Ach, Megarace 2. Tytuł w moim mniemaniu owiany pewną legendą. Wydana w 1996 roku przez Mindscape produkcja nigdy nie została specjalnie doceniona, bo trafiła w zupełną próżnię, mając fatalną dystrybucję i zbyt wysokie wymagania sprzętowe.
Czy jest coś gorszego, niż wysoki poziom trudności gry, którego się wcześniej nie wybrało w opcjach? Tak, nagły skok poziomu trudności do pułapu wywołującego frustrację.
Jeśli brakuje nam zręczności, wytrwałości, talentu i dlatego przegrywamy kolejne potyczki, wyścigi czy partie to da się to w miarę rozsądnie uzasadnić. Wina leży po naszej stronie i wiemy, co trzeba robić, gdzie się poprawić, żeby daną przeszkodę pokonać. Ale jak ta przeszkoda jest chorym wymysłem autorów to rośnie nie samozaparcie, a frustracja.
Koniec z narzekaniami samotników! Dzisiaj każdy może bawić się w multiplayerowych produkcjach, nawet gdy jest typowym samotnikiem. Wystarczy Kinect i złapany pies, posiadana rybka, dmuchana lala albo mocno wczorajszy sąsiad.
Generalizując nieco, nie sposób nie przypiąć Nintendo Wii łatki konsoli z grami „popierdółkowatymi”. W porównaniu do konkurencyjnych maszyn, „krzywo stojące pudełko” ma do zaoferowania najwięcej gier dziwnych, małych i krótkich.
Lubię serię Lego Video Games. To odprężająca zabawa w przyjemnej atmosferze z bohaterami znanymi z kinowego ekranu. Ale po tym, co mi klocki wykręciły ostatnio chyba będziemy mieli ciche dni.
Poddaję się. Atmosfera wokół Gran Turismo 5 jest już tak gęsta, że można by wieszać siekiery. Strach przeglądać strony podejmujące temat dzieła Polyphony.
Tytuł tekstu zdaje się sugerować, że autor odda się za moment dramatycznej egzaltacji i dokona na scenie takiego aktu emocjonalnego, że czytelnicy przed monitorami swoich komputerów zemdleją ze wzruszenia.
Wielu z nas doskonale zna serię Metal Gear Solid. To ona przyczyniła się w dużej mierze do popularyzacji gatunku skradanek i zwiększenia roli fabuły w produkcjach na konsole i komputery. Ale czy kojarzycie grę przez wielu nazywaną „polskim Metal Gear Solid".
A jednak są jeszcze na tym świecie gry, które wydane tylko na komputery osobiste potrafią przynieść autorom i wydawcy wymierne zyski. I jak już się pewnie domyślacie jest w tym zdaniu pewien haczyk.
Oczywiście na pierwszym miejscu w rankingach sprzedaży w Wielkiej Brytanii znalazł się Football Manager 2011, gra która naprawdę nie nadaje się do zabawy na telewizorze, z padem w ręku. Wiem o tym, bo próbowałem kiedyś walczyć z managerami na konsolach, nawet przenośnych, niestety ograniczenia w opcjach oraz sterowaniu okazały się dla mnie nie do przeskoczenia.
Muzyka ma to do siebie, że potrafi poprawić odbiór gry lub też go całkowicie zepsuć. Mnie akurat ostatnio ścieżka dźwiękowa psuje zabawę w 187 Ride or Die.
Na fali popularności rapu, tuningowanych fur, złotych łańcuchów i „homie gangsta nigga slangu” UbiSoft wydał grę, w której w ciekawy sposób połączono założenia z Twisted Metal z tymi z Need for Speed. Powstała gra wyścigowa, w której wrogów da się zarówno wyprzedzać jak i niszczyć seriami z karabinów. Wszystko wygląda całkiem przyjemnie i tak też się gra, ale autorzy zwyczajnie przegięli z oprawą dźwiękową.
Prince of Persia Collection, Ico&Shadow of The Colossus, Sly Collection, God of War Collection. Chyba można już zacząć przebąkiwać o nowej tendencji na rynku gier. Zestawy dawniej wydanych produkcji, po odpowiednim odświeżeniu, stają się marketingowym strzałem w dziesiątkę.