Wzloty i upadki serii Tekken – część IV - Czarny Wilk - 6 czerwca 2013

Wzloty i upadki serii Tekken – część IV

Chociaż nie obyło się bez pewnych zniżek formy, seria Tekken erę Playstation 2 zakończyła solidnym kopniakiem z półobrotu godnym mistrza Norrisa. W aktualną generację weszła jednak dość skromnie - zamiast kontynuacji, gracze początkowo dostali jedynie ulepszoną „piątkę”. Pełnoprawna szósta część była jednak jedynie kwestią czasu.

Tekken 6

TK6 na japońskich automatach zadebiutował pod koniec 2007 roku. Jak na grę przygotowywaną pod nową generację konsol, to szału nie było. Grafika uległa poprawie, ale nie tak dużej, jak można by tego chcieć, sam gameplay zaś, mimo że teoretycznie rozbudowany o kilka nowych dodatków, w praktyce był niemal kalką tego z poprzedniej odsłony. Dodano „rage”, czyli znaczne zwiększenie siły zawodników w sytuacji, gdy są na skraju śmierci, w końcu wprowadzono wielopoziomowe areny oraz ciosy wywołujące „bound”, odbijanie się wrogów o ziemię, co wprawni gracze mogli wykorzystywać do rozbudowywania combosów. Zmiany te jednak były istotne głównie dla wyjadaczy, przeciętni gracze nie odczuwali różnicy. Paleta grywalnych postaci rozrosła się do niemal czterdziestu. Rok później wydano „Bloodline Rebellion”, upgrade dla automatów, rozbudowany między innymi o dwie nowe postacie, ale o nich przy okazji wersji konsolowej.

…która, jako pierwsza główna część serii, nie była produkcją ekskluzywną dla konsoli Sony. Tekken 6 wydany został na Playstation 3, Xboksa 360 i PSP w 2009 roku. Zawierał w sobie wszystkie postacie z Bloodline Rebelion oraz aspirujący do miana oddzielnej gry tryb Scenario Campaing, będący kolejną wariacją na temat Tekken Force. Podobnie jak w wersji automatowej, nowości w systemie rozgrywki robiły wrażenie na papierze, w samej grze jednak tylko najlepsi potrafili robić z nich większy użytek. Olbrzymia paleta dostępnych postaci to pozytyw, ale wiele z nich nie zostało ciepło przyjętych przez fanów. Zwłaszcza dwie dodane przy okazji Bloodline Rebellion irytują. Lars został wyciągnięty znikąd i na siłę próbuje się z niego robić ważną dla uniwersum, przekozaczoną postać. Alisa to różowowłosy robot wprost z jakiegoś dziwnego anime, wyposażony w plecaki odrzutowe, piły mechaniczne zamiast dłoni i odczepianą głowę używaną jako broń. Wszystko upakowane w ciało obrzydliwie słodkiej japonki z piskliwym głosem i wkurzającym charakterem. Jak ja jej nienawidzę. Tryb Scenario Campaing zaś, przy całym swoim rozbudowaniu, mimo wszystko był jedynie podrzędną chodzoną bijatyką, która szybko nudziła. Suma summarum, Tekken 6 był solidną kontynuacją, ale zabrakło w niej jakiegoś geniuszu, czegoś, co faktycznie zachęcałoby do przerzucenia się na niego z „piątki”.

Tekken Live Action

W 2010 pojawił się bardzo interesujący twór – film aktorski oparty na serii. Fascynujące dzieło. Stworzony przez amerykanów, oficjalnie krytykowany przez Namco, w większości krajów wydany wyłącznie na DVD. Historia luźno i według swojego własnego widzimisie wciskała różne postacie z gry w miejsca, które ktoś uznał za właściwe i w sposób, który można by nazwać dość… um, swobodnym. Krytyka fanów film zmiażdżyła, a ktokolwiek fanem nie był, nawet się nim nie zainteresował. A najzabawniejsze jest to, że osobiście czerpałem nawet pewną przyjemność z jego oglądania. To trochę jak z aktorskim Dragon Ballem – film jest zły, naprawdę zły, ale że dokładnie tego się spodziewałem, potraktowałem go jako pastisz i w takiej formie się sprawdził. To przerysowany film akcji, w którym wiele scen niezamierzenie śmieszy, a niektóre nieudolne nawiązania do gry potrafią bawić. Kwestia nastawienia. No i jakby nie patrzeć, to nadal lepszy film od tych Uwe’a Bolla.

Tekken Hybrid

Znacznie mniej dobrego mogę powiedzieć o Tekken: Blood Vengeance, firmie zrobionym w całości na komputerach, wydanym rok później w ramach kompilacji Tekken Hybrid. Może dlatego, że tutaj miałem już konkretne oczekiwania – tym razem za projekt odpowiadało same Namco, cutscenki w Tekkenach zawsze powalały, a tutaj mieliśmy dostać jedną, wielką, półtoragodzinną cutscenkę, do tego całość miała być kanoniczna i powiązana z fabułą gier. Well, z tego ostatniego się w końcu wycofano cichaczem, ale to i tak najmniejszy problem filmu. Zacznijmy od fabuły. Głównymi bohaterami zdecydowano się uczynić Alisę, Xiayou oraz jakiegoś kolesia, którego imienia nawet nie pamiętam, tak fajną postacią był. Co o Alisie sądzę, już pisałem, Xiayou też jest średnio charyzmatyczną postacią. Czyli, zamiast wziąć którąś z naprawdę fajnych postaci, zdecydowano się na promowanie tych irytujących. To może chociaż walki dadzą radę? Takiego wała. W całym filmie jest JEDNA naprawdę solidna scena walki, kiedy to trzej członkowie rodu Mishima (tak, to ci najważniejsi, którzy tak jakby powinni być głównymi bohaterami filmu o Tekkenie) zaczynają okładać się nawzajem. To było dobre. Dopóki nie odpalono im przekombinowanych transformacji, nie dość, że tragicznie wyglądających i nie mających nic wspólnego z tym, jak wyglądali w grze, to jeszcze ni z tego, ni z owego mających kilka poziomów niczym Super Saiyanie z Dragon Ball Z. Ale to było za mało. Więc dorzucono jeszcze kilkusetmetrowego demona zbudowanego z setek drewnianych manekinów ćwiczebnych. Bo tak. A na końcu wszystkich uratowała siła miłości i łez. True story. Blood Vengeance było złe.

Na szczęście BV nie było jedynym elementem kompilacji. Na płytce, oprócz marnego filmu, znajdowała się zremasterowana wersja Tekken Tag Tournament z podbitymi do HD teksturami. TTT nie zniósł najlepiej próby czasu, ale wciąż przez wielu uważany jest za najlepszą odsłonę serii, więc stanowi jedyny powód, dla którego można się na Hybrydę skusić. A, no i jest jeszcze demko, a w zasadzie prolog do wtedy wciąż będącego w fazie produkcji Tekken Tag Tournament 2. Czyli za cenę gry dostajemy marny film, remake klasyka i demo. Szału to niestety Tekken Hybrid nie zrobił. A że w tym samym roku Netherrealms Studios wypuściło nową odsłonę serii Mortal Kombat, która ni z tego, ni z owego skopała całą bijatykową konkurencję i podbiła serca nie tylko fanów gatunku, ale w ogóle niemal wszystkich graczy, w tym niżej podpisanego… Cóż, umarł król, niech żyje Król!

Pozostałe części cyklu:

Wzloty i upadki serii Tekken. Część V

Wzloty i upadki serii Tekken. Część IV

Wzloty i upadki serii Tekken. Część III

Wzloty i upadki serii Tekken. Cześć II

Wzloty i upadki serii Tekken. Cześć I

Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawiają się tam informacje o moich tekstach nie tylko z GP, ale także prywatnego bloga oraz z GOLa. Za korektę odpowiada Polski Geek, zachęcam też do odwiedzenia jego serwisu.

Czarny Wilk
6 czerwca 2013 - 12:33