Wraz z początkiem drugiej połowy grudnia mogę z czystym sumieniem zająć się moim ekstremalnie subiektywnym podsumowaniem roku w kategorii muzyka. Wszystko, czego chciałem posłuchać już miało swoją premierę i ze wszystkim się zapoznałem w stopniu, mam nadzieję, wystarczającym. Czas więc dokonać rachunku sumienia i przedstawić ewentualnym zainteresowanym jakież to albumy pieściły me uszęta w 2011 roku.
Mam wrażenie, że przed rokiem było łatwiej, bowiem faworyt był jednoznaczny i nikt mu nie mógł podskoczyć, a ciekawe płyty szerzej rozkładały się na gatunkowym spektrum. Teraz jest niemal wyłącznie rockowo, a na dodatek brakuje tu kilku wydawnictw, które nie były aż tak dobre, jak bym sobie tego życzył. Nowy Mogwai to solidna porcja grania, ale poprzednia płyta chłopaków ujęła mnie dużo bardzej. Wrześniowy album grupy dEUS też jest niezły, ale nie zasługuje na miejsce w "topie". Z kolei zaskakująco strawny i "słuchalny" jest nowy dubstepowy Korn, który był ostatnim moim płytowym zakupem w tym roku. Niby kompozycje są powtarzalne, ale jednak uznaję ten eksperyment za udany (posłuchajcie najlepszego na płycie Bleeding Out). Poważnie ujęło mnie również Zwierzę bez Nogi Fisza i Emade, ale wątpię by z czasem było w stanie dochrapać się wysokiego miejsca na liście. Nie do końca są to moje klimaty, choć album wydaje się być naprawdę solidny, a Waglewscy bez wątpienia są piekielnie zdolni. Tak czy siak najważniejsze dla mnie płyty są wyliczone poniżej. Zapraszam.
Warto śledzić - ††† (Crosses)
Shaun Lopez (Far) i Chino Moreno (Deftones) nagrali i wydali za darmoszkę EPkę z pięcioma utworami, które mają stanowić odskocznię od ich codziennych zajęć. Jest więc klimatycznie, eterycznie, gitarowo i samplowo. Część z Was słyszała ich utwór The Years na ścieżce dźwiękowej do Batman: Arkham City. Fajnie się to zapowiada, a w perspektywie są kolejne takie mini-albumy (być może również za darmo), więc na pewno warto się zainteresować.
Wielkie wyróżnienie - OST The Girl With The Dragon Tattoo
Reznor nie umie zrobić chały (no dobra, jego cover Zoo Station mnie nie powalił), więc nic dziwnego, że soundtrack do nowego filmu Finchera to dobra, bardzo dobra, rewelacyjna rzecz. Jednak z racji ogromu materiału (niemal 3 godziny muzyki) i faktu, że jest to dzieło powiązane z obrazem (którego jeszcze nie widziałem), nie jestem w stanie umieścić tego albumu w hierarchii najlepszych. Jest świetny, ale czy lepszy od płyty numer 2 na liście? Nie wiem.
No dobrze, czas teraz na właściwe zastawienie. Oto sześć najfajniejszych płyt 2011 roku według mnie.
6. Ocean - Wojna Świń
Zespołu w zasadzie nie znałem wcześniej, ale zainteresował mnie singiel katowany przez rozgłośnie w tym roku. Płytkę kupiłem niemal w ciemno poczytawszy sobie o zagranicznym producencie, nagraniach gdzieś w londynie o o tym, jakby miał to być najcięższy album w dorobku grupy. Czy jest nacięższy - nie wiem. Czy jest dobry? Bez dwóch zdań. Świetnie zagrane, doskonale zaśpiewane, nie nudzi się ani przez chwilkę. A jako że warto wspierać artystów rodzimych, którzy dobrze robią to, co potrafią robić, zakupiona płytka była w tym roku odtwarzana często.
5. Nosowska - 8
Katarzyna wielka jest i basta. Ostatni, zmieniony Hey bardzo mi się podobał, nowa, zmieniona Nosowska bardzo mi się podoba. Jedyny, początkowy mankament - za mało czadu - szybko odchodzi na dalszy plan, bo ten album wypełniają przemyślane, wielowarstwowe kompozycje z, jak zwykle, świetnymi tekstami. Całość przy okazji nabrała życia i tempa na żywo - seria tegorocznych koncertów z niesamowitymi wizualizacjami to jedno z milszych wspomnień tego roku.
4. The New Regime - Speak Through The White Noise
Ilan Rubin, czyli człowiek-zespół, ma 23 lata, umie grać na wszystkim, grał na perkusji w Nine Inch Nails i do tego wydał świetny album. Nic, tylko umrzeć z zazdrości. Na 12 piosenek składających się na jego drugi album 12 jest dobrych, a z tych 12 dwie są absolutnie rewelacyjne. To kawał przemyślanego, rockowego grania, które cały czas jest dostępne do przesłuchania w całości za darmo. Szacunek!
3. Jane's Addiction - The Great Escape Artist
Powrócili po 8 latach i dołożyli do pieca, pokazując że z wieloma rock'n'rollowcami jest jak z winem - zyskują z wiekiem. Nigdy nie byłem jakimś ich wielkim fanem, choć hiciory znam, a Strays uważam za naprawdę solidne wydawnictwo. Tymczasem nowy album JA to strasznie sympatyczna gitarowa płytka bez oszukiwania słuchacza. Perry śpiewa, jeden Dave wiosłuje, drugi Dave basuje, a Stephen wali po garach. Spójne to, melodyjne, wchodzące w ucho. Mega-pozytywne zaskoczenie.
2. Foo Fighters - Wasting Light
Mieli, kurde blaszka, przyjechać do Polski na koncert. A niech cię, Piotrze Metzu! Na szczęście wydali TAKĄ płytkę, że prawie nie jestem już smutny (a przecież może przyjadą w 2012?). Foo Fighters to zespół idealnie pasujący do określenia "fajny". Maksymalnie sympatyczne chłopaki w nim grają i czerpią z tego maksymalnie dużo radochy, która udziela się słuchaczowi. Poprzednie albumy FF były średnie, niezłe, dobre - na każdym były utwory niemal genialne, ale przeplatane słabszymi. Tym razem w zasadzie cała płytka jest bardzo dobra - bez słabszych momentów (posłuchajcie całości za free). I jeszcze do niedawna była moją płytą roku... :)
PŁYTA ROKU:
Puscifer - Conditions Of My Parole
Durnowata nazwa zespołu, głupkowany tytuł płyty i niepoważna okładka. Ale jaka zawartość! Ach, nawet nie wiem gdzie zacząć. Maynard ma głos, który jest w stanie zapewnić pokój na świecie, a instrumentalne kompozycje zawarte na nowym albumie nakarmią głodujących. Zaskakująco dobra, spójna, idealnie operująca klimatem, atmosferą i gitarowym czadem płytka. Śmiem twierdzić, że gdyby A Perfect Circle miało wydać teraz album, to nie byłby lepszy od tego. Rozpływam się!
I tak to u mnie w tym roku było. A jak było u Was? Może ktoś podrzuci jakąś propozycję, która zawstydzi mój ranking i każe przemyśleć pewne życiowe decyzje? Zachęcam do komentowania i życzę wielu fantastycznych dźwięków w nowym roku.
2 i 3 miejsce- ok, zgodzę się. Pierwsze, no cóż, Puscifer wielkim zespołem jest, ale miał w swoim dorobku lepsze zestawienia hiciorów i basta. Reszte przesłucham i nadrobię. Winszuję smaku muzycznego jednakże.
Dzięki panie Matmanie za komentarz. Przesłuchaj resztę, albowiem powiadam Ci, że warto. Puscifer zaś nie miał lepszego zestawu hitów. To fakt. Nie kłóć się. Z faktami nie można się kłócić :P
Tak trochę zbyt rockowo jak dal mnie, a przecież jest wiele innych gatunków (rozległa elektronika).
Zwłaszcza nie pasuje mi tu Reznor z odgrzewanymi kotletami z NIN :)
Odkąd przestałem kupować i czytać Teraz Rock jestem nie na bierząco z wydarzeniami muzycznymi. Jedyne co wiem to o rozpadzie REM, płycie Metallici czy wznowionej działalności Ministry.
Także dzięki za tekst.
Ciągle muszę zabrać się za muzykę z The Girl With The Dragon Tattoo, bez przerwy brakuje mi czasu. A sama lista całkiem fajna - miło zobaczyć Jane's, strasznie ucieszyła mnie ta płyta. Sam niedawno myślałem jak zorganizowałbym taką listę, i chyba nawet wiem:
1. Machine Head - Unto the Locust
2. Limp Bizkit - Gold Cobra
3. Trivium - In Waves
4. Korn - The Path of Totality
5. Jane's Addiction - The Great Escape Artist
Niestety zebrało się w tym roku też trochę zawodów. Radiohead z The King of Limbs, nowe Rise Against (znowu mdła papka zamiast dobrego grania, a przecież ci goście mają na swoim koncie IMO najlepszą punkową płytę tego tysiąclecia), Mastodon... koniec końców to i tak był niezły rok. Zwłaszcza pod względem odkryć. Wciągnąłem się w tak wiele wybitnych wykonawców i zespołów, których czasem nawet z premedytacją omijałem (Radiohead, Thom Yorke solo, Nine Inch Nails, Korn, Lou Reed, Peter Gabriel), że aż miło.
BTW, widzę te same "typy" w dwóch miejscach - Twisted Tales i Bleeding Out (ten wspaniały, ciężki, ale bardzo delikatnie przesterowany riff gitarowy tak wspaniale kontrastuje z resztą podkładu, uwielbiam ten numer). :D
1. Machine Head - Unto The Locust
2. Ghost Brigade - Until Fear No Longer Defines Us
3. Anthrax - Worship Music
4. Foo Fighters - Wasting Light
5. Luxtorpeda - Luxtorpeda
6. Red Hot Chili Peppers - I'm With You
7. Lenny Kravitz - Black And White America
O rozczarowaniach nie będę pisać, bo o nich najlepiej zapomnieć.
domzz > Bez wątpienia jest cała masa płyt, które powinny się znaleźć na liście najlepszych, ale: moje poletko, moje gusta, moja lista :) Co do Reznora - ja jestem fabojem i już :P. Ale, jak zauważyłeś, jest to wyróżnienie a nie właściwa pozycja na liście.
rog i Agent > Machine Head z kolei jest płytą, którą ja z premedytacją ominąłem (choć słyszałem o niej tylko dobre rzeczy). Może jeszcze nadrobię? :)
Luxtorpedy posłuchałem, ale mnie nie ujęła ta płytka. W tym samym czasie odkryłem Ocean i uważam, że jest dużo lepszy. Red Hoci natomiast są u mnie raczej w kategorii rozczarowań. Pierwsze 3-4 utwory fajne, potem wszystko zlało mi się w jedną całość.
Ogromne podziękowania z mojej strony za wzmiankę o ††† !!! Deftones to dla mnie prawie religia i wstyd że nie wiedziałem nic o tym projekcie. Ep'ka jest wspaniała, jaram się nie mniej niż Team Sleep. Utwór Op†ion pozamiatał, a Chino na całej płycie brzmi niebiańsko :).
SnT > Bardzo się cieszę, że trafiłem :) Chino w jakimś wywiadzie wspominał, że nagrane zostało kilkanaście utworów i na pewno niedługo pojawią się kolejne EPki w podobnym stylu. Czekam więc niecierpliwie i jak rozumiem, czekasz razem ze mną? :)
PS. Skoro Deftones to dla Ciebie religia... Znasz side-project Stephena Carpentera i kolegów o nazwie Sol Invicto? Instrumentalne, ale też smakowite miejscami.
http://www.youtube.com/watch?v=ueyeF1-xT54
Swoją drogą - polecam forum http://www.sharinglungs.com/ ...tam zawsze pełno okołodeftonesowych informacji jest.
Oprócz Wasting Light moim drugim ulubionym albumem tego roku jest Hurry Up, We're Dreaming M83. Jeszcze długo będę się nad nim rozpływał ;)
Mamy zupełnie różne gusta. Z Twojej listy nie wybrałbym niczego, co gorsza słyszałem albumy z pierwszej trójki, jak i Nosowską i Ocean. Nie porwały mnie delikatnie rzecz ujmując (szczególnie jeśli chodzi o Puscifera, bo o ile przy FF można "poskakać", o tyle rękodzieło JMK wydaje mi się po prostu słabe).
Aby tylko nie psioczyć podam też własną listę:
1. Arch/Matheos "Sympathetic Resonance"
2. Ulver "Wars Of The Roses"
3. Dream Theater "A Dramatic Turn Of Events"
4. Redemption "This Mortal Coil"
5. Mastodon "The Hunter"
6. Opeth "Heritage"
7. Anthrax "Worship Music"
8. Nigthwish "Imaginaerum"
9. Wolverine "Communication Lost"
10. Sepultura "Kairos"
+ Beardfish, Blackfield, Steven Wilson, Machine Head, Iced Earth, In Flames, A King Crimson ProjeKct, Grails, Haken, Sherinian, Tesseract, The Devin Townsend Project
Nie chce mi się argumentować, bo robiłem to już tysiąc razy w innych wątkach. Na pewno nie jestem jakiś undergroundem kopanym w dupę pod angielskim barem dla artystów sztuki nienowoczesnej, ale i nie muszę być. Stare, sprawdzone firmy dają radę, a kilku przypadkach i o wiele, wiele więcej.
Mógłbym jeszcze wskazać najlepsze DVD jakim jest koncertowy Ulver. To zresztą w ogóle najlepszy koncert jaki widziałem.
A wśród rozczarowań zacząłbym od słabej polskiej sceny rockowej w tym roku (poza kilkoma wyjątkami). Na pewno w tym gronie na szczycie znalazłaby się nędzna Luxtorpeda. Za to w elektronice jest fajnie, bo w nastroju podsumowującym z Komendarkiem. Na świecie też się znalazło kilka krążków, o których nie warto nawet wspominać... choć w przypadku Trivium warto przestrzegać.
Splinter > Pokrewne, ale różne gusta (najwyraźniej). Nightwisha nie trawię, Ulvera lubię (ale War of the Roses jakoś ominąłem... sam nie wiem dlaczego, muszę się zabrać), a cała reszta istnieje w mojej świadomości jako zespoły znane, lubiane przez wielu i zasłużone, ale zupełnie mi nie podchodzące. Poza Twoim numerem jeden - nie wiem co to :)
A o koncertowym Ulver dowiedziałem się ze stosownego wątku i przeczytałem Twoją reckę. Jeśli pojawi się to za jakiś czas za mniejsze pieniądze, to chętnie kupię. 15 funciaków + wysyłka to na razie dla mnie za dużo.
sekret_mnicha ==> Niebawem ma być w polskiej dystrybucji, chyba w rockserwisie. Ja zamówiłem w Kscope kiedy tylko pojawiła się taka możliwość. Pewnie ostatnie pieniądze wydałbym na ten materiał. Naprawdę mocna rzecz.
dla mnie nr 1 2011 roku jest płyta MACHINE HEAD - Unto the locust - perkusja i gitary na tej płycie są poprostu fenomenalne. Na 2 miejscu dałbym Trivium - In Waves a na 3 miejscu IN FLAMES - Sounds Of A Playground Fading