W co gracie w weekend? #357: Umineko FFXIII i Tales of Vesperia - squaresofter - 16 maja 2021

W co gracie w weekend? #357: Umineko, FFXIII i Tales of Vesperia

Witam wszystkich. Gracze często lubią mówić o tym, że nie mają czasu na gry. Chwalą się swoimi kupkami wstydu itd. Też mógłbym zrobić zestawienie kilkuset gier, w które nigdy nie zagram z przeróżnych powodów. Mogą to być preferencje, brak pieniędzy lub chęci do grania i sto innych tłumaczeń. Jestem jednak typem gracza cierpliwego, który wierzy w to, że nawet gdy nie ma się na coś czasu przez kilka lat, to w końcu uda się go znaleźć. Dlatego też dzisiaj napomknę w kilku słowach o grach, w które nie grałem od dawna. Czasem jednak wystarczy zagrać w jeden tytuł i od razu wraca chęć do zabawy w wirtualnych światach.

Umineko

Na Umineko nie miałem tak naprawdę czasu przez ostatni rok. Najpierw moje myśli przez pół roku zaprzątało Higurashi, a później zupełnie zapomniałem o nieznośnych wiedźmach na bardzo długi czas. Wszystko zmieniło się dosyć niedawno. Postanowiłem przysiąść do jednego większego projektu, którym postaram się z Wami podzielić w przyszłym miesiącu. W tym celu wróciłem do naprawdę sporej ilości produkcji. Zrobiłem to głównie po to, by sobie przypomnieć niektóre z nich.

Wychodzi na to, że niektóre przypomniałem sobie aż za bardzo.

Umineko znów mnie porwało swoją muzyką, piękną, wciągającą, zaskakującą i wzruszającą historią, kapitalnymi pojedynkami logicznymi i całą masą innych rzeczy. Teraz, gdy wiem kim są najważniejsi aktorzy podkładający głosy w tej japońskiej powieści dźwiękowej, gdy część z nich popisała się już przy Higurashi, to cięzko mi jest sobie uzmysłowić, że za pierwszym razem przechodziłem opowieść rodu Ushiromiya, a więc trzeci i czwarty rozdział When They Cry bez dubbingu.

Mój cel jednak się nie zmienił. Jestem już w przedostatnim, siódmym odcinku tej historii i nie spocznę, póki nie zobaczę jej końca. To będzie moje pożegnanie ze Złotą Wiedźmą na zawsze.  

Final Fantasy XIII

Naprawdę chciałem polubić Trzynastkę, ale gdy po niemal czterdziestu godzinach farmienia nie widziałem żadnych efektów mojego poświęcenia, postanowiłem rzucić ja w kąt. Przy Xillii bawiłem się zdecydowanie lepiej. W tej drugiej zrobiłem już jednak wszystko, więc z ciekawości odpaliłem FFXIII, przy którym strasznie się męczę … i pokonałem przeciwnika, z którym nie mogłem wcześniej wygrać przez 140 godzin. Warto było odpuścić jrpga Square Enix na ten miesiąc. Odpocząłem i osiągnąłem naprawdę wiele w Rieze Maxii. Podbudowało mnie to do takiego stopnia, że teraz niemożliwe staje się możliwe.

Pragnę nowych wyzwań. Chyba pierwszy raz uwierzyłem w to, że już nic nie stanie na mojej drodze. Pierwsza wygrana z Adamantortoisem zajęła mi ponad godzinę. Od czegoś jednak trzeba zacząć. Jest to przecież przeciwnik, który dropi przedmiot wart dwa miliony gilów, niezbędny do stworzenia najpotężniejszych broni w grze. Nie poddam się póki go nie zdobędę. Zanim jednak  uśmiechnie się do mnie szczęście, zamierzam próbować na tym stworze coraz to nowszych sztuczek.

W dalszym ciągu jest on w stanie zabić mnie swoim jednym rykiem, więc chyba nie obejdzie się bez zrobienia lepszych akcesoriów dla drużyny dyrygowanej przez Lightning. Teraz jest ona jeszcze za słaba. Moja taktyka walki nie zawsze się sprawdza, ale tak jak już mówiłem, teraz wierzę w to, że mogę wszystko.

Tales of Vesperia

Przypadek Tales of Xillii, o której pisałem szerzej w jednym z wcześniejszych odcinków niniejszego cyklu uzmysłowił mi, że nie warto się poddawać. Nie miałem czasu na dokończenie przygód Millii i Jude’a przez kilka lat. W ciągu dwóch-trzech ostatnich tygodni ukończyłem je dwukrotnie, zdobywając przy tym upragnioną pierwszą platynę w grach z serii Tales of. W pogoni za najcenniejszym trofeum zrobiłem w Xillii niemal wszystko. Nie spodziewałem się jednak tego, że będę przecierał oczy ze zdumienia, gdy ścieżki fabularne dwójki głównych bohaterów Tales of Xillii się rozejdą.

Wszystko to dało mi do myślenia. Przecież mam jeszcze inne Talesy na głowie. Żeby ograć dwanaście lat temu Vesperię pożyczyłem znajomemu PS3, z grami, które go interesowały. Po tygodniu mój sprzęt umarł na YLoDa, więc pożyczyłem mu drugą konsolę. Tak zaczęła się moja przygoda ze sprzętami Microsoftu. Uzgodniliśmy, że pożyczamy sprzęty na miesiąc i ogrywamy tyle, ile możemy. Jedną z gier, którą wtedy ograłem była właśnie Tales of Vesperia.

Dla mnie było to jednak zbyt mało, dlatego też dwa lata później zaopatrzyłem się we własnego Xbox 360. Jednym z powodów, dla których tak postąpiłem był jrpg Namco, którego chciałem mieć na własność. Kupiłem go w cyfrze na jakiejś przecenie … a później jeszcze raz na płycie, od wspomnianego kolegi.

Od tamtej pory przez dziesięć lat próbuję bezskutecznie ukończyć go drugi raz. Skoro jednak nadszedł czas, gdy niemożliwe staje się możliwe i potrafię znaleźć czas, na gry, na które nigdy nie miałem czasu, to może teraz mi się uda?

Cel jest prosty. Chcę ukończyć Vesperię, wykonując przy tym wszystkie ukryte misje w walkach z bossami. Połowę z nich juz mam. Kilka dni temu przeraziłem się jednak, gdy okazało się, że nie zdobyłem przedmiotu, który jest wymagany do jednej takiej walki, ale na całe szczęście byłem akurat w tym jednym momencie w grze, w którym można go zdobyć. Na razie jestem więc kryty.

Co mogę dodać jeszcze? Stęskniłem się za członkami Dzielnej Vesperii. O ile bardzo lubię bohaterów z Xillii, tak tych z Vesperii wręcz ubóstwiam.

Życzę Wam wszystkim, abyście i Wy uwierzyli w to, że znalezienie czasu na tytuły, na które nigdy go nie mieliście jest jednak możliwe. Może dzięki temu przeżyjecie jakieś przygody w wirtualnych światach, które rzucą Was na kolana? Do następnego razu.  

squaresofter
16 maja 2021 - 14:23