Brońmy Vanquish! - Brucevsky - 21 października 2010

Brońmy Vanquish!

Gracze to takie same bestie jak każde inne grupy ludzi. Mają swoje koniki, ulubione zabawki i faworyzowane style, które ich pasjonują. W zależności od upodobań, trafiają do nich kawałki subtelniejsze lub mocniejsze. Ostatnio znowu przychodzi mi jednak zauważyć, że niektórzy generalizują nas, jako tych lubiących tylko mocno, ostro i brutalnie.

A czy jest tak naprawdę?

Czy grając na konsolach i wybierając nowe produkty cały czas decydujemy się na gry, w których musi być ciemno, brutalnie, ostro, krwiście i/lub apokaliptycznie? Bo mam takie wrażenie, szczególnie jak czytam narzekania na Vanquisha.

Podobno najnowsze dzieło Shinjiego Mikamiego jest zbyt sterylne. Pod względem audiowizualnym, PODOBNO, ta wylewająca się z ekranu wszechobecna biel i specyficzna „futurystyczność” produkcji źle wpływają na jej odbiór. Zagrałem w demo, ukończyłem je z wywieszonym językiem i uśmiechem na ustach i zastanawiam się, po co w ogóle się tak czepiać?

Jeśli gra jest ciemna, wręcz czarna, bo taką sobie autorzy obrali stylistykę to nie ma z tym problemu. Ale jak twórcy pójdą w drugą stronę to zaczyna się szukanie dziury w całym. Za przeproszeniem, to gracze to jedna hołota, która ma ten sam gust? Co z różnorodnością, tak przecież często oczekiwaną w licznych wywodach krytykujących sequele, prequele i inne klony licencji? Czy pojawienie się takiej gry, jak Vanquish, której stylistyka nie jest przecież często obecna na konsolach (w sensie takiego przedstawienia świata, postaci) to nie coś dobrego dla odbiorców? Przecież to wreszcie ktoś po drugiej stronie szali, na której stoi też Gears of War.

To poczepiamy się i Gearsów? Bo ciemno, bo jaskinie, bo...

Jeśli Vanquish oberwie w kilkunastu recenzjach za styl graficzny i „sterylność” oraz „monotonnię” oprawy audiowizualnej to stracę wiarę w dziennikarzy piszących o grach. Recenzenci starając się być obiektywnymi nie mogą krytykować obranego stylu tylko dlatego, że akurat oni wolą latać ubranym na czarno kosiarzem po post-apokaliptycznym świecie, gdzie światło słoneczne jest równie często obecne, co drogie wina na półkach w „Mrówce”. Ludzie, nie czepiajmy się stylistyki takich gier jak Vanquish, tak jak nie czepiamy się „nudnych aren zmagań” w FIFA 11 albo monotonności torów Formuły 1 w dowolnej produkcji na tej licencji…

Brucevsky
21 października 2010 - 14:33