Electronic Arts niepokazujące żadnych gier, Microsoft aktywnie zniechęcający do zakupu swojej konsoli – po konferencjach, które obejrzałem, Ubisoft nie miał trudnego zadania z zaprezentowaniem się lepiej od poprzedników. Niestety, tak jak u EA brakowało pokazów rozgrywki z gier, tak u Francuzów problem był zgoła odmienny – za dużo, zbyt długo, za mało ciekawie.
Niemal każdy segment prezentacji gier francuskiego molocha składał się z tych samych elementów: przydługiego gadania producentów o swoich grach oraz gameplay’i, które były jednak stanowczo za długie i bardzo szybko zaczynały męczyć. Czasem tylko do tego dochodziły nieźle zmontowane, klasyczne trailery, które minimalnie podbijały zainteresowanie całą transmisją.
Na początek, chyba żeby odbębnić jak najszybciej i mieć to z głowy, zaprezentowano Just Dance 2017. Chociaż zaprezentowano to chyba za dużo powiedziane, bo po prostu kilka dziwnie ubranych osób potańczyło na scenie w rytm Don’t Stop Me Now zespołu Queen, po czym niezmordowanie prowadząca od lat konferencje Ubisoftu Aisha Tyler (i niezmiernie zawyżająca ich poziom) zapowiedziała kolejną edycję tej serii. Nie, żeby ktoś w ogóle brał pod uwagę, żewersji 2017 mogłoby nie być i taka zapowiedź była komukolwiek potrzebna…
Kiedy już załatwiono, co załatwić najwidoczniej trzeba było, przyszła kolej na bliższe spotkanie z tytułem, który rok temu skradł konferencję Ubi – Tom Clancy’s Ghost Recon: Wildlands. Najpierw pokazano świetny zwiastun CGI, potem zaś robiącą spore wrażenie, ale jednak mocno przydługawą rozgrywkę. Widać spory nacisk na taktyczne podejście, do tego, jak to u Ubisoftu, wielki i otwarty świat, możliwość poruszania się po nim różnymi pojazdami. Klimat lokacji kojarzył mi się mocno z piątym Metal Gear Solid V, co jest chyba dobrym prognostykiem.
Następnie na tapecie pojawił się nowy South Park. Zobaczyliśmy aż trzy oddzielne fragmenty rozgrywki oraz jeden zwiastun filmowy poprzetykane rozmówkami twórców. W Kijek Prawdy wciąż jeszcze nie zagrałem, ale przyznać muszę, że prezentacja narobiła mi na obie odsłony serii olbrzymiego smaku. „Dwójka” będzie ostro cisnęła po filmach Marvela, czyli idzie w klimaty, które są wybitnie pode mnie. To był chyba jedyny punkt prezentacji, w którym poświęcenie ponad dziesięciu minut na jedną grę mnie nie usypiało – więcej w tym jednak zasługi żartów niż absorbującej rozgrywki.
Division zaprezentowało się bardzo skromnie, już chyba ciekawiej wypadło na konferencji Microsoftu. Jakieś nowe ciuszki, krótki zwiastun DLC Przetrwanie – więcej zapewne zaprezentowane zostanie na oddzielnym wydarzeniu, które ma się odbyć dzień później.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że ze wszystkich firm to właśnie Ubisoft postanowi męczyć nas technologią VR. Pokazano dwie gry, Eagle Flight oraz Star Trek Bridge Crew – obie nastawione na rozgrywki online i obie reklamowane jako świetna zabawa z przyjaciółmi. Mało jest pojedynczych osób chętnych na zakup ultra drogiego sprzętu do VR, a co dopiero znaleźć całą paczkę znajomych gotowych na taki wydatek. Na dodatek Eagle Flight, w którym wcielamy się w tytułowe orły, wygląda na tytuł, który w ciągu kilku minut może doprowadzić do mdłości. Czy wspomniałem, że obie prezentacje były zdecydowanie za długie i usypiające?
For Honor miał dla mnie bardzo sympatyczną niespodziankę – tym razem skupiono się na prezentacji kampanii dla pojedynczego gracza, której istnienie nawet nie było do końca pewne. Tytuł ten, który rok temu najpierw bardzo mnie zainteresował, by chwilę później stać się kompletnie obojętnym wraz z informacją o tym, że to produkcja stricte sieciowa, ponownie trafił na mój radar. To może być bardzo przyjemny slasher – chociaż przydłuuuugi gameplay nudził niemiłosiernie i robił co się dało, bym jednak odpuścił sobie ten tytuł.
Pokazano sequel Grow Home zatytułowany Grow Up oraz stylistycznie nawiązujący do Far Cry: Blood Dragon tytuł Trials of the Blood Dragon. Oba kompletnie mnie nie interesujące, więc wspominam jedynie z kronikarskiego obowiązku.
Na tym etapie konferencji byłem już bardzo, ale to bardzo znudzony przydługimi konferencjami i nadmiernym gadaniem. O tym, jak bardzo byłem zmęczony, świadczy to, że za potencjalnie ciekawy moment uznałem segment poświęcony naczelnemu tasiemcowi Francuzów, Assassin’s Creedowi. Niestety, o nowej części serii nie było ni słowa – zamiast tego przez kilka minut mogliśmy posłuchać zapewnień, że nadchodząca ekranizacja nie będzie tak nieudana jak niemal wszystkie inne ekranizacje. Na koniec przynajmniej pokazano nowy zwiastun tytułu.
Przedostatnim punktem programu było Watch Dogs 2. Pokazano gameplay – zgodnie z tradycją ustanowioną przez tę konferencję, za długi i w efekcie nudny. Serio, nawet taką samograjkę udało się zaprezentować w nużący sposób. Imponujące!
Na koniec zostawiono bombę – prezentację zupełnie nowej własności intelektualnej. Chociaż bliżej mi do stwierdzenia, że była to bombka. Taka na choinkę. Steep to zręcznościówka pozwalająca na jazdę na nartach, spadanie na spadochronie i latanie na wingsuicie. Tytuł jest nastawiony na zabawę z przyjaciółmi po sieci i wygląda gorzej, niż wydany cztery lata temu na PS3 SSX. Nie wiem, kto w Ubisofcie wpadł na pomysł, żeby gwoździem programu robić grę należącą do niszowego gatunku, z którego konkurencja pouciekała lata temu. Sama prezentacja tytułu była oczywiście dokładnie taka, jak można się było spodziewać – dłuuuuuuga i nudna. Dzięki, ale nie, dzięki - wolę wrócić do SSXa.
Wszystkie obejrzane dotąd przeze mnie konferencje wypadły wyjątkowo marnie. I co zabawne, na żadnej z nich problemem nie okazały się same gry, tylko sposób ich prezentacji. Microsoft ma jakiś dziwny epizod autodestrukcyjny, Electronic Arts nie pokazuje gier tylko ludzi je rysujących, a z kolei Ubisoft prezentuje za dużo i w skrajnie nudny sposób. Nie tak to powinno wyglądać! Cała nadzieja w tym, że chociaż Sony przygotuje niezapomniane szoł, które będziemy długo wspomina. Bo jak na razie to każdą konferencję z opisywanych przeze mnie można było spokojnie olać i po prostu obejrzeć związane z nimi zwiastuny gier.