuję - zawsze wiąże się to ze ściągnięciem na siebie uwagi osób o całkowicie przeciwległych poglądach i upodobaniach... Raz na jakiś czas warto jednak pokazać po której stoi się stronie.
Oto ja, kibic Chelsea, wierzący, że sezon 2012/2013 będzie wielki.
Tak jest – epicko złamano uliczną datę wydania tej gry. Zamiast drugiego października kilku szczęśliwców już od wczoraj (31 sierpnia) gra w Resident Evil 6 w wersji na PlayStation 3. Jak to się stało? Po Polsku.