Zapowiedź gry Call of Duty: Infinite Warfare wzbudziła ogromne kontrowersje przeniesieniem walk w przestrzeń kosmiczną, zupełnie jak w Gwiezdnych Wojnach. Swego czasu, przy okazji premiery Advanced Warfare, twórcy CODa chwalili się, iż wszystkie technologie pokazane w grze są realne i dopracowywane aktualnie w wojskowych laboratoriach. Czy podobnie jest w Infinite Warfare? Czy ludzkość jest o krok od stworzenia i wykorzystania kosmicznych myśliwców?
Nie.
I raczej nigdy nie będzie. Istnienie małego, zwinnego statku bojowego w przestrzeni kosmicznej, w realnych warunkach nie ma bowiem żadnego sensu. Od lat jesteśmy przyzwyczajeni do znanych z ekranu obrazów gwiezdnych batalii z olbrzymimi krążownikami i uwijającymi się wokół nich szybkimi myśliwcami ze skrzydłami i działkami. Wszędzie coś wybucha, czerń kosmosu przecinają wiązki lasera, słychać jęk silników, eksplozje… Wszystko to ma mniej więcej tyle wspólnego z rzeczywistością, co fabryka czekolady Willego Wonki z produkcją słodyczy.
Nie da się ukryć, że wizerunek kosmicznej bitwy jaki znamy, stworzył George Lucas w Gwiezdnych Wojnach. Wszystko to co zobaczyliśmy później, opiera się na podobnych założeniach, wymienionych powyżej. Tymczasem Lucas wzorował się na pojedynkach pilotów z czasów II wojny światowej, walkach Spitfireów i Mustangów z Messerschmittami. Słynny atak na Gwiazdę Śmierci to nic innego, jak nalot bombowców Avro Lancaster na tamę w Zagłębiu Ruhry - autentyczna akcja 617 dywizjonu RAF. Efekt wizualny jest wspaniały - realizmu jednak nie ma w tym żadnego, podobnie jak w kosmicznych walkach Infinite Warfare.
Na początek musimy pogodzić się z fizyką. W przestrzeni kosmicznej nie ma atmosfery i tarcia - z tego względu w takiej bitwie nigdy nie zobaczymy paru elementów znanych z większości filmów i gier:
1. Nigdy nie będzie dźwięków - realna walka w kosmosie odbędzie się w absolutnej ciszy! "W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku" - reklamowano znany film i nie chodzi tu o to, że każdy jest daleko, ale że w przestrzeni kosmicznej nie rozchodzą się fale dźwiękowe.
2. Nigdy nie będzie zabójczych eksplozji. W kosmosie nie ma fali uderzeniowej po wybuchu pocisku, co najwyżej uniesie się obłok gazu. To samo tyczy się broni atomowej - eksplozja nuklearna w kosmosie nie wytworzy efektu EMP oraz niszczącej fali (pojawi się za to promieniowanie).
3. Napęd silników nie działa tak jak nad ziemią. Gdy statek osiągnie pewną prędkość, pozbawiony paliwa i ciągu nie będzie zwalniać, zgodnie z zasadą dynamiki Newtona. Nie potrzeba więc ciągle operować ciągiem.
4. Myśliwce w kosmosie nie potrzebują skrzydeł i nie muszą przypominać wyglądem tradycyjnych samolotów. Zmiana kierunku w czasie lotu w przestrzeni kosmicznej odbywa się poprzez uruchomienie odpowiednich, dodatkowych silników i ewentualne skrzydła mogą jedynie służyć jako platformy do napędów.
5. Promienie lasera nie będą widoczne dla ludzkiego oka. Taka broń w ogólnie ma żadnej wartości ofensywnej w kosmosie, ze względu na bardzo małą precyzję na duże odległości. Mogłaby zostać użyta jedynie jako środek do niszczenia nadlatujących pocisków.
Zdaniem specjalistów od militariów, jeśli w ogóle kiedykolwiek miałoby dojść do kosmicznych bitew statków (co na razie jest nawet kompletnie poza strefą rozważań), będą to potyczki ogromnych jednostek na bardzo duże odległości - coś na wzór walk łodzi podwodnych obecnie. Wizualnie niezwykle nudne i mało zajmujące.
W takiej bitwie przydatność myśliwca nie ma sensu. „Fighter” jest szybki i zwinny - potrafi sprawnie ominąć przeszkody i trafić w cel. W kosmosie nie ma przeszkód - cel jest ogromny i zawsze przed nami, nie ma potrzeby niczego omijać. Statek myśliwski z całym swoim wyposażeniem podtrzymującym życie pilota byłby niezwykle kosztowny i jednocześnie zbyt mały, by swoim skromnym uzbrojeniem wyrządzić szkody potencjalnemu, dużemu celowi. Każde zestrzelenie oznaczałoby śmierć pilota - dlaczego więc używać ludzi, zamiast tanich pocisków, które można stracić bez większego żalu? Do tego dochodzi fakt, że człowiek nie jest w stanie przeżyć przeciążeń powyżej pewnej wartości G, czyli większości ewolucji TIE-Fighterów w filmach.
Kosmiczny myśliwiec mógłby istnieć tylko w specjalnie wykreowanej pod niego rzeczywistości - zupełnie jak w Gwiezdnych Wojnach. Tam potrzebny był mały, zwinny statek, który omijając wszystko, wpuści torpedy protonowe do małego okienka, ale czy rzeczywiście konstruktor stacji kosmicznej świadomie wyposażyłby ją w taki słaby punkt? Analogicznie - gdyby ludzkość jakimś cudem skonstruowała kiedyś ogromny, gwiezdny krążownik i wyposażyła go powiedzmy w tarcze, które można zniszczyć tylko specjalną bronią działającą jedynie na bardzo bliski dystans - wtedy stworzenie kosmicznego myśliwca miałoby sens.
Ciekawie wyglada też koncepcja wyglądu takiego pojazdu. Nie musi on mieć skrzydeł, aerodynamicznych kształtów, więc najbardziej odpowiedni kształt powinien być kulą, z wystającymi ewentualnie silnikami czy innym ustrojstwem. Kula to optymalna przestrzeń na pomieszczenie pilota, całego wyposażenia i jednocześnie bardzo trudny cel, z minimalnie eksponowanymi powierzchniami do trafienia.
Gwiezdne Wojny, Wing Commander, Star Citizen, Infinite Warfare - kosmiczne bitwy zawsze są widowiskowe, pobudzają wyobraźnię, są trochę inne i… bardzo bajkowe. Kultowego X-Winga sklejamy jako model, budujemy z klocków LEGO - prawdziwy jednak nigdy nie powstanie. A jeśli jakimś cudem, kiedyś, jakoś… będzie wyglądał latający melon. Bawmy się więc dobrze tym, co dostarcza nam kino i gry. Kosmiczne myśliwce są fajne, ale nierealne.