Atlus i ACE Team pokazały zwiastun gry Zeno Clash II i przybliżyły jej datę premiery – bardzo mnie to ucieszyło, bo pierwsza część tej serii zapadła mi w pamięć. Od tej pozytywnej wiadomości zaczynamy przegląd wieści o produkcjach niezależnych. Tym razem utrzymany w klimatach E3, bo nawet na tej złej, korporacyjnej i komercyjnej do bólu imprezie nie mogło zabraknąć gier indie.
Co działo się w Los Angeles? Nintendo pokazało Wii U i przybliżyło parę gier, jakie trafią na konsolę. Znajdą się wśród nich także tytuły niezależne, którym przewodzi Trine 2. Na samych targach nie zabrakło stoiska IndieCade, prezentującego kilkanaście mniej lub bardziej znanych gier. Prawdziwą perełką jest jednak informacja o europejskiej wersji Tokyo Jungle, gry, która urwie Wam głowy.
Zapowiedź: Zeno Clash II
Atlus i studio ACE Team pokazały pierwszy zwiastun gry Zeno Clash II, którą, powiem od razu, jaram się bardzo. Od zapowiedzi produkcji minęło już naprawdę sporo czasu i w zasadzie trochę powątpiewałem, że ją zobaczymy. ACE obiecał „dwójkę” właściwie zaraz po premierze „jedynki”, a potem długo milczał. Na szczęście wygląda na to, że ten niezależny chilijski producent znalazł dobrego partnera. Atlus wydał przecież poprzednią grę ACE Team, czyli Rock of Ages, którego recenzowałem na blogu (a wcześniej zrobiłem wywiad z twórcami). Firma pomogła również przy konsolowej wersji Zeno Clash.
Domyślam się, że gra o toczącym się kamieniu nie była żadnym wielkim hitem sprzedażowym, ale i tak zainteresowała sporo ludzi (dobra gra, sprawdźcie). Teraz ekipa może wrócić do swojego pierwotnego pomysłu i rozwinąć go tak jak chce. Na to, że ACE Team zrobi takie Zeno Clash, jakie zawsze chciało wskazują na razie dość skąpe zapowiedzi i opisy. Pojawiają się w nich zwroty „otwarty świat”, „dłuższa kampania” i „tryb kooperacji”. Nie wiem, czy wiecie, ale przygoda ACE Team z grami zaczęła się od modów, a później projektu gry sandboksowej, na bazie której powstał Zeno Clash. Projekt upadł, bo autorzy podeszli do niego zbyt ambitnie.
To pokazuje, że ekipa z ACE Team potrafi uczyć się na błędach i mam nadzieję, że pokaże to w Zeno Clash 2 (bo „jedynka”, choć dobra, miała parę bledów i sprawiała wrażenie trochę niedokończonej). W grze wcielimy się ponownie w Ghata, mieszkańca wyjątkowo pokręconego świata Zenozoik, który wyruszy na pomoc Ojczymatce. Tym razem u boku jednej ze swoich sióstr, kompanki w wyproszonym przez fanów dwuosobowym trybie kooperacji. Nie zmienia się stylistyka serii – to wciąż surrealistyczne wizje rodem z obrazów Boscha. Dzięki temu ACE Team może bawić się w zasadzie na dowolnym znośnym silniku. Siłą gry nie są polygony, czy efekty, ale pomysłowość i zdolność do twórczego kolażu.
Sednem gry pozostanie bez wątpienia jej główna unikalna cecha (zaraz obok wspomnianej oprawy): rozbudowany system walki wręcz ukazanej z perspektywy pierwszoosobowej. Moim zdaniem działało to świetnie już w pierwowzorze i pokazywało, że nie trzeba uciekać się do quick-time eventów, żeby zrobić dobrze wyglądające sceny tłuczenia wrogów. Na E3 można sprawdzić malutką próbkę drugiego Zeno Clash – podobno rozgrywka i sterowanie są płynniejsze oraz przyjemniejsze w odbiorze. I to właściwe wszystko, co wiemy w tym momencie. Więcej info wkrótce – czekam na odpowiedź ACE Team.
Zeno Clash II wyjdzie w 2013 roku na PC i konsolach Xbox 360 oraz PlayStation 3 (w dystrybucji cyfrowej).
Nindie: Wii U dostanie indyki i Project P-100
Konferencja Nintendo była słaba i dość mocno się na niej wynudziłem, więc moje zainteresowanie tą platformą jest na razie znikome (gdyby powiedziano chociaż, że demo technologiczne w stylu Zeldy przeobrazi się w pełną grę...). Co nie znaczy jednak, że nie śledzę informacji na jej temat. A ostatnie wieści z E3 wnoszą pewien optymizm dla fanów indyków. Tak, gry indie pojawią się na Wii U, bo sama platforma będzie uzbrojona w pełnoprawny system dystrybucji cyfrowej. Odpowiada za to oczywiście MiiVerse, czyli, jak nie omieszkał wyjaśnić Satoru Iwata, połączenie słów „mii” oraz „universe”. Ok, dość nabijania się z tego naprawdę przemiłego pana - przechodzimy do konkretów.
Na oficjalnej części konferencji indycza część sceny była reprezentowana przez specjalną wersję Trine 2 i Scribblenauts Unlimited (który swoją drogą wyjdzie także na PC). Ale zacne produkcje Frozenbyte i 5th Cell to nie wszystko. We wspomnianym systemie dystrybucji online zagości parę innych produkcji. To daje pewne podstawy ku temu, aby stał się on miejscem przyjaznym dla niezależnych twórców. Wśród „startowych gier indie” na Wii U nie ma może żadnych tytułów, które urywałyby głowę, ale od czegoś trzeba zacząć.
Czego można się spodziewać? Wii U dostanie między innymi grę Runner 2, czyli nowy produkt z linii bit.trip stworzony przez Gajin Games. Osobiście nie ekscytuję się tym jakoś bardzo, ale musze przyznać, że większość muzyczno-rytmicznych tytułów tego studia, jakie widziałem była w porządku. Te gry działają na pewnej zasadzie: dopiero jak przejdziesz w nich jakiś poziom, poczujesz ich siłę.
Na liście produkcji, które wyjdą na Wii U pojawiła się też gra Chasing Aurora, czyli nowy projekt studia Broken Rules, znanego z całkiem fajnego And Yet It Moves. W produkcji polatamy sobie ptakiem nad Alpami. Całość będzie eksploracyjną platformówką z systemem fizyki, zaawansowaną inteligencją innych istot i ładną oprawą. A w tle mają przygrywać utwory zagrane na... „alpejskich instrumentach”. Serio.
Wii U otrzyma jeszcze trudnego Aban Hawkins & the 1,001 Spikes od firmy Nicalis oraz jeszcze trudniejszego Cloudberry Kingdom. W bezczelny sposób pozwolę sobie przejść jednak do innej, wcale nie niezależnej gry - Project P-100. Z prostej przyczyny – bo to dzieło PlatinumGames (Bayonetta, Vanquish), a jej czołowym producentem jest Hideki Kamiya, znany też jako „gość od Okami”. Zanim przejdę dalej, rzućcie okiem na zwiastun tego cudeńka:
Na mnie Project P-100 zrobił większe wrażenie niż wszystko inne pokazane przez Nintendo na konferencji. Włącznie ze słitaśnym Pikminem 3, do którego w zasadzie nowa produkcja twórców Bayonetty jest dość podobna. Pokierujemy w niej tłumem ludzi przeistoczonych w superbohaterów i będziemy bić kosmitów. Zwiastun wygląda ładnie, rozgrywka jest szybka i pomysłowa, a całość sprawia wrażenie GRY, a nie tylko czegoś, co ma zareklamować możliwość palcowania ekranu. Nowe pomysłowe i intrygujące produkcje – tego oczekuję, a nie przeróbek i nowych starych gier.
Samo Nintendo z zachodnimi grami indie nigdy sobie za dobrze nie radziło. Super Meat Boy miał być na platformach firmy, ale ostatecznie trafił gdzie indziej. Jason Rohrer stworzył niedawno grę Diamond Trust of London na DS-a, ale żeby ją wydać musiał wykorzystać Kickstartera. Na 3DS-a trafiła za to świetna platformówka Terry’ego Cavanagha – VVVVVV. Mam nadzieję, że Wii U da szansę takim tytułom.
Musiszmieć: Tokyo Jungle – survival o... zwierzętach
Gra Tokyo Jungle zostanie wydana w Europie przez firmę Sony – ta informacja była pewnym zaskoczeniem, bo bywa ona określana najdziwniejszą rzeczą, jaką mogła wymyśleć Japonia i czymś zupełnie nieprzystającym do zachodnich rynków. Nie dla mnie, bo w tej postapokaliptycznej, zręcznościowej grze o zwierzętach walczących o przetrwanie w opuszczonym i zrujnowanym Tokio, odkryłem w sobie kilka wspomnień z gierczanego dzieciństwa.
Nie wiem, czy pamiętacie takie tytuły jak SimAnt, czy Wolf/Lion. Pierwszy z nich stworzyło nieodżałowane studio Maxis, które kiedyś trzaskało gry zaskakujące i świeże. W SimAnt rozwijaliśmy mrowisko w ogrodzie i domu pewnej rodziny: biegaliśmy mrówką, kopaliśmy doły i tłukliśmy wielkie pająki, omijając kosiarki, buty i kontakty elektryczne. Wolf i Lion to symulatory tytułowych zwierząt – gry niedoskonałe, ale jednak intrygujące. Tokyo Jungle jest pewną kontynuacją tej tradycji i głosem w nieistniejącej debacie na temat zwierząt, jako zbyt rzadko eksploatowanych materiałów na bohaterów gier.
Tokyo Jungle wygląda śmiesznie, bo zwierzęta z gry są przesadnie wesołe i skaczą jak oszalałe, a grafika odbiega od zachodniego „standardu” postapokaliptycznych krajobrazów. To nie zmienia faktu, że w tle toczy się tutaj zacięta walka o przetrwanie, która wymaga ofiar. W Tokyo Jungle pokierujemy przeróżnymi istotami – od małego pieska, przez gazelę, aż po lwa. Mniejsze z nich będą musiały trzymać się razem, większe zapolują same – w jednym z dwóch trybów: opowieści i przetrwania.
Kilkunastominutowy filmik, który wrzuciłem wyżej powinien dać Wam odpowiedź na pytanie o to, czy warto w ogóle myśleć o kupnie Tokyo Jungle. Mnie zainteresował, bo jest w nim wszystko, czego spodziewałbym się po podobnej grze: eksploracja terenu, polowania na słabsze istoty, możliwość założenia stada, system przebierania bohatera w ludzkie ciuchy, czy chociażby walki z bossami... Bo ta gra nie udaje, że jest poważnym symulatorem, co nie znaczy, że zabraknie jej klimatu.
Co więcej, grę propsuje sam Tak Fuji, bohater niesławnej surrealistycznej konferencji Konami, którą wychwalałem w tekście o śmiesznych wpadkach na E3. Tokyo Jungle wychodzi 7 czerwca w Japonii i pewnie za parę tygodni lub miesięcy trafi także do Europy.
Indie na E3
E3 to impreza głośna, mainstreamowa i wypełniona po brzegi cover-shooterami. Nawet na niej znalazło się jednak miejsce dla stoiska poświęconego produkcjom niezależnym. Pokazano na nim kilkanaście tytułów z selekcji, której dokonała ekipa festiwalu IndieCage. Nie będę rozpisywał się o każdej z gier, bo o paru z nich pisałem wcześniej (np. A Valley Without Wind). Ważne jest to, że to kolejna lista, którą warto przejrzeć – większość tytułów zasługuje na uwagę.
Na E3 pokazano:
Opisy poszczególnych produkcji znajdziecie na stronie IndieCade. Ja dopiero zaczynam je przeglądać, bo przyznam, ze nie wszystkie znam. Jeśli więc znajdziecie coś fajnego przede mną, dajcie znać pod spodem. W zamian za to podrzucam Wam ufnie linka do zwiastuna jeszcze jednej ciekawej produkcji - tym razem muzycznej i tworzonej przez studio Superbrothers z udziałem Jima Guthrie oraz Deadmau5: Sound Shapes™. Pozdro!