Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Gru, Dru i Minionki
Po premierze pierwszej części serii o złym, ale dobrym Gru - Jak ukraść księżyc? - stało się jasne, że oto pojawiła się kolejna udana animacja, której ekranowy żywot będzie długi, a zabawek w sklepach sprzeda się cała masa. Los chciał, że to sympatyczne, żółte minionki stały się prawdziwymi gwiazdami i ich solowy film zarobił najwięcej z całej serii. Ale co za dużo, to nie zdrowo i teraz stworki wracają w tło, a na pierwszy plan wychodzi złoczyńca Gru, jego trzy adoptowane córki, jego ukochana Lucy i... brat bliźniak imieniem Dru, któremu wszystko w życiu wyszło lepiej. Aha, mamy też nowego złego złoczyńcę, zakochanego w latach 80-tych Baltazara Bratta. Przepis na sukces - więcej tego samego, ale z garścią nowych postaci i żartów. Będzie hit.
Transformers: Ostatni rycerz
Cytując Dzień świra: oooostatni. Podobno Michael Bay naprawdę już nie będzie reżyserował kolejnych filmów z serii Transformers. Na ekrany wkracza właśnie piąta część historii o wielkich robotach, małych ludziach i efektownych eksplozjach. Optimus Prime odszedł, ale postać marka Wahlberga nigdzie się nie wybiera, a stawką tradycyjnie są losy świata. Ciekawą nowością Ostatniego rycerza może być wplecenie w tę historię legendy o królu Arturze, ale tak naprawdę wszystko będzie po staremu: krytykom nowy film Baya się zupełnie nie podoba, a fani napędzanych przez CGI scen akcji powinni być zadowoleni. Tym niemniej Ostatni rycerz rozpoczyna swoje ekranowe życie jako najniżej oceniana część serii, a to musi coś znaczyć...
Krótko, treściwie, bez przestojów, do celu, z mocą, konkretnie, miejscami lepiej, miejscami gorzej. Tak to jest z tym Royal Blood. W 2014 roku debiutancki album brytyjskiego duetu zaskoczył słuchaczy rockowym mięchem zawartym w zaledwie 32 minutach. Po trzech latach przyszedł czas na zmierzenie się z syndromem drugiej płyty. Jakie jest How Did We Get So Dark?
Jest krótkie, treściwe, bez przestojów, do celu, z mocą, konkretne, miejscami lepsze, miejscami gorsze. Czyli dostajemy więcej (no, troszkę więcej - 34 minuty) tego samego, choć zmiany są łatwe do wyłapania nawet przez niedoświadczone ucho. Album to 10 utworów, z których tylko jeden jest dłuższy niż 4 minuty, a za to wszystkie czarują kreatywnym użyciem perkusji i gitary basowej. Tyle hałasu z takiego ubogiego instrumentarium?
Auta 3
Pixar to wytwórnia, która może pochwalić się naprawdę wyśmienitym portfolio. Zdecydowana większość animacji firmowanych ich logo to produkcje godne uwagi widza w każdym wieku. Zdarzały się jednak wpadki, spośród których Auta 2 są największą z nich. Słuszną decyzją było zatem porzucenie fabuły nieudanego sequela i na potrzeby trzeciej części znowu wzięto na warsztat przygody Zygzaka McQueena. Auta 3 to opowieść o bohaterze dojrzałym, po przejściach, który raz jeszcze będzie musiał udowodnić, że drzemie w nim ogień prawdziwego wyścigowca. Czyli mamy pierwszy film, ale przepuszczony przez filtr wieku. Czy jest lepiej? Recenzenci twierdzą, że tak - trójka jest dużo lepszym filmem niż Auta 2. Ale prawdziwymi zwycięzcami i tak będą ci, którzy skasują pieniądze za towary na licencji, prawda?
Zakładam, że wielu z Was, oglądało Słoneczny patrol w latach 90-tych. Polsat w każdym domu, powiew zachodniej popkultury i chęć poznawania wszystkiego, co Amerykańskie. Niewiele rzeczy było wówczas bardziej amerykańskich niż serial o pięknych ratownikach na pięknej plaży, którzy ratowali pięknych cywilów i radzili sobie z różnymi sensacyjnymi lub kryminalnymi sprawami. Nawet pochodzący z Niemiec David Hasselhoff był na wskroś amerykański. Obecnie Hollywood konsekwentnie realizuje zasadę odkopywania starych marek i odświeżania klasyków. Przyszła więc pora na Baywatch.
Film trafił do polskich kin z dwutygodniowym opóźnieniem w stosunku do premiery w USA, więc wielu widzów miało okazję zapoznać się z falą krytyki, jaka zalała nowe dzieło autora całkiem zabawnego filmu Szefowie wrogowie. Idąc na seans nastawienie można było mieć dwojakie - poznawszy opinie zachodnich krytyków szło się z niewielkimi oczekiwaniami ewentualnie miało się w pamięci podobny zabieg, jaki był udziałem 21 Jump Street, i miało się nadzieję na kolejną udaną metamorfozę typowego rozrywkowego serialu w zabawną, wulgarną komedię. I co? I jajco.
Mumia
Wszyscy chcą mieć swoje filmowe uniwersa, czas na wytwórnię Universal. Szefowie studia z kulą ziemską w logo postanowili wskrzesić masę klasycznych potworów z Frankensteinem i Jekyllem/Hyde'em na czele. Ale zanim pojawią się oni, nadejdzie Mumia. Kolejna wersja historii o potężnym złu spod egipskich piasków chwali się nowym podejściem do tematu, które ma być efektownym początkiem filmowego świata znanych monstrów. Tom Cruise podczas wojskowej misji przypadkiem trafia na zakopany grobowiec, z którego wyłazi... No, sami wiecie co. Ale tym razem plan jest nieco inny, niż np. w filmie z 1999 roku. Czy lepszy? Podobno za mało tu zabawy, a za dużo mrocznego budowania jeszcze mroczniejszego świata. Idziecie?
Pierwszą recenzję najnowszej superbohaterskiej propozycji od szefów wytwórni Warner Bros. mogliście przeczytać na blogu Kamila. Drugi głos w w dyskusji na temat "czy Wonder Woman to dobry film" dorzucam ja, człowiek, który wyszedł lekko zniesmaczony po seansie Batman v Superman i prawie zadowolony po wizycie w kinie na Legionie samobójców. Człowiek uwielbiający kinowe produkcje Marvela i miłośnik solidnej, popcornowej rozrywki.
Nie będę się silił na powolne dążenie do puenty w tej recenzji - tytułu tekstu mówi wszystko, co powinniście wiedzieć. Wonder Woman naprawdę zaskakuje tym, jak solidną jest produkcją. Niemal wszystko znalazło się na właściwym miejscu i po ponad 2 godzinach spędzonych w kinie mogłem zakrzyknąć "No, nareszcie!".
Wonder Woman
Sporo już napisano o solowym filmie o jednej najpotężniejszych superbohaterek w historii, nie będę więc marnował Waszego czasu. Wszystko wskazuje na to, że po średnich (mówiąc delikatnie) jakościowo filmach Batman v Superman i Legion samobójców, wytwórnia Warner w końcu dostała hit, jakiego potrzebowała. Pani reżyser opowiedziała o pani superbohaterce i te panie razem pokazały panom, jak to się robi. Dobrze oceniana Wonder Woman podobno nie ma ani jednej wyciętej podczas postprodukcji sceny, a specjalne pokazy tylko dla kobiet wywolały oburzenie niektórych mężczyzn (czyli dodatkowa, darmowa reklama). Dacie szansę Dianie, amazońskiej księżniczce? Czy DCEU już przestało Was zupełnie obchodzić?