Po premierze Tekkena 2 gatunek bijatyk został przez niego praktycznie zdominowany. Street Fighter i Mortal Kombat wciąż nie potrafiły się odnaleźć w trzecim wymiarze, a Virtua Fighter, choć posiadał oddane grono fanów, to znacznie bardziej wymagający i techniczny system walki sprawił, że jego popularność nie dorównywała mordobiciu stworzonemu przez Namco. Pojawiły się nowe, udane marki próbujące zdobyć rynek, wśród których warto wspomnieć o Soul Blade (później znane światu jako Soul Calibur) oraz Dead or Alive, ale pozycja Tekkena jako lidera pozostawała niezagrożona. Po nadchodzącej trzeciej odsłonie obiecywano sobie bardzo wiele.
Tekken 3
I wszystkie te obietnice oraz oczekiwania spełniono. Z wielką nawiązką. Do dzisiaj trzecia część serii uważana jest za jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą grę w całym cyklu. Mająca swoją premierę na automatach w marcu 1997 produkcja przyniosła cały szereg zmian. Dokonano liftingu systemu walki, zachowania postaci wydawały się teraz znacznie płynniejsze i naturalniejsze (koniec z kilkumetrowymi skokami), a liczba możliwych kombinacji ciosów dla każdej z postaci wydawała się nieskończona. Wywalono ponad połowę postaci, zastępując je zupełnie nowymi, bardziej indywidualnymi, wreszcie każdy z bohaterów mógł teraz wykonywać sidestepy, walka w końcu zaczęła się faktycznie odbywać w trzech wymiarach. Wszystkie nowości uzupełniono świetną oprawą graficzną. Kto raz zagrał w „trójkę”, do Tekkena 2 już wracać nie chciał.
Tradycyjnie kwestią czasu była konwersja na Playstation. Namco nie miało łatwego zadania, ponieważ automat, na którym w salonach hulała trzecia Żelazna Pięść zawierał w sobie bebechy znacznie przewyższające możliwości pierwszej konsoli Sony. Udało im się jednak przenieść grę bez konieczności pójścia na większe kompromisy – skończyło się na nieznacznych cięciach w oprawie graficznej, po których Tekken 3 i tak wyglądał jak na tamte czasy obłędnie. Na dodatek port na konsole został mocno rozbudowany. Wróciły tryby Practice, Survival, Team Battle i Time Attack znane z „dwójki”. Doszły też dwa nowe – Tekken Force, wzorowany na klasycznych „chodzonych” bijatykach oraz Tekken Ball, w którym nasi dzielni mistrzowie sztuk walk mierzyli się ze sobą w meczach… piłki plażowej. Jakkolwiek to nie brzmi, zabawa była przednia, a kiedy już opanowało się zasady rządzące tym trybem, walka bywała równie emocjonująca co w klasycznych starciach. Szkoda, że o ile Tekken Force w różnych formach pojawiał się w kolejnych częściach, tak z siatkówki na dłuższy czas później zrezygnowano. Wersja na konsole otrzymała też dwie nowe grywalne postacie – kurduplowatego dinozaura Gona oraz pozornie bezużytecznego, a w odpowiednich rękach śmiertelnie niebezpiecznego, Doktora Boskonovitcha.
To chyba przy „trójce” spędziłem największy kawał życia. Wszystkie dzieciaki z podwórka robiły codziennie wycieczki do mnie, żeby pograć, stworzyliśmy własne reguły, według których przykładowo ten z nas, który pokona perfectem aktualnego „mistrza gry”, przejmuje tytuł. Zakazy grania wybranymi postaciami: „bo jesteś nim za dobry”, satysfakcja, kiedy jakiś chojrak z innego miasta wpada, chwaląc się, jaki to on nie jest dobry, a w starciu zostaje wdeptany w ziemię. Ach, to były czasy. Kij, że kosztowały zepsuty wzrok, do tego regularnie trzeba było kupować nowe pady, bo poprzednie się zajeżdżały. Było warto! ;)
Tekken Card Challenge
O tym będzie krótko, bo i wiem tyle co Wikipedia. Wydany wyłącznie w Japonii w 1999 roku na przenośną konsolę Wonderswan Card Challenge, jak sugeruje nazwa, był grą karcianą. Ponoć gra się w toto całkiem przyjemnie, ale dla przeciętnego europejczyka brak znajomości japońskich krzaczków będzie barierą nie do przebicia. Praktycznie szerzej nieznany i totalnie zapomniany tytuł. Ot mały skok w bok ze strony Namco.
Tekken Tag Tournament
Kolejnym krokiem milowym w serii o dziwo nie była czwarta część, a… wydany w 1999 płatny upgrade do automatów z Tekken 3, z czasem wypuszczony oddzielnie. Czyli w zasadzie DLC. Tag Tournament, prócz szeregu poprawek balansujących postacie, wprowadzał jednak dwie bardzo istotne nowości. Pierwszą był powrót postaci, z których zrezygnowano w „trójce”. Każda z nich została odpowiednio dostosowana do ulepszonej mechaniki gry, otrzymała kilka dodatkowych ciosów i w sumie dało to ponad trzydziestu grywalnych wojowników – jak na tamte czasy, liczbę oszałamiającą. Niemniej istotną nowością był tytułowy tryb Tag – popularna w bijatykach Capcomu, a debiutująca w Tekkenie wariacja rozgrywki polegająca na tym, że każdy z graczy wybierał sobie nie jednego, ale dwóch bohaterów, których w trakcie walki mógł płynnie zmieniać. Dawało to zupełnie nowe możliwości taktyczne i spotkało się z wielkim entuzjazmem graczy.
Premiera Taga zbiegła się w czasie z pierwszymi zapowiedziami PlayStation 2. Seria Tekken była wtedy jedną z najważniejszych marek ekskluzywnych konsoli japońskiego koncernu, oczywiste było więc, że i PS2 dostanie swoją Żelazną Pięść. Nie było jednak początkowo oczywiste, że będzie to już Tag – oparty na tym samym silniku co ”trójka”, według pierwszych plotek miał raczej zmierzać na PSXa. Namco zadecydowało jednak inaczej i dość szybko okazało się, że Tekken Tag Tournament wejdzie w skład tytułów startowych, dostępnych w sprzedaży wraz z premierą nowej konsoli Sony. Wydana w 2000 roku konsolowa wersja została porządnie podrasowana graficznie, standardowo dorzucono do niej bonusowe tryby gry, z których wartym odnotowania jest Tekken Bowling, minigierka, w której wojownicy mierzą się ze sobą w kręglach. Tabuny postaci, świetna oprawa graficzna, walki dwa na dwa i mechanika rozgrywki znana z poprzedniej części – to wystarczyło. Tekken Tag Tournament podbił serca graczy, do dziś przez wielu uważany jest za najlepszą odsłonę serii, a dla mnie przez wiele lat, dopóki nie doczekałem się własnej PS2, był obiektem marzeń. Nawet mimo tego, że wersja europejska została skrzywdzona i działała znacznie wolniej niż jej amerykańskie i japońskie odpowiedniki.
Tekken Advance
Pod koniec 2001 roku Tekken jako bijatyka zadebiutował na konsolach przenośnych. Chociaż Game Boy Advance wymusił dość drastyczne cięcia w systemie walki (jeden przycisk odpowiadający za kopniak i jeden za cios pięścią) oraz doborze postaci (w sumie dziesięć), to zdołał zachować swój styl oraz zebrać całkiem pozytywne recenzje. Podbić serc już nie zdołał. Uproszczony system walki szybko nudził, samotny gracz miał tu niewiele do zrobienia, a granie z kumplem wymagało dwóch konsol oraz dwóch kopii gier, co dla wielu osób okazało się barierą nie do przebicia. Tekken Advance nie był porażką, ale do euforii, jakie wywoływały „główne” części, brakowało mu wiele. Szybko zresztą znalazł się w cieniu innych bijatyk wydanych na GBA, które zwyczajnie okazały się od niego lepsze i bardziej rozbudowane. Na porządną przenośną odsłonę serii trzeba było jeszcze długo czekać. Na horyzoncie jednak majaczył już Tekken 4, fani niespecjalnie więc przejęli się tym, że Tekken Advance nie okazał się tak dobry, jak można by chcieć.
Pozostałe części cyklu:
Wzloty i upadki serii Tekken. Część V
Wzloty i upadki serii Tekken. Część IV
Wzloty i upadki serii Tekken. Część III
Wzloty i upadki serii Tekken. Cześć I
Za korektę moich tekstów odpowiada Polski Geek, zachęcam do odwiedzenia jego bloga. Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował moją stronę na FaceBooku.