Jest tyle gier, tyle platform, tyle opcji. Każda stara się nas kupić, wciągnąć, zaintrygować, oczarować. Czy to przez konkretny gatunek, urządzenie wskazujące lub konkretne uniwersum. Strzelanki, strategie, erpegi. Steampunk, fantasy, cyberpunk, postapo. Pistolety, miecze, czary, kierownice, piłki. Programów jest masa, narzędzi do ich poznania jeszcze więcej. Rzadko gramy tylko w jedną grę lub obracamy się w obrębie tylko jednego świata wirtualnych doznań. Tak rodzi się tytułowy syndrom GZA, którego mam wrażenie, że nie zawsze jesteśmy świadomi. Gamingowa adaptacja. System, zmysł. To niesamowite z jaką łatwością nam to przychodzi.
Niesamowite, a zarazem interesujące. Ciekawe z punktu widzenia ludologii. Swojego czasu rozmawialiśmy o ilości zainstalowanych gier, w które się bawimy (Szybka rozkmina #26 (W) ile naraz?). Następnie uzupełniłem materiał o pewne zapytanie (Szybka rozkmina #28 Twoje ulubione uniwersum?). Wszystko dało intrygujące wyniki. Lwia część z Was gra „jednocześnie” w kilka gier i to w różnych aranżacjach światów przedstawionych. Świadczy to o pewnej łatwości dynamicznego przestawienia się z jednego systemu (genre + uniwersum + nawigacji) jakiejś gry na drugi. Z książkami czy filmami jest podobnie, powiecie. No ok, ale nimi się nie steruje. Immersja nie jest tak łatwa do uzyskania (choć zapewne zależy to od osoby). Tutaj, momentami musimy całkowicie przekalibrować swoją percepcję. Percepcję nierzeczywistości.
Granie oczywiście graniu nierówne. Od każdej reguły są wyjątki. Ktoś bardziej się wczuwa, ktoś inny mniej. Jedni brylują między propozycjami odmiennych realiów adaptując co się da w sekundę i stu procentach, drudzy są w stanie skupić swą uwagę tylko na jednej grze/serii/gatunku nie mogąc „wejść” w coś innego, mówiąc, że „nie czują” proponowanej alternatywy. Masa ciekawych zależności i powiązań. Cały opisany i zaproponowany przeze mnie system Gamingowego Zmysłu Adaptacyjnego jest poniekąd uśpiony, bierzemy/”kupujemy” go podświadomie. Są jednak sytuacje, w których zdajemy sobie sprawę o magii GZA dobitnie. Do najbardziej odczuwalnych zaliczyłbym różnice w ustawieniach sterowania pomiędzy konkretnymi tytułami. Swobodnie przeskakując np. z jednego erpega na drugi, intuicyjnie wciskamy klawisz odpowiedzialny za bieg, uświadamiając sobie, że „tam” był on pod Altem, a „tu” jest pod Shiftem. Inny gatunek to mocniejsze doświadczenia, np. przeskok z symulatora/gry wyścigowej na strzelankę/strategię lub przygodówkę. Inne zasady rządzące poruszaniem się w nowym/innym świecie. A jednak tak często przychodzi nam to tak łatwo.
To niesamowite jak często bywamy w tak wielu, różnych miejscach jednocześnie. Od żołnierza w okopach podczas II Wojny Światowej przez rycerza z mieczem i tarczą w świecie fantasy po przerażoną dziewczynkę we współczesnym survival-horrorze. Błyskawiczna adaptacja gamingowych miejsc i wydarzeń. Taki specyficzny umysłowy, zmysłowy teleport. Gracze to ciekawe istoty. Napiszcie co o tym myślicie. Oczywisty, pseudonaukowy bullshit walący truizmem czy interesujące zjawisko, którego często doświadczamy, lecz rzadko zdajemy sobie z niego sprawę?
P.S. Jeśli podoba Ci się moja działalność, subskrybuj mój kanał na serwisie YouTube (Światy Urojone) oraz "Polub" ROJA klikając na łapę po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje. Doceniam i pozdrawiam. ROJO
Rojopojntofwiu: