Stało się. Po kilkunastu tygodniach poszukiwań, fałszywych tropach, zaprzeczeniach, zmyłach, krętactwach i dociekaniach fanów, wreszcie dowiedzieliśmy się kto „zrobi” kolejne Gwiezdne Wojny. Cały fandom mógł już w grudniu odetchnąć z ulgą, gdy Lucas powiedział, że z nową trylogią daje sobie siana i oddaje markę w ręce Disneya.
Paradoksalnie, teraz chyba zacznę świadomie kibicować Star Warsom. 3 koszmarki zrodzone w latach 1999-2005 (przy czym EIII był nawet zjadliwy, ale im więcej razy go oglądałem tym większą frustrację odczuwałem z powodu zmarnowanego potencjału) będą mogły pójść w zapomnienie, a cała religia, kult, fascynacja kolorowymi mieczami oraz Mocą skupią się na starej Trylogii oraz (oby) erze Disneya. A więc moi mili, w 2015 roku do kin wejdzie Epizod Siódmy od J.J. Abramsa!
Dlaczego na przyszłość marki oraz samego filmu patrzę z takim optymizmem?
1. Disney to kopalnia talentów i mądrych ludzi. Jest tam sporo kasy, która inwestowana jest w ciekawe oraz opłacalne pomysły. Połączenie inteligencji tych ludzi oraz Gwiezdnych Wojen może spowodować, że Siódmy Epizod będzie niezłą rehabilitacją.
2. J.J. Abrams umie tworzyć świetne widowiska, zna się na kinie rozrywkowym, a na dodatek wie jak wzbogacić swoje dzieła nutką nostalgii (czyli czymś co przyda się Gwiezdnym Wojnom). Każdy film sygnowany jego nazwiskiem oglądało mi się bardzo dobrze, lekko, przyjemnie.
3. Zakładając problemy z dopięciem budżetu (standard w przypadku blockbusterów), Abrams potrafi zrobić wiele za małą kasę (casus Super 8), więc nie będzie marudzić na fakt, że zamiast 250 milionów dolarów na realizację dostanie np. 150-180.
4. Abrams rozmawia z aktorami na planie!!!! To nie Lucas z „faster, more intensive” i „ok, we gonna do this with CGI”. Żadnego filmu Abramsa nie nazwałbym drewnianym lub mechanicznym. Ekipa pod jego batutą zawsze daje z siebie wszystko, zaskarbiając sobie u widzów sympatię.
5. Poświęcenie 5-6 lat na nakręcenie trzech filmów to potężny wysiłek włożony nie tylko w pracę na planie, ale także opracowanie konceptów i postprodukcję. Abrams ma doświadczenie potrzebne do nakręcenia całej trylogii, produkował wszak „Zagubionych” i kończy właśnie swoją przygodę przy sequelu Star Treka.
6. Abrams nie reżyseruje na bazie scenariuszowej chały. Lucas wręcz przeciwnie.
7. Abrams świetnie korzysta z mało znanych, hollywoodzkich przystojniaków oraz lasek (Chris Pine, Zoe Saldana). Lucas wręcz przeciwnie (Hayden Christensen...ekhmmm).
8. Abrams na pewno przypilnuje, aby jego aktor nie puścił z ust kwestii „twoja skóra jest szorstka jak piasek”. Lucas wręcz przeciwnie.
9. Abrams kręci często w plenerze lub wśród dekoracji. Lucas wręcz przeciwnie.
10. Nawet jeśli Abrams nie podoła, raczej słabszego filmu niż Mroczne Widmo nie należy się spodziewać.
Co może ewentualnie przeszkodzić w stworzeniu dobrego Epizodu Siódmego?
1. Przemycenie z Expanded Universe kiepskich rozwiązań na fabułę, postacie i akcję.
2. Zbyt duże nagromadzenie ramoli pokroju Forda, Hamilla czy Fisher po to tylko, aby starzy fani zaślinili się z podniecenia i puszczanych co 5 sekund oczek mówiących „hej, zrobiliśmy to dla kasy, paczcie jaki sentyment!”.
3. Zamiłowanie Abramsa do „lens-flare” w oku kamery. Fajny patent, ale w Star Wars nie sprawdzi się. To będzie i tak mocny wizualnie obraz. Tego typu urozmaicenia nie są potrzebne.
4. Disney wraz z Abramsem mogą zażyczyć sobie bardzo dużych zmian w kontekście realizacji. Wyobrażacie sobie Gwiezdne Wojny bez charakterystycznego wstępu z napisem „Dawno temu w odległej galaktyce...”?
5. Abrams robił Star Treka i teraz przechodzi na drugą stronę barykady? A może to jakiś koń trojański jest? ;)