Strażnicy Galaktyki powrócili, a ich przygody są równie kolorowe, zwariowane i pełne humoru, co za pierwszym razem. Można się też u nich doszukać całkiem pokaźnej liczby mrugnięć oka do komiksowych fanów oraz podpowiedzi, czego możemy się spodziewać w przyszłych filmach kinowego uniwersum Marvela – i to wcale nie tylko w pięciu (!!!) dodatkowych scenach po napisach.
W tym roku na już trzeci mój Pyrkon przybywałem mając dwa jasno sprecyzowane cele – ignorując wszelkie prelekcje czy konkursy, zagrać w jak największą liczbę planszówek oraz wypić jak najwięcej piwek ze znajomymi z kraju. Ponieważ zaś cel numer dwa spektakularnie nie wypalił i zamienił się w jeden wielki festiwal mijania się z prawie wszystkimi, mogłem się w całości skupić na „jedynce” i przekonać się, jak wygląda poznańska impreza z punktu widzenia fana gier bez prądu.
Książka Amerykańscy Bogowie Neila Gaimana długo wydawała mi się tytułem nieprzetłumaczalnym na język serialu. Senna, powolna i pełna klimatu narracja, która dopiero w finale ulegała znaczącemu przyspieszeniu, kompletnie nie pasowała mi do formy poszatkowanych na wiele odcinków, cotygodniowych godzinnych seansów przed ekranem. Moje nastawienie mocno zmieniły jednak ociekające klimatem materiały promocyjne, dzięki którym American Gods z czasem stało się jedną z najbardziej wyczekiwanych premier telewizyjnych tego roku. Wrażenia po pierwszym odcinku mogę podsumować dość nietypowo: otóż, panie i panowie, Hannibal powrócił.