Moje gry roku 2011: niezależne oraz wznowienia - Pita - 9 stycznia 2012

Moje gry roku 2011: niezależne oraz wznowienia

„Gry roku 2011” by Pita to seria krótkich artykulików o grach, które okazały się dla mnie najważniejsze w minionym już okresie. Nie są to recenzje, lecz raczej kilkanaście zdań na temat najciekawszych moim zdaniem pozycji w poprzednim roku. Tym razem mowa o dwóch typach gier, które mnie kupiły- wznowieniach sprzed lat oraz produkcjach niezależnych.

W środku o Izaaku, myciu talerzy, złej rezydencji i czerwonowłosych awanturnikach.


Tak, nadganiam, ponieważ są wciąż gry, które chciałbym opisać w cyklu, a gonią mnie normalne teksty. Sam sobie grafomanem, redakcją, deadlinem.


Gry niezależne:

Gry niezależne to twardy orzech do zgryzienia – cenię te oryginalne, raczej nie przepadam za tymi, które udają hity sprzed lat. Bo są od nich gorsze, po prostu. Ale Issac i Dishwasher to inna liga, to gry, które stawiam obok World of Goo czy Crescent Pale Mist, jeżeli chodzi o wielkie gry niezależne.

Okres mamy świetny dla kolekcjonowania takich gierek i łuskania z nich perełek (?) – bo wszelkiego rodzaju bundle, wyprzedaże i promocje pozwalają sobie zrobić ładną biblioteczkę gier nawet na kilka lat za mniej niż 60$. Tylko ja zachłanny jestem i gry lubię różne.

Nie zapominam także o Jamestown (wychodzi na złe moje dzielenie na wymyślone kategorie), które pojawi się… w osobnym dziale. W shumpach, po prostu, bo ten rok w nie obrodził. Gry niezależne potrafią być fajne. I są tanie, co jest ważne dla każdego gracza grającego na własnym budżecie.


Dishwasher „2” [Xbox 360]

Może zabrzmi to niedorzecznie, ale Dishwasher 2 jest dla mnie najlepszym tytułem ekskluzywnym na Xboxa 360 w tym roku. Połączenie Devil May Cry, Streets of Rage, Viewtiful Joe i klimatu filmów klasy B w świetnie stylizowanej oprawie jest czadowe. To chyba najlepsza chodzona bijatyka od lat, bijąca nawet na głowę świetne Castle Crashers oraz Pilgrima.

The Dishwasher: Vampire Smile w kwestii ostrych cięć i brutalnych dekapitacji nie ma sobie równych. Wspominając o wybuchowym brawlerze najczęściej myślimy o Viewtiful Joe; którego wspaniała animacja, patenty i design dominowały w gatunku na długie lata. teraz pałeczkę przejmuje Ska Studios. Paranoidalna rzeź ubrana jest w masę ikonicznych rozwiązań, które przy odpowiednim wypromowaniu (wina to wydawcy czy mediów?) byłyby takimi samymi symbolami jak Meatboy, ciasto z Portala czy też charakterystyczne minecraftowe twory.

Poza dopieszczonym wyglądem i dźwiękiem dostajemy system walki wymagający od gracza dużego zaangażowania, operowania arsenałem zabójczych zabawek (ogromna strzykawka to mój faworyt) i przeprowadzania niesamowitych akcji ofensywnych, przerywanych superszybkimi unikami. By stać się efektywnym trzeba długo ćwiczyć, by poznać fabułę należy użyć wyobraźni, a gdy skończy się grę, nie ma nic lepszego niż odpalić ją ponownie. Czeka na nas przejście drugiej kampanii, poznanie nieużywanych wcześniej typów broni, odpalenie multiplayera, wpisanie się w rankingi, podjęcie wyższych poziomów trudności… Ach, i ciągle mówię o grze za 800 MSP.

Gdyby zrobić tę grę w 3D, zachowując jakość to God of War zostałby zjedzony, Devil May Cry zawstydzone, a Bayonetta… Bayonetta zyskałaby godnego przeciwnika. A tej pani brakuje tylko konkurencji.

Recenzja gry


Binding of Issac [PC]

O Isaacu napisano już sporo i nie chce powtarzać po innych – to bardzo dobra gra, która na początku wydawała mi się obrazoburczą na siłę kupką, a potem wyszło, że to fajny shooter/roguelike/action-rpg czy tam zręcznościówka.

Uzależniająca i niepokojąca gra, o której przeczytacie bardzo dobre teksty choćby tutaj i tutaj. Albo tutaj. I jeszcze tutaj. Mi zrobiła dobrze, szczególnie że dostałem ją z Humble Bundle, nie spodziewając się takiego prezenciku. I chociaż groteskowy to prezent, to doprawdy wciąga i nie trudno go pokochać.


Wznowienia:

Jestem święcie przekonany, że na tej liście znalazłyby się także Ico & Kolosy w HD… gdybym tylko w nie zagrał. Ale nie miałem przyjemności sprawdzić ani tego reedycji, ani MGSów oraz Sly’a w HD. Czekam. Czekam aż je zdobędę, aż kupię kolekcję HD Silent Hill, Jaka oraz ZOE. Czekam, bo to gry, które chcę mieć na półce, nawet ponownie.

Dla mnie te pozycje to nade wszystko dowód, że sporo starszych gier warto sobie odświeżać, bo wyznaczały kierunek wielu innym pozycjom, a nawet całej branży. Bo to tytuły, które pokazują, że bardziej od strony technicznej liczy się pomysł, idea, wykonanie, ponieważ dobre gry starzeją się bardzo powoli. Niektóre z nich nawet w ogóle ;)


Resident Evil 4 HD [PS3, Xbox 360]

Resident Evil 4 nawet pomimo upływu czasu jest jedną z najlepszych gier w historii. Co prawda znajdą się intelektualiści, którzy będą mieli za złe temu atmosferycznemu shooterowi TPP z elementami horroru to, że jest atmosferycznym shooterem TPP z elementami horroru, ale kij z nimi. Resident Evil 4 to świetna gra – ładna, ciekawie poprowadzona, z ogromnym światem i fantastycznym gameplayem.

Gęsta atmosfera, dobrze poprowadzona misja w obronę, chmary opętanych – Leon Kennedy ma świetne wakacje. Przebijanie się przez wioski i zamki, pojedynki z dziesiątkami wrogów, wspaniała muzyka – ta gra kojarzy mi się z dziełami From Software, będąc przy tym godną kontynuacją Residenta. Czyli nie zabraknie ciekawych wrogów, konieczności inteligentnego zarządzania przedmiotami, dobrego arsenału.

Brak możliwości chodzenia i strzelania naraz czyni ten tytuł tylko jeszcze bardziej wymagającym, i trzymającym w napięciu, a wspaniały design lokacji powodują radość na twarzy grającego. Resident Evil 4 bardzo wciąga i chociaż podchodziłem do tej gry kiedyś jak pies do jeża to dziś uważam ją za grę obowiązkową dla każdego fana gatunku.

Nawet powolne tempo rozgrywki to kolejna zaleta tego tytułu! Buduje napięcie – stawia gracza na gorszej pozycji. Uczy pokory. I każe planować. Ta gra jest taka dobra dlatego, że wymaga też od gracza – wymaga zaangażowania, powtarzania pewnych elementów, planowania naprzód. To świetny shooter. To świetna przygodówka akcji. To klasyk, którego nie wolno pomijać. To wciąż jeden z najlepszych tytułów od Capcomu.

Wersja HD oparta na edycji z GameCube’a i co mnie zaskoczyło - wciąż wygląda świetnie. Current-genowa wersja posiada także wszystkie dodatki z wydania na PS2/Wii. Nie spodziewałem się tego, lecz czwarty Resident wciąż bawi, zaskakuje i doskonale smakuje. Nie bez powodu ludzie domagali się tego wznowienia.

Recenzja gry


Ys I & II [PSP]

Ys mógłby równie dobrze się znaleźć na liście PSPkowych RPGów roku, ale w takim towarzystwie nie musi czuć się pomijany. Konwersje dwóch pierwszych części wspaniałego action-RPG od Falcomu były dla mnie pięknym noworocznym prezentem – dotychczas znałem je tylko z bardzo słabych wersji na NDSa, a że kolejne części przygód Adola uwielbiam to z zapałem zabrałem się do nadrabiania zaległości.

Nie pożałowałem. Piękna grafika 2D. Trzy wersje soundtracku z gry do wyboru. Fantastyczne artworki. Ogromna dynamika. Wielgachni bossowie. I klimat przygody, przygody, przygody (po trzykroć!). Chociaż to kliszowa historyjka pełna kliszowych postaci to jest to dla mnie przykład idealnej formuły dla RPGów akcji. Zadziwić może fakt, że sami nie machamy mieczem, ale „wpadamy” na wrogów, lecz idzie się szybko przyzwyczaić.

Ys to taka Zelda z czasów NESa/SNESa/GB. Tylko na sterydach. I szybka. I z masą pięknych pań. I z instrumentalną muzyką, której nie brak naleciałości muzyki klasycznej, ale też przede wszystkim elektrycznych gitar, a po której ma się ochotę wyskoczyć ratować świat. To proste, ale ładne gry, w których sporo motywów już się zestarzało,  a mimo to diablo bawią. Pierwszy Ys to gra na kilka godzin, dwójka to znacznie ciekawsza i dłuższa pozycja, w której znajdzie się magia, udawanie potwora, czy ratowanie iście boskich (wstręciuszek ze mnie) bogiń.

Piękna rzecz i po prostu klasyk. A na zakończeniu prawie miałem w oczach męskie łzy!

Oficjalna strona gry


The Legend of Zelda (64): Ocarine of Time [3DS]

Okaryna Czasu przez wielu nazywana jest grą wszechczasów. Dla mnie to spora przesada, jednak bez wątpienia to wielka gra, jedna z pierwszych z tak bogatym, otwartym i ładnym światem w 3D. Przygodówka, w której zbieramy przedmioty, sieczemy i główkujemy, tytuł, który wyznaczał kierunek dla gier takich jak Metroid Prime, czy Darksiders – a zarazem baśniowa, ciekawa historia o chłopaku bohaterze i księżniczce szukającej wybawiciela.

Jazda konna dalej jara, zaś eksploracja z łukiem pod pachą, bumerangiem w pasie i  wielkim światem oraz cudownym klimatem to dla mnie owa ponadczasowa magia Nintendo. Na Nintendo 64 ta gra mordowała. Dziś wciąż robi wrażenie.

Autorzy mocno poprawili oprawę, więc nowa-stara Zelda brzmi, wygląda i gra się świetnie. Żałuję, że nie posiadam własnego 3DSa, ponieważ możliwość pogrania na pożyczonej kopii w ten fantastyczny tytuł przez kilkanaście godzin tylko zaostrzyła mój wilczy apetyt na nowe nisz-gierki i nowe konsole. Ale ani czas, ani $$$ nie pozwalają. A szkoda.


Generalnie zarówno gry niezależne, jak i stare pozycje w nowych wydaniach to takie dwa garnczki miodu, które wciąż są pomijane w Polsce – nie powinny, ponieważ w owych garnczkach, nawet jeżeli są z lekka obtłuczone, czy nawet nie najpiękniejsze wciąż się kryje świeżutki miodzik. A ja lubię miodzik.

Wiem, że zapewne niektórzy mogą oskarżać mnie o niezdrowe fascynacje; wiem, że jest spora opozycja wobec gier starszych oraz mniejszych, ale ponadto wiem, że gry naprawdę dobre są także ponadczasowe. To, że komuś nie podoba się mniej sprawna technicznie oprawa jest tylko i wyłącznie problemem takiej osoby – nie moim. To, że ktoś nie może znieść zagrania w cokolwiek starszego niż 2005 ograbi go z masy fajnych tytułów. I tak dalej. Rozumiem to, ale nie popieram tego. Podobnie sytuacja ma się z grami niezależnymi – chociaż nie lubię większości gier niezależnych to są też takie, które bardzo sobie cenię; które są tanie i fajne. A dobrych gier nigdy za wiele. Tak, w bundlach jest masa – nie bójmy się użyć tego słowa – syfu, ale ten syf nie powinien zasłaniać nam wartościowych tytułów.

Jeżeli zatem macie ochotę na retro oraz indie to cytując z klasyka – „wiecie co z nimi robić”. Kupować, oczywiście.


Twitter Pikselowego Potwora

Facebook Pikselowego Potwora

Pita
9 stycznia 2012 - 20:58