Do tworzenia pierwszego wpisu, na moim gameplay'owym blogu zasiadłam z przekonaniem, że doskonale wiem o czym chcę pisać, w jakiej formie pragnę podzielić się swoimi zainteresowaniami i jak zamierzam oczarować czytelnika. Przed ekranem laptopa usiadłam z wcześniej nakreślonym w umyśle planem działania. Wszystko wydawało mi się takie oczywiste: wystarczy dobry temat, przemyślana konstrukcja, odrobina humoru, szczypta fachowości i sukces gotowy. Mój naprędce sklecony plan, który zawisł nad stosem pomysłów na drugi, trzeci i enty wpis, zawierał w sobie multum ważnych i koniecznych punktów programu: zainteresować, rozśmieszyć, oczarować, rozkochać, powalić na kolana i przyprawić o szybsze bicie serca. Wszystko w idealnym porządku, w ściśle określonej kolejności. Wtedy właśnie, z przerażeniem odkryłam, że mój umysł, choć przecież świadom niedoskonałości swej właścicielki, stworzył plan całkowicie niekompletny. Z nieznanych mi przyczyn zapomniał uwzględnić w nim scenariusza: zanudzić, zniesmaczyć, narazić się na śmieszność, pomylić, zbytnio uprościć i nadmiernie skomplikować. Tym samym okazało się, że ja - zadeklarowana pasjonatka internetu, o pisaniu bloga wiem tak naprawdę bardzo niewiele...
W tym momencie, mimo ogarniającego mnie poczucia beznadziei, mogłam zrobić tylko jedno - poszukać ratunku w pajęczynie gotowych rozwiązań oferowanych przez Google i protokół HTTP. Tym sposobem dość szybko dotarłam do bogatego zbioru artykułów z cyklu 10+ 20+ 50+ 100+ cech dobrego / popularnego / zabawnego / wyśmienitego(itp.)bloga i rozpoczęłam zaznajamianie się z opisami zasad , które zdaniem autorów tekstów powinny zapewnić sukces, popularność i poczytność. Po ukończeniu lektury mniej lub bardziej szczegółowych spisów postanowiłam opracować własną listę, znacznie skromniejszą i bardziej skondensowaną:
Poza tym przeczytałam jeszcze, że wpisy na dobrym blogu powinny mieć interesujący tytuł, a oprócz tego muszą być przejrzyste, oryginalne, wciągające, nietuzinkowe, osobiste, profesjonalne, skierowane do właściwej grupy czytelników i skoncentrowane wokół konkretnego tematu. Wszystko jasne prawda? Aha, zapomniałabym o najważniejszym - autor dobrego bloga musi nie tylko umieć pisać i robić to zgodnie z wymienionymi wyżej regułami. Powinien on także posiadać, a podczas pisania - uwzględniać wiedzę dotyczącą funkcjonowania globalnej sieci. Co to w praktyce oznacza? Postaram się pokazać na przykładzie schematu opublikowanego przez magazyn Wired.
Autor artykułu zatytułowanego The Life Cycle of a Blog Post, From Servers to Spiders to Suits — to You podkreśla w nim, że publikowanie wpisów to proces złożony, wielowymiarowy, funkcjonujący na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Mam bloga, piszę tekst, klikam "publikuj". W tym momencie, w ciągu zaledwie kilku chwil mój wpis niepostrzeżenie trafia do ogromnej sieci połączeń, w której jest indeksowany, wydobywany, przesyłany, polecany i komentowany. W kilka minut mała armia botów podejmuje działania, a wpis trafia do wszystkich zainteresowanych, od lokalnych blogerów po specjalistów zainteresowanych daną dziedziną. Ta machina jest jak dobrze zorganizowany ekosystem - rządzi się własnymi prawami, bezlitośnie spycha w odmęty internetu tych, którzy nie potrafią dostosować się do panujących w nim reguł. Czy jednak rzeczywiście trzeba wiedzieć to wszystko, żeby pisać dobrego bloga? Matthew Hurst - naukowiec zajmujący się badaniem sztucznej inteligencji, społeczności blogerów, współpracujący z Microsoft Live Labs ma odmienne zdanie na ten temat. Według niego aby tworzyć bloga:
Trzeba tylko wiedzieć, jak pisać. (You just need to know how to type).
I to jest moje światełko w tunelu. Już na początku tej drogi nie mam bowiem żadnych wątpliwości, że wszystkie te zasady i fantastyczne reguły muszę czym prędzej odłożyć na półkę. Raz - dlatego, że nie podołam, dwa - czytelnik zasługuje na coś znacznie więcej niż te dwadzieścia, dzisięć, czy siedem punktów. Dlatego też na przekór fachowcom, wbrew zdrowemu rozsądkowi i wszelkim zasadom obiecuję, że mój blog, poza zaplanowanymi walorami będzie też często: nudny, naiwny, śmieszny, wtórny, przesadnie skomplikowany, irytujący, niesmaczny, pełen błędów i często niedopracowany, szalony, zabałaganiony, dziwny i trudny w lekturze. Słowem - będzie dokładnie taki, jak ja. I muszę przyznać, że nie wiem, skąd we mnie ta pewność, ale sądzę, że zasmakuje wam ten ekstrakt z życia...mojego życia.