Najlepszy film Christophera Nolana? - recenzja Tenet
Niewidzialny człowiek - recenzja filmu
Długi tytuł, średnia zawartość - recenzja filmu "Ptaki nocy"
Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie - to nie jest film dla fanów dzieł Jamesa Camerona
Bez Michaela Baya może być lepiej! - recenzja filmu Bumblebee
Kontynuacja w rytmie dubstepu - recenzja filmu Deadpool 2
Battlefield 3 od kilku dni jest na ustach wszystkich graczy świata. Czy słusznie? Każdy na pewno potrafi ocenić sam, czy studio DICE dostarczyło godnego następcę drugiej części. Mi nowe dzieło Szwedów bardzo się podoba, to kawał mięsistej strzelaniny zakrapianej militariami w najlepszym wydaniu. Mimo ogólnego dobrego wrażenia tytuł nie ustrzegł się kilka błędów i uchybień, co skrzętnie wypunktowałem w recenzji na Gry-OnLine. Jeżeli ekipa ze Sztokholmu napoci się przy patchach, obraz gry powinien ulec poprawie. A wtedy pozostanie nam tylko grać, grać, grać, jeść, pić i grać.
Jednym z najciekawszych elementów rozgrywki Battlefielda 3 są mapy. Twórcy przyłożyli się do nich bardzo mocno. Pod kątem wizualnym nie można im w zasadzie niczego zarzucić. Wszystko co składa się na budowę lokacji prezentuje się wybornie. Nieco więcej wątpliwości mam wobec konstrukcji lokacji. W tym aspekcie kilka poziomów zaskarbiło sobie u mnie tzw. szacun, jednakże są i takie miejscówki, które z automatu powodują u mnie chęć wciśnięcia przycisku ESC.
Oto mój prywatny ranking ulubionych map w Battlefield 3 w trybie Conquest Large.
Niby nic wielkiego, ale nowy zwiastun czwartego Mission Impossible właśnie zagościł w sieci. Tomek powtarza większość akcji z jedynki, ale całość sprawia wrażenie sprawnie wyreżyserowanej rozrywki ze świetnymi zdjęciami. Osobiście nie mogę się doczekać włamu do serwerowni w Khalif al Burj - to może być zajefajna sekwencja. A poza tym jak zwykle - masa strzelania, pościgów, wybuchów oraz rozsypujący się Kreml. I gdzie do diabła jest Putin?!?
Przed Arkham City to cykl mini-recenzji pełnometrażowych filmów o przygodach Człowieka-nietoperza, jednego z najpopularniejszych bohaterów uniwersum DC Comics. Z tekstów dowiecie się, które tytuły warto sobie przypomnieć (lub obejrzeć po raz pierwszy), a które odpuścić, by nie zszargać sobie nerwów. Za nami staroć (Batman z 1966 roku) oraz era Tima Burtona (1989 i 1992), a także nieudane żarty Joela Schumachera (Batman Forever oraz Batman & Robin). Po 8 latach reaktywowano bohatera DC Comics dzięki Christopherowi Nolanowi w Batman Begins. Kontynuacja nastąpiła 36 miesięcy później...
To już ostatni odcinek. W tym miejscu serdecznie dziękuję tym, którzy dzielnie śledzili cykl. Życzę miłej lektury i tym razem;)
Przed Arkham City to cykl mini-recenzji pełnometrażowych filmów o przygodach Człowieka-nietoperza, jednego z najpopularniejszych bohaterów uniwersum DC Comics. Z tekstów dowiecie się, które tytuły warto sobie przypomnieć (lub obejrzeć po raz pierwszy), a które odpuścić, by nie zszargać sobie nerwów. Za nami staroć (Batman z 1966 roku) oraz era Tima Burtona (1989 i 1992), a także nieudane żarty Joela Schumachera (Batman Forever oraz Batman & Robin). Na następny film trzeba było czekać aż 8 lat!
Przed Arkham City to cykl mini-recenzji pełnometrażowych filmów o przygodach Człowieka-nietoperza, jednego z najpopularniejszych bohaterów uniwersum DC Comics. Z tekstów dowiecie się, które tytuły warto sobie przypomnieć (lub obejrzeć po raz pierwszy), a które odpuścić, by nie zszargać sobie nerwów. We wcześniejszych odsłonach przedstawiłem ciekawostkę z klasyki kina komediowego (Batman z 1966 roku) oraz erę Tima Burtona (1989 i 1992), a także pierwszy film Joela Schumachera (Batman Forever). Następny w kolejce to...
Przed Arkham City to cykl mini-recenzji pełnometrażowych filmów o przygodach Człowieka-nietoperza, jednego z najpopularniejszych bohaterów uniwersum DC Comics. Z tekstów dowiecie się, które tytuły warto sobie przypomnieć (lub obejrzeć po raz pierwszy), a które odpuścić, by nie zszargać sobie nerwów. Za nami staroć (Batman z 1966 roku) oraz era Tima Burtona (1989 i 1992). Kolejny film o przygodach Nietoperza to...
Przed Arkham City to cykl mini-recenzji pełnometrażowych filmów o przygodach Człowieka-nietoperza, jednego z najpopularniejszych bohaterów uniwersum DC Comics. Z tekstów dowiecie się, które tytuły warto sobie przypomnieć (lub obejrzeć po raz pierwszy), a które odpuścić, by nie zszargać sobie nerwów. Do tej pory zaprezentowałem wam archaiczną wersję Batmana z 1966 roku oraz Batmana z 1989 roku w reżyserii Tima Burtona. Dzisiaj za deser robi...
Kiedy w jednej scenie ojciec mówi do swojego syna o przyczynach rezygnacji z walk bokserskich ludzi na rzecz trzaskania się metalu o metal, nad moją głową zapalił się spory znak zapytania. Scenarzyści mocno sobie pofolgowali temat sportowego realizmu. No bo jak to? Żądna masakry publiczność miała dość udawanych nokautów, słabych zawodników i nieadekwatnych do jakości sportu pieniędzy? Miała dość rozrywki z ludzkim mięsem? A co na to sami uczetsnicy gal, właściciele federacji, sponsorzy, telewizje? Tych wątpliwości "Giganci ze stali" (ang. Real Steel) niestety nie rozwiewają, grzęzną na własnych fundamentach i... wygrywają z widzem na punkty. Bo film Shawna Levy'ego to lekkie jak piórko kino familijne, wypełnione śmiechem, wzruszeniami, okrzykami radości oraz oczywiście łzami.
To w gruncie rzeczy historia "dotarcia" między członkami rodziny. Emerytowany bokser Charlie Kenton dowiaduje się o śmierci kobiety, z którą miał dziecko. Jednakże dorosły gość miał gdzieś bachora i zajął się kręceniem hajsu na walkach robotów. Nie trudno zgadnąć, że szło mu średnio, a wraz ze startem fabuły jest bliski dna. Wtedy z pomocą przychodzi 11-letni Max, który decyzją sądu ma zostać oddany rodzinie zastępczej. Padre robi jednak z nimi "deal" - za 100 tysięcy dolarów jest gotów oddać Maxa po 3 miesiącach kosztem papierkowej roboty. Zamożne małżeństwo (raczej kasiasty mąż) przystaje na takie warunki i pozwala dzieciakowi ruszyć w trasę z niedojrzałym, gburowatym cynikiem, dla którego gotówka to jedyny warunek.
Przed Arkham City to cykl mini-recenzji pełnometrażowych filmów o przygodach Człowieka-nietoperza, jednego z najpopularniejszych bohaterów uniwersum DC Comics. Z tekstów dowiecie się, które tytuły warto sobie przypomnieć (lub obejrzeć po raz pierwszy), a które odpuścić, by nie zszargać sobie nerwów. W poprzedniej odsłonie przedstawiłem Batmana z 1966 roku. Dziś pora na...
Przed Arkham City to cykl mini-recenzji pełnometrażowych filmów o przygodach Człowieka-nietoperza, jednego z najpopularniejszych bohaterów uniwersum DC Comics. Z tekstów dowiecie się, które tytuły warto sobie przypomnieć (lub obejrzeć po raz pierwszy), a które odpuścić, by nie zszargać sobie nerwów.
Recenzując kolejną grę Johna Carmacka chciałoby się rzec "brawo Id Software, wyszła wam kolejna bardzo dobra produkcja, którą mogę polecić wszystkim". Tym razem nie wyleję miodu na nowe dziecko twórcy Dooma i Quake'a. Moja przygoda z Rage zaczęła się bowiem od sporego rozczarowania związanego z poziomem technicznym. Problemy z wyświetlaniem grafiki opisane zostały już na wszystkich możliwych forach dyskusyjnych, dlatego nie będę przytaczał po raz n'ty tych samych wątpliwości.
Rage to technologiczny gniot, który powinien stać się przykładem dla studentów informatyki jak nie należy pisać gier na PC. To zadziwiające, że gość, który wskazywał wielokrotnie kierunek rozwoju FPS'ów w branży sięgnął dziś programistycznego olewactwa. Nie obchodzą mnie tłumaczenia, że Rage był robiony z myślą o konsolach. Skoro Carmack przyznaje się do jawnej zdrady komputerów osobistych na rzecz gamepada i dużego telewizora to warto zadać pytanie - na kiego grzyba potrzebny nam tak słaby port? Ale to tylko początek kłopotów, które sprawia Rage.
Pomysł na film jest kuriozalny do kwadratu. Facet cierpiący na depresję znajduje na śmietniku maskotkę-bobra, zakłada go na rękę i uzewnętrznia się na świat, lecząc swoje słabości. Na całe szczęście do realizacji tej zwariowanej idei zaproszono dwójkę uznanych osobistości - Jodie Foster (za kamerą i przed kamerą) oraz Mela Gibsona (przed kamerą). Rezultat współpracy wspomnianego duetu przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Otóż The Beaver to nie komedia - choć materiał wyjściowy wydaje się być odpowiedni - a porządny dramat, który śmieszy tylko przez chwilę.
Gibson wypada w tym filmie po prostu rewelacyjnie. Walter Black w jego wykonaniu to gość, który zasługuje na współczucie. Aktor idealnie wpasował się w konwencję zakładającą, iż główny bohater jest zwykłym mężczyzną mającym wyraźny kryzys osobowości. Gibsonowi bardzo daleko do stand-up komedianta, czy też brzuchomówcy przez co wydaje się on naturalny i na maksa zmieszany, zagubiony, zdołowany. Ale najlepsze jest to, że doskonałego leku na psychiczną blokadę nie ma. Proces zwalczania choroby tak naprawdę nie istnieje, bo bóbr to tylko i wyłącznie wyjście zaproponowane przez Waltera. Nie muszę dodawać, że na gadającego z dziwnym akcentem ziomka ze zwierzakiem na ręku wszyscy spoglądają z pogardą, włączając w to własną rodzinę.
Nowe procesory z architekturą Bulldozer zostaną zaprezentowane 12 października - taką oto informację przekazało AMD za pośrednictwem kilku portali zajmujących się testami hardware'u. Wiadomość jak dla mnie bardzo ważna, gdyż jako użytkownik podstawki AM3+ czekam na konkurencję dla niezwykle popularnych Sandy Bridge od Intela. Warto dodać, że Bulldozery były w produkcji od dłuższego czasu, a przekładanie jego premiery odbiło się na humorach użytkowników. Pierwsze plotki mówią, że AMD dorównało SB wydajnością, jednakże rewelacji nie należy się spodziewać. Cena również pozostaje tajemnicą, aczkolwiek logiczne, że będzie ona niższa (to wręcz tradycja dla tej firmy).
Cechą charakterystyczną Bulldozerów ma być wielordzeniowość. Za rozsądną cenę otrzymamy 6 i 8-rdzeniowe zabawki wyprodukowane w technologii 32 nm (czyli tak jak Sandy Bridge), a to oznacza niższą temperaturę podzespołu oraz mniejszą prądożerność. Ponoć na starcie każdy klient znajdzie tu coś dla siebie, gdyż poszczególne modele będą się od siebie różnić. Najmocniejszy, ośmiordzeniowy FX-8150 taktowany będzie na 3.6 Ghz z opcją Turbo 4.2 Ghz, 8MB pamięci cache drugiego poziomu. Przy tańszych modelach należy spodziewać się degradacji osiągów. Jeżeli jednak nie jesteście ufni wobec nowych technologii to mam dla was dobrą wiadomość. AMD zastanawia się nad wprowadzeniem drugiej rewizji powyższych procesorów w pierwszym kwartale przyszłego roku (co zostanie poprawione - nie wiadomo), a wtedy Intel powinien zdradzić co nieco szczegółów na temat Ivy Bridgle. Machina kręci się dalej, prawda?
Ła-ła-łi-ła. Tego chyba nikt się nie spodziewał (a jak się spodziewał..cóż, gratulacje i kłaniam się w pas). Najnowsze dziecko Johna Carmacka, czyli od lat oczekiwane Rage okazało się technicznym gniotem. Chociaż nie, "gniot" to jednak za mocno powiedziane. Po tych wszystkich ochach i achach, pokazach oraz opisach technologii Megatexture oczekiwaliśmy gry z grafiką, która w 2011 roku powalczy o kilka nagród. Użytkownicy Steama po nocnej premierze i uruchomieniu gry zaczęli przecierać oczy z wrażenia, czy czasem nie cofnęli się do czasów Dooma 3.
O problemach z silnikiem piszą również media. Komentarz w sprawie jakości wizualnej wystosował m.in. portal Arstechnica, który stwierdził, że Rage to kreatywny i techniczny bankrut, ale mimo tego gra się w niego dobrze. Za wygraną nie dają także klienci, którzy zakupili produkt w przedsprzedaży. Multum błędów, migające tekstury, mała liczba detali otoczenia - być może jak w przypadku polskiego Dead Island producent wydał na rynek wersję nieukończoną, testową, wybrakowaną. Poniżej znajdziecie kilka przykładów "doskonałości" Rage'a.
Witam serdecznie w szóstej odsłonie cyklu Cinema Paradiso, w którym przedstawiam najważniejsze (moim zdaniem) polskie premiery filmowe w najbliższym miesiącu. Ze względu na ograniczony dostęp do kin studyjnych listy obejmować będą wyłącznie tytuły wyświetlane w multipleksach (co nie wyklucza obecności dzieł nieamerykańskich). Dobór pozycji uzależniony jest przede wszystkim od wchodzącego na ekrany kin bogactwa, wliczając w to różnorakie opóźnienia w stosunku do reszty Europy i Stanów Zjednoczonych. Na samym dole w ramach uzupełnienia podaję kilka innych propozycji, które wyleciały z kręgu moich zainteresowań, aczkolwiek mogą wydawać się atrakcyjne dla innych. Zapraszam na ranking najbardziej oczekiwanych filmów października!