Posty z dnia 2 sierpnia 2017 na serwisie gameplay.pl

The End, czyli o zakończeniach gier słów kilka

Odkąd zaczęto traktować gry w sposób zbliżony do literatury czy filmu, czyli odkryto w nich ogromny potencjał do opowiadania historii, siłą rzeczy podporządkowano wirtualne fabuły starożytnym już właściwie założeniom kompozycyjnym. Odpalając grę, w której fabuła jest kluczowa, czy nawet taką, w której jest ona jedynie pretekstem do siania chaosu, oczekujemy mimowolnie trzech rzeczy: wstępu, rozwinięcia akcji i zakończenia.

Pierwsze Call of Duty jest idealnym przykładem tego, jak typ kompozycji zamkniętej został zaadaptowany na potrzeby gier. Pierwsza misja to obóz szkoleniowy, wprowadzenie w podstawy rozgrywki; pozwala nam wejść (a następnie dosłownie wskoczyć) w realia II wojny światowej. Rozwinięcie akcji to nic innego, jak pełna skryptów i heroicznych czynów strzelanina, poznanie też po drodze dwóch pozostałych protagonistów. Wszystko kończy się w Berlinie, historycznym zawieszeniu radzieckiej flagi nad Reichstagiem. Czysto, przejrzyście, bezpiecznie. A teraz wyobraźcie sobie, że kampania omawianego shootera kończy się gdzieś w Ardenach. Ekran się przyciemnia, a potem dostajemy po prostu krótki stylizowany filmik o tym, że Alianci zdobyli Berlin i wojna się skończyła. To byłby pomysł równie słaby, co każda czynność wykonana po słowach „potrzymaj mi piwo”, bo graczowi zostaje właściwie wydarte zakończenie, satysfakcjonująca konkluzja historii, w której od kilku godzin bierze czynny udział. Nawet produkcje, w przypadku których fabuła nie jest ich największym atutem po prostu muszą mieć zakończenie, które da graczowi frajdę, pokaże mu, że to, co robił przez ostatnie kilka / kilkanaście / kilkadziesiąt godzin miało sens.

Ależ lat przybyło. Temu Call of Djutu.

Odpowiednio skonstruowane zakończenie może mieć jeszcze większy efekt, kiedy w grze pojawia się w zasadzie jakakolwiek nieliniowość – świadomość, że to my w jakimś stopniu mieliśmy wpływ na to, jak ostatecznie potoczą się losy poszczególnych postaci czy nawet całych cywilizacji jest bezcenna i właściwie unikatowa dla gier wideo.

czytaj dalejBlinky
2 sierpnia 2017 - 23:44

Prodigy - The Fat of the Land. 20 lat minęło...

30 czerwca 1997 roku na muzycznym rynku pojawiło się dzieło, które zatrzęsło posadami tego, co wówczas było znane jako muzyka popularna. Album The Fat of the Land grupy The Prodigy (na potrzeby tego wydania nazwa zgubiła "the") stał dosyć daleko od gatunków, z którymi kojarzono tę markę. Big beat? Rave? Techno? Jasne, to tam było, gdzieś w środku, ale to organiczność żywych instrumentów i gościnne występy sprawiły, że ta płyta to coś dużo większego i lepszego, niż mogło się wydawać. Prawdziwa elektroniczna alternatywa!

W połowie lat 90-tych mainstreamowy rock pomału dogorywał. Grunge się wyczerpał, a nowa fala ciężkiego grania, z nu-metalem na czele, dopiero raczkowała. Rynek potrzebował czegoś nowego, atrakcyjnego, co zbudowałoby pomost między muzycznym podziemiem a szczytami list przebojów. W 1992 roku parkiety dostały świetne Experience, za pomocą którego Liam Howlett czarował fanów rave i jungle. W 1994 roku Music for the Jilted Generation dodało jeszcze tłustsze rytmy okraszone okazjonalną gitarą. Ewolucja osiągnęła szczyt w 1997 roku - wtedy zadebiutowało dzieło niemal kompletne, muzyczne ciasto wyrastające z najlepszych składników, będące więcej niż tylko sumą części składowych.

czytaj dalejfsm
2 sierpnia 2017 - 11:25

Przerost ambicji. Recenzja filmu "Atomic Blonde"

Efektowne kino szpiegowskie z Charlize Theron w roli głównej stara się połączyć najlepsze trunki w rodzaju „Johna Wicka”, Jamesa Bonda i „Szpiega” w jeden wystrzałowy koktajl. Niestety mieszanka wybuchowa nie odpala tak, jakby życzyli sobie tego twórcy.

czytaj dalejMaciejWozniak
2 sierpnia 2017 - 10:35
kalendarz wiadomości
2017
sierpień
Nie Pon Wto Śro Czw Pią Sob
    1 2 3

4

5
6 7 8 9 10 11 12

13

14 15 16 17 18 19

20

21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31