Recenzja Dear Esther. Inna niż wszystkie - Cayack - 13 stycznia 2014

Recenzja Dear Esther. Inna niż wszystkie

Cayack ocenia: Dear Esther
81

Droga Esther,

Piszę do Ciebie, kiedy jest już po wszystkim. Wiem, że nie chciałaś sama tam jechać i mnie odradzałaś to samo. Wciąż pamiętam Twoje słowa. „Jest tyle innych miejsc w które możesz się udać. Przecież mało kto słyszał o tym miejscu”. Ja jednak postanowiłem już dawno. Nie wiedziałem kiedy to zrobię, ale było jasne, że prędzej czy później wybiorę się tam. O wyjeździe zadecydowała jedna chwila, moment spontaniczności na który za rzadko sobie pozwalam. Teraz, gdy wróciłem, opowiem Ci, co tam ujrzałem.

dear-esther.com

W podróż nie zabrałem ze sobą niczego. Żadnego bagażu, ekwipunku, nawet kija z przewiązaną na końcu szmatką. Nie były mi potrzebne. Nie przyjechałem tutaj czegokolwiek zmieniać. Nie zostawiłem za sobą pogorzeliska, niczego też nie zbudowałem. Moja aktywność ograniczyła się do spacerowania i obserwowania. Moi znajomi, zwykle świadomi tego gdzie jestem i co robię, mogli nawet nie zauważyć mojej obecności w tym miejscu. Przypłynąłem tym kajakiem bez dna. Wiedziałem, że swoje sprawy załatwię szybko i nie zabawię tu zbyt długo.

Był chyba 1972 rok, gdy wszystko się zaczęło. Założono nową rodzinę, która przez siedem pokoleń i raczkującym ósmym zmieniała się, piękniała, szukała siebie. Najpierw operując symbolami i godząc się na umowność, upodobniła się w końcu do mistrzów malarstwa, tworzących kopie tak bliskie oryginałom, że przeciętne oko nie dostrzeże różnicy. Nie wszystkie dzieci były kochane tak samo, a pochodzenie części z nich było nawet poddawane w wątpliwość. Czasem to niechciane dziecko może zaoferować niesamowitą podróż, przełamywanie barier i przesuwanie granic. Olbrzymia jest zaiste potęga wyobraźni. Czy wszystko należy definiować?

W wędrówce towarzyszył mi głos nieznajomego mężczyzny. Był chyba z Edynburga lub okolic, choć mogę się mylić. Mówił zagadkami, skacząc z tematu na temat. Sam jednak nie chciał ze mną rozmawiać. Równie głuchy na moje uwagi, jak te głazy, których tyle mijałem po drodze. Bliski i wyobcowany zarazem. Mój jedyny towarzysz w tej podróży.

Szybko zorientowałem się, że do celu prowadzi tylko jedna ścieżka. Ujrzałem to wyraźnie, niczym farbę fosforyzującą po zmierzchu, na koniec słonecznego dnia. Nie zwlekając ruszyłem nią zatem. Nie zamierzałem się zatrzymywać na tej drodze do Damaszku. Podczas pobytu odchodziłem od zmysłów, zwiedzając przedziwne miejsca. Co jest prawdą, a co przywidzeniem? Pogrążony w zadumie, staczam się w otchłań oniryzmu.

Była spokojna, rzekłbym nawet kojąca. Słyszałem pianino, słyszałem skrzypce, słyszałem dźwięki które pomogły mi przetrwać podczas pielgrzymowania. Małe dzieła sztuki. Piszę list, na niebie ciemno i słyszę tylko bicie swego serca. Zupełnie inaczej, niż tam. Choć byłem sam i nie widziałem żywej duszy, to mógłbym przysiąc, że słyszałem głosy.

Byli też inni przed nimi. Dynastia rozpoczęta tysiące lat temu, przetrwała do dziś.  Znaleźli się tacy, którzy nie chcieli zaakceptować tego związku. Dwadzieścia jeden sekund - czasem tylko tyle wystarczy, by przedwcześnie kogoś krzywdząco ocenić. Nieodpowiedzialnie, jak nieodpowiedzialny jest pijany kierowca siadający za kółko. Czy to przez dzielące ich różnice? A może przez klasę społeczną, wiek, pochodzenie? Lub klapki na oczach, zaślepiający fundamentalizm. Tak łatwo ulec uprzedzeniom. Ten mezalians przeklęty, któremu wszyscy są przeciwni.

Było coś dziwnie znajomego w tym miejscu. Chodź nigdy tu nie byłem, to nie mogłem wyzbyć się poczucia, że coś podobnego już widziałem. To nie była jedna z tych wysp, gdzie krystalicznie czysta woda zaprasza Cię do zażycia kąpieli. Gdzie piasek w kolorze złota mieni się muskany promieniami słońca. Tutaj woda to czarna toń, ciągnąca Cię na dno. Mimo wszystko trudno odmówić mu specyficznego uroku. Było go nawet więcej, niż można się spodziewać.

Odbyłem w swoim życiu wiele podróży. Zazwyczaj po powrocie umiałem jednoznacznie określić, czy warto gdzieś się udać. Ale to miejsce jest inne. Wymyka się tradycyjnym podziałom. Być może miałaś rację, że dotąd tam nie pojechałaś. Ale tego dowiesz się dopiero wtedy, gdy stamtąd powrócisz.


 Jeśli: 1. spodobał Ci się mój tekst i chcesz go pochwalić lub uważasz, że jest słaby i należy mi się nagana; 2. zgadzasz się ze mną lub widzisz sprawy zupełnie inaczej; 3. po prostu chcesz być na bieżąco - zawiń do Przystani na Facebooku i daj mi znać. Jeśli masz w sobie żyłkę szpiega, możesz także śledzić mnie na Twitterze. Moje opinie o tworach kultury lub aktualnych wydarzeniach, z których nie buduję dłuższych tekstów, trafiają właśnie tam.

Cayack
13 stycznia 2014 - 11:59