Wielka tajemnica - recenzja Kara no Shoujo
Steampunk w grach wideo - o Arcanum, Thiefie, Niebiosach Arkadii. O magii i parze.
Tactics Ogre: Let Us Cling Together - moja gra roku 2011
Pikselowa sztuka - recenzja Mother 3
Gry dla fabuły - czym są visual novels?
Retrospektywa: Planescape, gra w którą (wciąż) trzeba zagrać
Mijający tydzień przyniósł start nowego Indie Royale oraz muzycznego Humble Bundle. Jeżeli jesteście fanami RPG to powinny Was zainteresować oba: bo z jednej strony dostajemy za grosze przyjemne RPGi, z drugiej płacimy ile chcemy za OST z jednej z ciekawszych pozycji ekskluzywnych gatunku jaka pojawiała się na przestrzeni ostatnich lat.
Dark Scavenger to jedna z najciekawszych gier w jakie grałem w tym roku. Świetnie wykonane połączenie visual novel, RPG i gry paragrafowej kupiło moje serce i polecam je Wam jak tylko mogę. Grę recenzowałem jakiś czas temu na serwisie gadżetomania, a teraz zapraszam Was do przeczytania wywiadu z jej autorami.
Często zdarza mi się tęsknić za klasykami ze SNESa, Amigi, Neo-Geo, lub starych konsol SEGI. Grami, które po prostu kupowały mnie swoim wyglądem i prostym, lecz wymagającym typem rozgrywki, głównie opierającym się na zasadzie „skacz, i strzelaj, rządź i dziel” ;).
Brakuje mi cudów jak Super Castlevania, Metal Slug, Shadow of the Beast, lub właśnie Metroid i Turrican. I oto pojawia się Gunlord, będący wszystkim czego mi trzeba. Inspirowany owym legendarnym Turricanem oraz niemniej kultowym Metroidem, podwójny pogrobowiec, ostatnia nadzieja białych – niezależny zespół NG:Dev.Team ponownie wypuścił grę na Neo-Geo oraz Dreamcasta. Zagrałbym w nią, ale jest mały problem.
Lubię mit arturiański i naprawdę żałuję, że tak rzadko zostaje bezpośrednio wykorzystany w grach wideo. Oczywiście nie brakuje strategii, czy Excaliburów, nie brakuje nawiązań do postaci lub wydarzeń, ale za to brakuje gier, w których po prostu kreowalibyśmy legendę bezpośrednio rękoma rycerzy okrągłego stołu. Gier takich jak ta. Knights of the Round to konwersja automatowego hitu na konsolę Nintendo, co po tragicznym SNESowym Final Fight mogłoby budzić pewne obawy. Co prawda pewne rzeczy poszły lekko pod nóż, jednak sam materiał źródłowy oraz drobne dodatki dla wersji konsolowej po dziś dzień czynią z Rycerzy Okrągłego Stołu jednego z najlepszych beat’em upów pokazując, że Capcom jednak potrafił.
Kupując niedawno nareszcie swoje własne Wii doczekałem się bardzo miłej niespodzianki – w zestawie znalazłem oryginalnego Mega Mana 10! Jako że Mega Man 2 należy do moich ulubionych gier, a 9 mam za jedną z najciekawszych stylizowanych na retro produkcji ostatnich lat, to w mig zabrałem się za ogrywanie najnowszych przygód niebieskiego bohatera.
Jest pewna niepisana zasada mówiąca, że czegokolwiek nie zrobi się z Garfieldem on i tak będzie śmieszniejszy niż w oryginale. Akcje takie jak popularny Garfield bez Garfielda, czy zremisowany Garfield to doskonale udowadniają, choć ma się rozumieć, że nie są dla każdego.
Soulless jest tytułem, na który wpadłem kompletnie przypadkiem, a który szybko mnie zainteresował. To kolejna gra wydana na C64 w ostatnich latach, stworzona na retro-maszynę z dzisiejszą wiedzą i do tego cholernie dobry platformer bez walki, za to z nastawieniem na eksplorację.
Gra, w której wcielamy się w pozbawionego duszy, zdeformowanego króla Rizeka polega w zasadzie na skakaniu i zbieraniu przedmiotów, jednak robi to ze świetnym stylem. Stylem, jakiego mogłoby jej pozazdrościć wiele dzisiejszych gier na mocniejsze maszynki.
Media znane są z tego, że oceniają różnie. Kapryśnie. Zgodnie z modami. Niestety ten trend także wciąż dotyczy dungeon crawlerów, które wychodzą na konsole. Są rynkiem ignorowanym, niedocenianym i spychanym w nisze, wręcz przeciwnie do swoich szanowanych pecetowych braci, co mnie, jako zwolennika gatunku po prostu odrobinę boli.
Tony Hawk’s Pro Skater 2 było swego czasu moją ulubioną grą. Chociaż generalnie zawsze najbardziej lubiłem bijatyki oraz RPGi, to właśnie ta produkcja była dla mnie „pasieką miodu”. Doszedłem wręcz do momentu w życiu, gdy wszystkie inne gry jawiły mi się jedynie przerywnikami od Jastrzębia. Giereczkami. Pierdołami. Puchem marnym, ot co.
Grałem w niego sam. Grałem z przyjaciółmi i wrogami. Organizowałem małe turnieje. Speedrunowałem, pobijałem rekordy, szukałem błędów, sprawdzałem różnice między edycjami NTSC a PAL, potem dorwałem na Dreamcastcie i znów go katowałem. Żyłem nim, aż mi nie przeszedł po długich latach, bowiem trójka już nie wywarła na mnie takiego wrażenia, chociaż świat ją słusznie pokochał.