Strażnicy Galaktyki powrócili, a ich przygody są równie kolorowe, zwariowane i pełne humoru, co za pierwszym razem. Można się też u nich doszukać całkiem pokaźnej liczby mrugnięć oka do komiksowych fanów oraz podpowiedzi, czego możemy się spodziewać w przyszłych filmach kinowego uniwersum Marvela – i to wcale nie tylko w pięciu (!!!) dodatkowych scenach po napisach.
Jeśli wciąż zastanawiacie się, czy warto udać się do kina na drugą część Guardians of the Galaxy, to odpowiedź znajdziecie chociażby w recenzji napisanej przez FSMa. Mój artykuł zaś, z racji sporego natężenia spoilerów na centymetr ekranowy, lepiej przeczytać już po seansie. |
Mantis
Strażnicy kończą swoją najnowszą przygodę z nową członkinią zespołu – wychowaną przez Ego kosmitką Mantis, która potrafi czytać cudze uczucia oraz, w ograniczonym stopniu, kształtować je wedle uznania. Jej dołączenie do zespołu ma całkiem sporo sensu, gdyż w komiksowej serii Guardians of the Galaxy pisanej przez zespół Dana Abnetta i Andy’ego Lanninga, która stanowiła główną inspirację dla twórców filmu, Mantis była stałą członkinią załogi.
Pierwotnie postać ta zadebiutowała w 1973 roku w serii Avengers, gdzie u boku największych ziemskich herosów walczyła ze złem. Później, będąc pod tym względem absolutnym komiksowym fenomenem, „Modliszka” pojawiała się w komiksach innych wydawnictw, w tym DC, aż w końcu wróciła do Domu Pomysłów. Dopiero sukces Strażników Galaktyki uczynił ją jednak powszechnie rozpoznawaną przez fanów postacią.
Warto tutaj odnotować, że oryginalna Mantis jest Ziemianką i oprócz zdolności, którymi wykazała się jej filmowa odpowiedniczka, może się także pochwalić mistrzostwem w sztukach walki.
Ego
Przyznam się, że przedpremierowe opisy fabuły drugich Strażników wywoływały we mnie pewną konsternację. Ściślej, zastanawiałem się, jak twórcy zamierzają wyjaśnić to, że ojcem filmowej wersji Star-Lorda jest postać, która w komiksach jest pełnoprawną planetą. Wybrnięto na szczęście z tej kwestii bardzo ładnie. W ogóle GotG 2 trzeba pochwalić za to, że w przeciwieństwie do „jedynki”, wszystkie ważniejsze postacie komiksowe potraktowała z szacunkiem i nikomu nie zafundowała takiego gwałtu, jak choćby Ronanowi (po samym filmie pewnie w to nie uwierzycie, ale to był naprawdę świetnie nakreślony, niejednoznaczny antybohater).
No, ale wróćmy do Ego. Zwanego też Żywą Planetą. Od chwili swego debiutu w Thorze w 1966 roku był etatowym złoczyńcą w całej gamie różnych kosmicznych komiksów Marvela. Nie był on Celestianem jak w filmie, ale naukowcem, który połączył się z planetą, gdy pobliskie słońce zmieniło się w supernową. Chyba jestem w stanie zrozumieć, dlaczego scenarzyści filmowi zdecydowali się na zmianę jego genezy.
Jeśli chodzi o moce, to poza całkowitą kontrolą nad własnym ciałem (co też mieliśmy w filmie), Ego potrafi strzelać promieniami energetycznymi o sile zdolnej niszczyć inne planety oraz czytać w umysłach. Jest też ekstremalnie inteligentny, cierpi na przeraźliwy kompleks wyższości (chociaż gdybym był żywą planetą, to pewnie też uważałbym się za lepszego od innych), no i bywa bardzo drażliwy. W sensie, że jak go ktoś zdenerwuje, to standardowym dla niego sposobem odreagowania jest zniszczenie świata tego kogoś. Fun fact: Ego był kiedyś członkiem korpusu Nova:
Suwereni
Złotoskóra rasa, której Strażnicy (a w zasadzie to Rocket) zaleźli za skórę, nie ma wprawdzie bezpośredniego komiksowego odpowiednika, ale dość łatwo można doszukać się w niej inspiracji Uniwersalnym Kościołem Prawdy – sektą fanatyków religijnych, która regularnie ścierała się z komiksowym zespołem Petera Quilla. Kościół ten miał szczególnie wiele wspólnego z Adamem Warlockiem, o którym jeszcze pomówię w oddzielnym akapicie.
Pozostając jednak przy Suwerenach – warto przysłuchać się odgłosom, jakie można usłyszeć w scenach, w których ich flota ściga statek kosmiczny Star-Lorda. Przypominające automaty do gier kokpity do sterowania dronami… wydają dźwięki ewidentnie inspirowane obskurnymi lokalami sprzed lat, w których królowały produkcje takie jak Pac-Man czy Space Invaders.
Ayesha, królowa „złociutkich”, to także postać zaczerpnięta wprost z komiksów, choć zbyt wiele wspólnego, prócz koloru skóry, ze swoim oryginalnym wcieleniem póki co nie ma. Te było stworzone na Ziemi przez grupę szalonych naukowców pragnących zbudować idealną istotę. Ayesha przyjęła pseudonim Kismet i parę razy pomogła Avengers przy różnych kosmicznych kryzysach. Warto tutaj dodać, że jest to de-facto żeńska wersja Adama Warlocka (tak, przejdziemy do niego, spokojnie).
Nieustraszony
Pamiętający lata dziewięćdziesiąte czytelnicy z pewnością doskonale wiedzą, jakiego serialu dotyczyły liczne pojawiające się w filmie teksty o Davidzie Hasselhoffie, młodszych zaś uświadamiam – Nieustraszony to kultowy również u nas akcyjniak, w którym dzielny Michael Knight rozwiązywał wszelakie kryminalne zagadki. Towarzyszył mu KITT – supernowoczesny i gadający samochód, który rozpalał wyobraźnię milionów dzieciaków na całym świecie. Absolutnie nie dziwi, że to właśnie bohater tej produkcji stał się dla Petera symbolem idealnego ojca.
Obserwujący Stan Lee
Strażnicy Galaktyki 2 zrobili coś niesamowitego – połączyli w spójną całość wszystkie występy gościnne Stana Lee. Przynajmniej w domyśle, bo w filmie dostajemy bezpośrednie nawiązanie jedynie do jego sceny z filmu Kapitan Ameryka: Wojna Superbohaterów. W każdym razie wychodzi na to, że to zawsze była ta sama osoba, obserwująca wydarzenia z życia tak wielu herosów, że aż sami Obserwatorzy postanowili go o to podpytać.
A Obserwatorzy to nie byle kto - pradawna rasa, która poprzysięgła, że nigdy nie będzie mieszać się w wydarzenia w kosmosie, zamiast tego jedynie wiecznie obserwując wszelkie wiekopomne sytuacje. W komiksach pojawiają się bardzo często, najczęściej jako środek pokazujący skalę wydarzeń. Nic tak nie podkreśla, że sprawa jest poważna, jak śmiesznie wyglądający, łysy człowieczek w tle. Dzięki filmowi wiemy, dlaczego dotąd nie interesowali się specjalnie wydarzeniami na Ziemi – mieli tam swojego człowieka, Stana.
Adam Warlock
No dobra, czas przejść do najważniejszej sceny po napisach, do tajemniczej superistoty, jaką Ayesha szykuje do wywarcia zemsty na Strażnikach - Adama. Który, o ile twórcy nie pokusili się o jedną z największych zmyłek w historii kina, jest Adamem Warlockiem. W dużym skrócie: wielkim kozakiem, głównym wrogiem Thanosa i kosmicznym mesjaszem.
Podobnie jak Szalony Tytan, Adam często miewał do czynienia z Kamieniami Nieskończoności, zazwyczaj jednak używał ich w dobrym celu, bądź zbierał je tylko po to, by zapobiec ich wpadnięciu w niepowołane ręce. Przy naprawdę wielu okazjach ratował świat, jego cechą szczególną jest też regularne powracanie do życia w kryzysowych sytuacjach – zazwyczaj poprzez wypełźnięcie z niezbyt eleganckiego kokonu. Uogólniając – jeśli gdzieś odbywa się zadyma związana z Kamieniami Nieskończoności, to najczęściej związani z nią są właśnie Thanos oraz Adam.
Strażnicy 3000
Rola Sylwestra Stallone w filmie przez długi czas była tematem wielu spekulacji. Większość fanów obstawiała, że wcieli się on w któregoś z bardziej ikonicznych członków Korpusu Nova i pozwoli kosmicznej policji na rehabilitację po tym, jak pierwszy film nie pokazał jej w zbyt imponującym świetle. Zamiast tego znany z „Rambo” aktor odegrał rolę Stakara, który jednak z komiksowym odpowiednikiem, noszącym pseudonim Starhawk, nie miał w zasadzie nic wspólnego…
…przynajmniej do czasu sceny po napisach, w której Stakar postanowił połączyć siły z dawnymi sojusznikami - Charliem-27, Martineksem, Mainframe oraz Krugarrem. Którzy fanom komiksów mogą być znani jako… oryginalny skład Strażników Galaktyki, działający w kosmosie w roku trzytysięcznym. Żeby było jeszcze ciekawiej, członkiem tamtejszego zespołu był też… Yondu, któremu film przywrócił nawet ikoniczną „płetwę” na głowie.
Plejada cameo
W filmie znalazło się też miejsce dla kilku pomniejszych występów gościnnych. Powrócił chociażby Kaczor Howard, który swój debiut zaliczył w bonusowej scenie do pierwszych Strażników Galaktyki. Tam wydostał się z celu Kolekcjonera, teraz, jak się przekonaliśmy, ma się całkiem nieźle, wyrywając panienki w kosmosie. Wulgarna kaczka jest od dawna częścią marvelowego uniwersum, choć szerzej znana światu jest za sprawą filmu z 1986 roku, noszącego niesławne miano jednej z najgorszych produkcji kinowych wszechczasów.
Sporo sekretów skrywają też napisy końcowe, które zresztą prezentują się tak, jakby twórcy mieli na nie kilka różnych pomysłów, a że nie mogli się zdecydować na jeden z nich – to skorzystali ze wszystkich. Dociekliwe oko dopatrzy się na nich chociażby postaci Grandmastera granej przez Jeffa Goldbluma – pan ten będzie jednym ze złoczyńców w trzecim Thorze.
Pośród licznych nazwisk ukrył się też Cosmo – piesek w skafandrze kosmicznym, który pojawił się już także na kilka chwil w pierwszych Strażnikach. Kimże on jest? Uwaga, skupcie się: Radzieckim gadającym psem o zdolnościach telepatycznych, który zarządza umieszczonym w głowie martwego Celestiala miastem. Nie, nie żartuje. Przy okazji jest też dobrym kumplem ekipy Petera Quilla, co mam nadzieję, zostanie w końcu odzwierciedlone w filmach.
Tyle udało mi się wypatrzyć, ale zapewne film skrywa znacznie więcej – przykładowo, wydaje mi się, że w trakcie podróży Rocketa i Yondu do Ego w tle mignął mi Terrax the Tamer, ale nie jestem tego niestety w stanie potwierdzić. Jeśli zauważyliście coś, o czym tu nie wspomniałem – nie lękajcie się skorzystać z sekcji komentarzy!