Zombie. Jedno słowo – setki skojarzeń: z filmami, serialami, czy z grami komputerowymi. Nieumarli, a raczej żywe trupy, to naprawdę mocno eksploatowany temat, który ostatnimi czasy jest szczególnie na topie. Tematykę zombie i apokalipsy, czy wirusa, który zmienia ludzi w przygłupie istoty, można śmiało połączyć (aż się samo o to prosi) z survivalem, gdzie oprócz walki z hordami nieumarłych trzeba zatroszczyć się o pożywienie bądź schronienie. Właśnie takiego tematu podjęli się twórcy świetnie przyjętego (i dalej wyczekiwanego) DayZ, czy State of Decay, gdzie to właśnie przetrwanie i budowa nowej społeczności została postawiona na pierwszym miejscu. Już „niebawem” ze swoim tytułem zaatakują również ludzie z Sony Online Entertainment – co dobrego szykują twórcy m.in. EverQuest, czy Planet Side?
„Feed”, pierwsza część „Przeglądu Końca Świata”, wzbudziła mój umiarkowany entuzjazm, jednak – trochę pod wpływem impulsu - skusiłam się na kontynuację: poszłam na Targi Książki i nieco straciłam głowę od nadmiaru literatury. Jak na prawdziwą fetyszystkę papieru przystało, nie mogłam wyjść z pustymi rękami. No i nie wyszłam. Wśród moich nabytków znalazł się między innymi „Deadline” Miry Grant.
W grach, filmie czy literaturze wciąż przeplata się motyw Zombie. O ile inne mutacje mogą generować jakieś ciekawe historie, tak żywe trupy są tylko tłem dla dokonań zwykłych szarych ludzi. To właśnie taka symulacja idealnie pokazuje jaka bestia czai się wewnątrz nas i jak infantylnie podchodzimy do tematu przetrwania.
Staram się na bieżąco śledzić poczynania niezależnych twórców operujących w bardzo trudnym gatunku jakim jest fantastyka. O kilku próbach pisałem szerzej TUTAJ, zaś teraz chciałbym Wam przybliżyć projekt zatytułowany "Horda". Fani zombiaków i "The Walking Dead" - to coś dla Was!
Wrocławska ekipa zwiastunem każdej autorskiej produkcji, potrafi wzbudzić u nas, graczy – chęć pożądania. To istotna zaleta. Chciałbym jednak, by reklama szła w parze z jakością, bo chwalenie nowych, „niesamowitych” rozwiązań, w tym przypadku troszkę mija się z celem.
Czasem przeszukując dysk twardy można znaleźć skarby nie mniejsze od artefaktów, które Edward Kenway może znaleźć w ruinach świątyń na karaibskich wyspach. Efekt moich ostatnich poszukiwań, to pierwszy odcinek napisanego kilka lat temu tekstu "do szuflady" z pomysłem na grę o zombie. Uwaga! Niniejszy wpis pozostawiam specjalnie w niezmienionej formie, więc niektóre stwierdzenia mogą brzmieć trochę nieaktualnie. Pomyślałem jednak, że taka archeologia może być ciekawym eksperymentem ;) Wszystko (z wyjątkiem komentarza na czerwono) co znajdziecie poniżej, zostało napisane w 2010 roku.
Gdy w zeszłym roku specjalny balon wynosił Feliksa Baumgartnera ku miejscu w historii, być może minął po drodze zawieszoną przez Telltale Games poprzeczkę w grach z zombiakami. The Walking Dead było objawieniem A.D. 2012, w stylizowanej, prostej grafice zaklinając nieprzebrane pokłady emocji i to bez masowej wyrzynki truposzy. Jeszcze jakiś czas temu w zapowiedziany drugi sezon wsiąkłbym od razu, nie odkładając decyzji o zakupie, ale po 400 Days mam już wątpliwości.
Gdybym popytał ludzi o najlepszą polską grę, zapewne spora część wskazałaby obsypaną nagrodami, szanowaną na całym świecie drugą część Wiedźmina. Z kolei tytuł najbardziej dopracowanej rodzimej produkcji, której nikt nie kupił, zgarnąłby Bulletstorm, stworzony ręką i myślą „Papcia Chmiela”, zanim ten opuścił People Can Fly. A co okazało się najwartościowszym growym towarem eksportowym znad Wisły? Cóż, tutaj nawet sam Geralt musiał uznać wyższość mody na zombiaki: Dead Island dzięki truposzom znalazło ponad 5 mln nabywców. Nic dziwnego, że niedawno pojawiła się kontynuacja, a Techland już zapowiedział następne tytuły z umarlakami.
Można by jednym słowem rzec – sztampa. Można by nawet zarzucić totalny brak kreatywności czy oryginalności. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że to tylko skok na kasę wykorzystujący falę zainteresowania tematem. Można, ale zawsze jest też druga strona medalu. Tym wpisem po krótce chciałbym przedstawić produkcję dumnie poszerzającą swe grono graczy pod tajemniczą nazwą 7 Days to Die.
Filmy i gry z zombie w roli głównej wyrastają ostatnio jak grzyby po deszczu. Jeśli chodzi o seriale, to mamy tylko The Walking Dead*, który osobiście odpuściłem sobie w połowie drugiego sezonu. Bo był nudny. Bo bohaterowie mnie wkurzali. Podobno potem znowu wrócił do formy, ale nigdy nie dałem mu drugiej szansy.
In The Flesh w przeciwieństwie do produkcji telewizji AMC prezentuje zgoła odmienne podejście do tematu. To nie kolejna opowieść o przetrwaniu, ale prawdziwy dramat. Tutaj śmierdziele stanowią tylko tło. Brytyjski mini-serial w trzech odcinkach opowiada historię o tolerancji, wykluczeniu społecznym i problemach, z jakimi spotykają się ludzie, którzy jeszcze niedawno pełzali po ulicach przeżuwając fragmenty ludzkich mózgów.