Niezwyciężony Thanos pogrąża się w coraz większym szaleństwie. Przyczyną tego stanu jest miłość. Jej adresatem - sama Śmierć. Pewnego dnia, wpatrując się w Studnię Nieskończoności poznaje sposób na zdobycie niezmierzonej potęgi. Musi odnaleźć sześć potężnych Kamieni, które pozwolą błyskawicznie wymazać połowę istnień we wszechświecie. Ma nadzieję zadowolić tym samą Śmierć.
Punisher nie należy do moich ulubionych postaci. Mroczny, pozbawiony skrupułów mściciel, którego wojna i osobista tragedia sprowadziły na drogę walki z przestępczością słabo do mnie przemawia. To chyba przez to, że widzę w nim dość jednowymiarową kreację. Bez miejsca na bardziej rozbudowany portret psychologiczny. Jest niczym figura mającą stworzyć poligon dla detonacji najróżniejszej broni, agresji i innych wyładowań. Mimo wszystko sięgnąłem po MAX’a, bo to seria szeroko polecana, a poza tym mało któremu scenarzyście ufam tak, jak Garthowi Ennisowi. Oto co otrzymałem:
Od jakiegoś czasu odczuwam zmęczenie kolejnymi filmami Marvela. Zamiast z niecierpliwością wyczekiwać wizyt w kinie, jak to miała miejsce za czasów Irona Mana, pierwszych Avengers czy zapomnianego dziś Incredible Hulka, coraz częściej zadowalam się oglądaniem adaptacji komiksów Domu Pomysłu w domowym zaciszu, gdy już pojawiają się na VoD. Dekada teoretycznie mieszających formułę z innymi gatunkami, ale u swego serca bardzo podobnych obrazów, wśród których ledwie garstka bardziej się wyróżnia, zrobiła swoje.
Serialowe uniwersum Marvela przez ostatnie lata znacząco się rozrosło. Śledzenie wszystkich jego trybików potrafi zmęczyć nawet największych fanów superbohaterów, zwłaszcza, gdy nie ograniczamy się wyłącznie do tytułów wchodzących w skład Kinowego Uniwersum Marvela, chcąc być także na czasie z serialami związanymi z X-Men. Prawda jest jednak taka, że nie wszystkie tytuły sygnowane logiem Domu Pomysłów warto oglądać – choć wśród nich znajdziemy świetne perełki, trafią się tam także projekty, które okazują się zwyczajną stratą czasu.
Egmont konsekwentnie przeprowadza nas przez najważniejsze serie i wydarzenia ery Marvel Now. Przeszliśmy już przez te gorsze eventy (Era Ultrona), te lepsze (Nieskończoność), jak i te nijakie (akurat o Grzechu Pierworodnym nic nie pisałem). Nadeszła pora na Axis i w odróżnieniu od całej reszty wydarzeń z tego okresu była to historią o której słyszałem wyłącznie złe rzeczy.
Jak ja lubię być tak miło zaskakiwany.
Nie spodziewałem się dwóch rzeczy: hiszpańskiej inkwizycji i tego, że cykl Moje Najki doczeka się w 2017 roku siódmego odcinka. Oto jednak ląduje przed Wami – moje subiektywne, nietypowe podsumowanie roku, w którym wyróżniam i krytykuję gry, filmy, anime, książki i wspominam, wspominam i jeszcze raz wspominam. Tym razem nie będzie aż tak retrogamingowo, jak poprzednio, ale znajdzie się też parę klasyków i nadrabianych po latach hitów. Rozsiądzcie się wygodnie, zaczynamy.
W maju 2008 roku na ekranach kin pojawił się filmowy odpowiednik zwrotu "a co mi tam, zagram, nie mam niczego do stracenia, a mogę wygrać wszystko". Iron Man wygrał wszystko i zapoczątkował triumfalny pochód bytu znanego jako Marvel Cinematic Universe. Ponad 13 miliardów dolarów przychodu, 17 premier za nami, drugie tyle w planach lub czekających na premierę... A dzisiaj zostaliśmy zapowiedź ukoronowania 10 lat, jakie spędziliśmy z bohaterami Marvela. Panie, panowie - oto zwiastun Avengers: Infinity War!
O ile lubię Kinowe Uniwersum Marvela jako całość, tak część wchodzących w jego skład filmów kompletnie nie przypadła mi do gustu. Do grona tego zaliczają się pierwsze dwa obrazy poświęcone Odinsonowi, którym ni w ząb nie udało się odwzorować uroku najlepszych komiksów o Thorze, ani nawet choćby odrobinę wyjść poza bezpieczne ramy typowego kina superbohaterskiego. Na szczęście Ragnarok odcina się od swoich poprzedników, stawiając na kolorową i wypełnioną muzyką z syntezatora, radosną oraz pełną humoru opowieść przygodową, którą ogląda się z prawdziwą przyjemnością.
Fabuła filmu skupia się na tytułowym mitologicznym przeznaczeniu bogów, wielkiej bitwie, która ma doprowadzić do zniszczenia Asgardu. Thor stara się zapobiec odwiecznej przepowiedni, co jednak nie należy do łatwych zadań, gdyż w międzyczasie siedziba Asów zostaje najechana przez Helę, boginię śmierci roszczącą sobie prawa do tronu. Pierwsze starcie z potężnym wrogiem Odinson przegrywa sromotnie, co z kolei sprawia, że osłabiony bohater trafia na planetę Sakaar. Tam czeka go walka o życie i wolność.
You had one job, Taika... One job! And... you did it awesome! Tymi słowami najprościej można skwitować najnowsze dziecko w filmowej rodzinie Uniwersum Marvela – Thora: Ragnarok, w reżyserii Nowozelandczyka Taiki Waititiego (znanego szerzej głównie dzięki „wampirzym Trudnym Sprawom”, czyli dokumentalizowanej komedii What We Do in the Shadows – Co robimy w ukryciu).
Choć Carol Danvers, czyli Ms. Marvel, zadebiutuje w Kinowym Uniwersum Marvela dopiero w przyszłym roku za sprawą Avengers: Infinity War, wiemy już, że superbohaterka grana przez Brie Larson – utalentowaną aktorkę znaną m.in. z Pokoju i Kong: Wyspy Czaszki – odegra w finale trzeciej fazy MCU ważną rolę. Źródłem tej informacji jest Kevin Feige, jeden z głównych producentów filmów Marvela.