Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Splinter Cell: Blacklist jest kolejną grą, która dołączyła do zacnego grona Produkcji Powszechnie Uznawanych Za Dobre, W Które Jednak Zagrałem Ze Sporym Opóźnieniem (PPUZDWKJZZSO - znajdują się tutaj m.in. Outlast, CoJ: Gunslinger, Max Payne 3, a niedługo to samo spotka Enslaved: Oddysey to the West). Wszyscy powinno dobrze wiedzieć, że Sam Fisher osiągnął swój szczyt w Chaos Theory i ani dziwny Double Agent, ani wyposażony w kontrowersyjne zmiany Conviction (który jednak całkiem mi się podobał) nie dawały nadziei na powrót stricte skradankowej wersji Splinter Cella. Blacklist na szczęście sprawił, że nowy Sam może bez większego wstydu zaprosić starego Sama na piwo.
Zbrodnia i przemoc na wesoło z Izraela opakowana we współczesną, przewrotną wersję bajki o Czerwonym Kapturku. Różnica jest taka, że Duże złe wilki to historia, w której jest trzech myśliwych (a jeden z nich jest też wilkiem), jeden dodatkowy myśliwy z doskoku i biedna dziewczynka w czerwieni, która nie wypowiada nawet jednej kwestii. Jeśli kiedykolwiek śmialiście się z potwornych poczynań szemranych bohaterów, jeśli estetyka tarantinowskiego kina jest Wam bliska i jeśli nie macie alergii na język hebrajski, to serdecznie polecam. Duże złe wilki zasługują na uwagę, o tak.
Zgodnie z obietnicą dokańczam ocenianie filmów z poznańskiego festiwalu Transatlantyk. Jeśli macie ochotę, zapraszam do nadrobienia tekstu numer 1, a potem kliku-klik - wejdźcie dalej i przeczytajcie jeszcze 5 krótkich recenzji. Pierwsza na zachętę już teraz:
Reanimator - ożywianie trupów A.D. 1985
To jedyny film z sekcji "kino klasy b", który obejrzałem i wydaje się, że był to całkiem niezły wybór. Klasyczne, śmiertelnie poważne opowiadanie H.P. Lovecrafta o studencie medycyny, który za wszelką cenę pragnie pokonać śmierć i ożywić martwą tkankę, zostało zamienione w bardzo czarną i bardzo krwawą komedię, trwającą - całe szczęście - niecałe 90 minut. Jest sztampowo, jest groteskowo, jest atakujące bohatera jelito (w kulminacyjnej scenie), są cycki, jest przeszarżowane aktorstwo. Dla miłośników gatunku rzecz odpowiednia, nie mam wątpliwości.
W Poznaniu właśnie trwa czwarta edycja festiwalu filmowego Transatlantyk. W zeszłym roku ja i Klaudyna trochę napisaliśmy o obejrzanych filmach, podobało nam się, więc w tym roku musi być podobnie. Program imprezy jest mniej lub bardziej czadowy, choć mam wrażenie, że rok temu było na pierwszy rzut oka różnorodniej i ciekawiej. Na szczęście póki co wszystkie zaliczone filmy wpadły do kategorii "dobre", więc jestem bardzo uradowanym (i nieco niewyspanym) filmożercą. Transatlantyk 2014 potrwa do jutra, a dzisiaj zapraszam na zestaw 6 krótkich recenzji, do którego w weekend dorzucę zestaw numer dwa (a w nim 5 filmów).
Strażnicy galaktyki na gameplayu mają się nieźle. Znacie juz opinię eJaya na temat filmu, przeczytaliście również "co za banda frajerów" i co nieco o soundtracku. Ja dorzucę swoją recenzję, ale nie będę się bronił przed spoilerami, które rozpoczną się od trzeciego akapitu. Wcześniej będzie krótko o tym, że Marvelowi znowu sie udało. Strażnicy galaktyki to encyklopedyczny przykład udanej, wysokobudżetowej i wysokooktanowej rozrywki na lato - jeśli jeszcze się wahacie, nie błądźcie dłużej. Jest to najprawdopodobniej najlepszy blockbuster tego lata, więc do kina raz raz!
Czy można ocenić grę po zaledwie godzinie spędzonej na poznawaniu jej zawartości? Zdecydowanie nie, dlatego też ten tekst będzie luźnym zbiorem uwag na temat Sacred 3, doprawiony odpowiednią dawką wodolejstwa. Czym jest trzecia część Sacred? Nie jest to nowe Diablo, nie jest to nowe Sacred, nie jest to też Dungeon Siege III (choć tu podobieństw będzie najwięcej). Sacred 3 to zakamuflowany remake Cadillacs & Dinosaurs, który chyba nie jest warty domyślnych ponad 120 złotych za wersję PC.