Legendy Polskie Allegro pod względem muzycznym
Rozmawiamy z Malukah - artystką i kompozytorką uwielbianą przez graczy
Najlepsza muzyka w grach: The Elder Scrolls IV: Oblivion
Retro electro, czyli elektronika z VHS kontraatakuje!
365 dzień na Ziemi, czyli mój rok na Gameplay'u.
Jak wydawane są soundtracki z gier (dyskusja) - Słowo na niedzielę(44)
Mam wybiórczy stosunek do Wielkiej Czwórki Thrash Metalu, składającej się z tak legendarnych formacji jak Metallica, Anthrax, Slayer i Megadeth; za „Metę” dałbym się pokroić, Anthrax wspominam głównie dzięki fantastycznemu koncertowi, jaki dali na Woodstocku, na Slayera muszę mieć dzień, a w moim odtwarzaczu zapętliła się tylko jedna płyta zespołu Dave’a Mustaine’a. Tworząc wcześniej delikatne tło, cobyście mieli pojęcie, z jakim zespołem się mierzymy, opowiem Wam dzisiaj dlaczego żaden inny krążek poza „Peace Sells... But Who’s Buying” z dyskografii Megadeth, mnie nie przekonał.
Gdy fsm rzucił temat „Znany wykonawca, którego tylko jednej płyty słucham” od razu wiedziałem o czym napisać – o Nirvanie i jej wybitnym krążku MTV Unplugged in New York. Niestety taki tekst jakiś czas temu już popełniłem, więc bez sensu byłoby to powielać. Moim następnym strzałem był tekst o… U2. Płyta Zooropa jest dla mnie ich szczytowym osiągnięciem, reszty (chociaż mam w domu kolekcjonerkę Achtung Baby) nie mogę po prostu strawić. Wciąż nie miałem takiego zespołu, a termin oddania tekstu zbliżał się nieubłaganie. W końcu wymyśliłem. Oto Daft Punk i ich Random Access Memories.
Tematy tygodnia do tej pory zahaczały głównie o motyw gier, czas więc na zmianę. Padło hasło - a czy Wy też macie jakiegoś wykonawcę lub zespół, którego tylko jeden album jest dobry i słuchalny? Okazało się, że macie. Więc przez najbliższy tydzień codziennie będziecie dostawali od nas po jednym tekście poruszającym ten właśnie temat. W moim przypadku tą jedyną płytą pewnego znanego zespołu, której lubię słuchać w całości, totalnie ignorując wszystkie inne, jest Pop grupy U2. Zacny kawał muzyki, powiadam.
Po niezwykle przyjemnym zaskoczeniu, jakim była wysoka jakość ostatniego albumu od Lany Del Rey z ciekawości poszukałem czy jej płyta nie wyszła przypadkiem na winylu. Okazało się, że dostępna jest nie tylko wersja winylowa, ale także kolekcjonerskie pudło. Nie zastanawiając się bardzo długo nabyłem to wydanie ciesząc się, że będzie w moim posiadaniu i że będę miał kolejną ciekawą rzecz do pokazania w serii Unboxing. A zatem prezentuję Wam Ultraviolence Super Deluxe Limited Box.
Kolejny odcinek Newsów. W tym tygodniu niestety pożegnaliśmy trzech wielkich muzyków, ale nie zabrakło również tych lepszych informacji.
11.07.2014 – 18.07.2014
Pewnego razu w odległym mieście Meksyk spotkał się chłopak z dziewczyną – oboje zafascynowani muzyką gitarową, oboje lubujący się w mocniejszych brzmieniach. On miał kapelę thrashmetalową, ona postanowiła do niej dołączyć. Okazało się jednak, że Meksyk nie jest gotowy na pikantniejsze granie. Duet pożegnał kolegów z zespołu i wybrał się w podróż po Europie. Sprzedali gitary elektryczne, kupili akustyczne. Drapieżnego grania nigdy nie porzucili, zmienili jednak nieco repertuar. Pracowali nad własnymi kawałkami, lecz nie stronili od coverów. Odkąd opuścili swój rodzinny kraj, wypracowywali swój styl, szkolili się w obranych technikach. Trudno uwierzyć, że żadne z nich nie ma wykształcenia muzycznego. Grywali na ulicach, w pubach, kawiarenkach. Pomieszkiwali w Niemczech, Danii, aż w końcu w Dublinie poczuli się jak u siebie w domu. Nikt nie przypuszczał, że z ulicy trafią na scenę festiwalu Oxygen. Mimo że potrafili w ciągu dnia grania wyciągać kilkadziesiąt funtów, nie podejrzewali, że kiedykolwiek przyjdzie im współpracować z samym Hansem Zimmerem. Kim są bohaterowie historii? Rodrigo y Gabriela.
W związku z pracą oraz studiami zdarzyło mi się w tym tygodniu wyjątkowo sporo podróżować autem. Odczekując swoje w korkach (powrót do nadmorskiej miejscowości), na światłach i walcząc z innymi kierowcami o miejsce na przedzie (na szczęście tylko mentalnie, jako pasażer), słuchaliśmy jednocześnie radia oraz jego mieszczańskiego odpowiednika, aby być na bieżąco ze stanem trasy. Pomiędzy wyzwiskami, obelgami oraz, o dziwo, pozdrowieniami i pożądanymi informacjami udawało nam się przesłuchać kilku najpopularniejszych piosenek, które w trakcie czterogodzinnej podróży powtarzały się od trzech do pięciu razy. I nawet wpadały w ucho.
Sonisphere to festiwal z bardzo długą, niezwykle bogatą i barwną tradycją. Ta nazwa jest obecnie uznaną i potężną marką w świecie festiwali i już nikogo nie dziwi, gdy np. widzi się taki cudowny line-up, który w tym roku został sprezentowany fanom w Wielkiej Brytanii. Ale wiadomo – co na Zachodzie (i chociaż są to stereotypy, to wiele w nich prawdy) jest wielkie, niekoniecznie musi być takie samo na terenach „mniej cywilizowanych”. Np. w Polsce. Nasza rodzima edycja tego festiwalu od początku nie zapowiadała się szczególnie wybuchowo czy bogato. Ba! Niektóre informacje, które docierały do nas mogły budzić więcej niż niepokój (tylko jeden dzień, całość zlokalizowana na Stadionie Narodowym). Wybrałem się jednak na festiwal, bo bardzo mi zależało na jednym – zobaczyć w końcu na żywo Metallikę. Tylko na tym mi zależało, tylko z tym wiązałem nadzieje. I nie pomyliłem się – i to w ogóle. Bo sam koncert Mety był znakomity, natomiast polska edycja Sonisphere to po prostu żart.
Seattle było na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku miastem kompleksów: rodzimi artyści z zazdrością spoglądali w stronę odnoszących sukcesów kolegów po fachu z bardziej rozpoznawalnych metropolii, jak Nowy Jork czy Los Angeles. Z biegiem czasu okazało się jednak, że nigdzie indziej na świecie nie wykształci się tak ścisle współpracująca ze sobą społeczność, która mimo tego, że przyjdzie jej ze sobą wzajemnie rywalizować, nigdy nie zapomni o swoich korzeniach i zawsze będzie się wspierać. Rodzinna atmosfera sprawiła, że na przełomie dziesięcioleci w Seattle wykształcił się muzyczny nurt zwany grunge’m, którego reprezentantami i promotorami była tak zwana Wielka Czwórka: Alice in Chains, Soundgarden, Nirvana i Pearl Jam. To właśnie tym ostatnim zespołem zajmiemy się dzisiaj.
Kolejne Newsy – kolejna dawka informacji ze świata muzyki/audio. Chociaż i ten tydzień obfitował w wiele ciekawych informacji, to jedna z nich bez wątpienia zasługuje (i można to chyba powiedzieć już teraz) na miano newsa roku - Pink Floyd wydaje nową płytę.
3.07.2014 – 10.07.2014