Analizowanie zapowiedzi Hideo Kojimy to zawsze wypadkowa festiwalu fanbojstwa, czytania ze szklanej kuli i głębokich nadinterpretacji – inaczej się po prostu nie da. Metal Gear to cykl, który w magiczny sposób ciągnie się przez trzy dekady, opowiadając wciąż o wojnie i o ludziach, którzy trafiają na jej fronty, poświęcając swe życie dla idei.
Rząd, terroryści, zemsta na rządzie, zemsta za zemstę... jest tu masa faktów rozsypanych w wielkiej piaskownicy, które co kilka lat są nabierane do wiaderka i powstaje z nich nowa część serii. W zasadzie są to dwie historie: niesamowitego żołnierza (Big Boss) i jego niesamowitego klona (Solid Snake), których chronologia została tak zaburzona na przestrzeni lat, że zrozumienie o co w niej chodzi wymaga wzmożonej medytacji – tu postaram się pomedytować i wyciągnąć wszystkie teorie, które można mieć podczas oglądania pierwszego zwiastuna Metal Gear Solid 5: The Phantom Pain.
Na pewno.
Akira to przełomowa adaptacja komiksu Katsuhiro Otomo, człowieka który odpowiadał również za przeniesienie go na ekran. Z pewnoscią jest to przełomowy obraz dla anime, cyberpunku i kina końca lat 80tych. Kultowa do granic możliwości mieszanka zniszczonego Neo Tokio szykującego się do zorganizowania pierwszej po trzeciej wojnie światowej Olimpiady i eksperymentów związanych z odnalezieniem cząstki boga w człowieku nie jest filmem koło którego przechodzi się obojętnie.
To właśnie Akira i Ghost in the Shell na dobre przetarły szlaki poważnej japońskiej animacji na Zachodzie. Wobec tych dzieł nikt już nie mógł już zasłaniać się ignorancją i momentalnie dołączyły do grona produkcji, które wpłynęły na rozwój światowego kina. Na razie skupmy się jednak na historii młodego szefa gangu motocyklowego, Kanedzie.
Nie do końca rozumiem fenomen mikropłatności (bo jak przyznają przedstawiciele firm – to naprawdę się sprzedaje), nie lubię ich, nie kupuję, nie chce o nich słyszeć... Z przekory nie wydaję pieniędzy nawet na DLC* - wszystko po to, by nie wspierać bandytów źle zarządzających projektami. Jak się jednak okazuje, ja mogę się buntować w najlepsze, kilka innych osób też, a rynek i tak jest w niewyleczalnym stanie rozdrobnienia za sprawą tych, którzy uwielbiają dopłacać za coś co im się należy.
Na otarcie łez sobie o tym popiszę...
Keita Takahashi to prze-koleś, który wraz ze swą muzykalną żoną prowadzi firmę Uvula zajmującą się promowaniem ich twórczości. Obecnie Keita siedzi w co-working space w Los Angeles gdzie wraz z innymi mózgami opracowuje nowe projekty poszerzające spektrum gier wideo.
Piszę o tym z dwóch powodów: (1) bo to ojciec Katamari, (2) bo chce stworzyć arcade'owy tytuł o dorastających dzieciakach znajdujących świerszczyki w lesie. Czyli Tenya Wanya Teens.
Kiedy w październiku 2010 leciałem do sklepu po Enslaved: Odyssey to the West biłem się z myślami. Zakup tej gry praktycznie wyzerował mi konto, chciałem więc żeby to wyrzeczenie się opłacało, żeby była dobra, wreszcie – żebym nie czuł się jak skończony nerd wydając ostatnie pieniądze na kolejną giereczkę na kilka godzin.
Na szczęście produkcja Ninja Theory dała mi masę zabawy i pozwoliła poznać dwie świetne postaci, Monkeya i Tripitakę... a zatem - pytam się co dalej? Bo zdecydowanie chciałbym jeszcze trochę z nimi po przebywać.
Neo Plus było wyjątkowym pismem przynoszącym do Polski nurt jakim było zero granic w graniu i szarpanie na wszystkim na czym tylko się da. W czasie gdy upadały magazyny o korzeniach amigowo-commodorowych, a pecetowe periodyki głosiły jak to fajnie być true-blacharzem (dziś już albo ich nie ma, albo schyliły się po mydło i piszą o konsolach) Marcin Górecki wniósł do naszych domów wesołą, wielosprzętową część życia, pokazując, że można się pogodzić interesy Game Boya, Dreamcasta, PlayStation i wielu innych maszyn.
Tocząc comiesięczny bój z redakcją PSX Extreme, przez lata związaną tylko z maszynkami Sony, Neo Plus było świetnym przykładem na to ile wielkich rzeczy można zrobić z pasji. I nawet jeśli komuś przyjdzie do głowy twierdzenie, że nie działo się tam nic wielkiego to musi szybko zdać sobie sprawę z tego, że jest w błędzie – bo już samo stworzenie takiego magazynu, prowadzenie go w profesjonalny sposób przez naturszczyków i dbanie o każdą platformę to świetna rzecz. Tym bardziej, że zawierał w sobie masę pamiętnych artykułów.
Teraz Neo już nie ma. Bardzo wielka szkoda.
Tomb Raider to przygoda na wyspie pełnej niebezpieczeństw, znajdziek, bólu i cierpienia głównej bohaterki. Dla sprawnego przejścia przez całą grę warto pamiętać o kilku ważnych rzeczach, które postanowiłem wyjaśnić w tym pozbawionym spoilerów poradniku.
Jedziemy:
ZINTERNETU to niesamowicie sprytnie nazwana forma wpisów (ma w sobie „zin”, „internet”, „u” i odpowiedź na pytanie „skąd to wziąłeś?” - po prostu mózg wybucha) w których będę udostępniał świeże rzeczy, na które wpadłem podczas codziennego pływania po wzburzonych wodach sieci. Na serio.
Dziś skupimy się na najnowszym animowanym fenomenie Tumbrla, nowej wersji Gry o Tron w licealnych realiach, komediowych radach dla Microsoftu, muzyce dla graczy, ubraniu związanym z Journey i kinowym zwiastunie Harvest Moon: Back to the Nature.
Kiedy „duże kino” okazuje się być czymś więcej niż amerykańskim popisem grafików komputerowych zawsze jest to coś z czego warto się cieszyć... nawet jeśli splendor spływa na wyrobników z innego krańca świata.
Mamoru Hosoda, który według mnie osiągnął coś wielkiego przy okazji Summer Wars (o czym już pisałem) nakręcił przynajmniej jeszcze jeden film, który warto zobaczyć i o którym warto rozmawiać. Jest nim O dziewczynie skaczącej przez czas/The Girl Who Leapt Through Time/Toki o Kakeru Shōjo – czyli niezwykła historia Makoto, która *niespodzianka* potrafi skakać przez czas.
Ekranizacja Gear of War to coś co musi nastąpić. Nie ukrywam, że lubię serię o wojnie z szarańczą i doceniam jej wkład w rozwój i promocję nowej (już starej) generacji konsol. Nie będę się nawet mierzył z olbrzymim hejtem, który opiera się na zarzutach w stylu „amerykańskie pudziany rzucają one-linery”, gdyż ta seria to po prostu rozgrywka, rozgrywka, rozgrywka, rewelacyjnie połączona ze swym stylem graficznym, czy się to komuś podoba czy nie.
Siła broni, uczucie rozrywania mięsa, gęsta krew i mordercza walka o każdy metr po prostu dobrze pasują do korpusu ciężkich marines mierzących się z bestiami wychodzącymi spod ziemi, i jest w tym więcej sensu niż chociażby w zmartwychwstaniu Sheparda, za które ciężkimi milionami zapłacił palący cygara hologram tylko po to, by wysłać go na misję samobójczą...
Przejdźmy jednak do rzeczy, czyli do tego jak powinien wyglądać film Gears of War:
Bizzare Creations to jedni z wirtuozów gatunku ścigałek – ich największym osiągnięciem było Metropolis Street Racer, które w rewelacyjny sposób łączyło prawdziwe miejsca, piękne samochody i wymagający, arcade'owy model jazdy. Ludzie kupowali Dreamcasty z myślą o tej grze, z czasem seria przeskoczyła na Xboksa jako Project Gotham Racing... W maju 2010 wydano coś zupełnie nowego, czyli Blur. Była to ostatnia gra tego brytyjskiego studia i jednocześnie jedna z największych niespodzianek jakie zaserwowano fanom wysokich obrotów, dynamicznej muzyki i zbierania power-upów.