Jak już nieraz pisałem, nie przepadam za grami FPS. Właściwie, od czasów „Quake’a III” wciągnął mnie tylko „Bulletstorm”. Wszelkie inne miały niemiły zwyczaj odrzucać mnie nudą po kilkunastu minutach. Nie żeby były słabymi grami, po prostu taki mam gust… Serię CoJ znam tylko z pierwszej odsłony (przy dwóch podejściach, dwukrotnie odrzuconej z ziewnięciem), dwójki nawet nie miałem ochoty wypróbować. Jak zapewne się domyślacie, trójki tym bardziej. Klimat Dzikiego Zachodu też nie jest moim ulubionym – może i ma garść uroku, ale zdecydowanie bardziej wolę go w filmach niż w grach. Co w takim razie sprawiło, że sięgnąłem po nowego CoJ? Nie ukrywam, że były to przede wszystkim skillshoty i komiksowa grafika. Oczywiście miałem spore wątpliwości, czy gra da mi coś poza ładnymi zdjęciami?
Dzisiaj trwa ostatni dzień Wiosnobrania, czyli cyklu promocji na gry z dystrybucji cyfrowej, organizowanego przez sklep Muve.pl. Przy okazji poprzedniej takiej akcji, czyli Zimobrania, napisałem artykuł zatytułowany „ciekawe promocje, tragiczna organizacja”. Jak było tym razem?
Niesamowita konferencja, na której została zaprezentowana nowa generacja konsoli Xbox! Już od pierwszych paru minut każdy wiedział, że to co ogląda jest naprawdę nową, przełomową technologią, która zrewolucjonizuje branżę gier wideo i wykreśli jej tor rozwoju przynajmniej na następne kilka lat.
Bardzo chciałbym móc napisać takie coś (zresztą, właśnie to napisałem), niestety to, co zobaczyłem podczas konferencji pozostawia jedynie znaki zapytania i lekkie uczucie zagubienia. Co się właściwie dzieje z elektroniczną rozgrywką? W jakim kierunku podąża Microsoft? I tak właściwie… Co to w ogóle było? Cokolwiek przeczytacie poniżej, to tylko subiektywna opinia zmierzłego gracza - proszę o tym pamiętać.
Szanowny czytelniku, po wieloletnich podróżach po wodach Archipelagu Nowomedialnego postanowiłem nakreślić skrótowo obraz przedstawicieli jednego z najczęściej spotykanych tutaj zawodów. Na podstawie obserwacji, rozmów z innymi żeglarzami, a i nie stroniąc od wykorzystywania dysput zasłyszanych na co większych forach, zarysowałem niniejszy obraz nowomedialnego pirata.
(Tekst z kluczem tak jawnym, że co chwilę można się o niego potknąć, ale gdyby ktoś naprawdę jakimś cudem go przeoczył, słowa kluczowe – zwane również tagami – mogą być pomocne.)
(Katowice, 17-26 maja 2013)
Bywa tak, że miejscowe kina nie oferują nic ciekawego, bo pośród filmowych nowości udaje się wyłapać co najwyżej jedną lub dwie pozycje, na których zresztą już się było. Jeżeli dodatkowo mieszka się w mieście, gdzie wyświetlanie filmowych klasyków wcale nie jest zbyt powszechne, zupełnie normalne jest czekanie z niecierpliwością na kolejny festiwal filmowy - najlepszą okazję, żeby zobaczyć swoje ulubione filmy sprzed kilku(nastu/dziesięciu) lat na dużym ekranie.
Zapraszam do czwartego artykułu z cyklu „Była taka gra”. Zgodnie z jego koncepcją, przedstawiam kolejny z tytułów, które kiedyś były uważane za ciekawe i oryginalne gry ale z jakiegoś powodu nie doczekały się jeszcze ani jednej kontynuacji, remake’u, rebootu i w ogóle jakoś o nich ucichło. Tym razem: The Sting! Kariera Gangstera.
Główny bohater gry nazywa się Matt Tucker i jest złodziejem-włamywaczem, który właśnie wyszedł z więzienia i próbuje zacząć od nowa swoją karierę. Gier o różnego typu gangsterach mamy już właściwie niemałą stertę, ale ta jest naprawdę wyjątkowa.