Piractwo nie popłaca. Niemieckie prawo się cieszy! #3
Ubisoftu metoda na piratów, a brawa dla 11 bit studios
Piractwo - nie podcinajmy gałęzi na której siedzimy.
Kto jeszcze dzisiaj piraci?
Okiem Meehowa: wojna bez zwycięzców, czyli piraci kontra Denuvo
Nightmares from the Deep: Wyspa Czaszki – Recenzja
Walka z piractwem sięga czasów, gdy wodowano pierwsze łodzie, a niektórzy wyszli z założenia, że zamiast czekać na efekty ciężkiej pracy, można je w krótką chwilę po prostu złupić. W XXI wieku wciąż, co prawda jest praktykowane, na przykład na wybrzeżach Somalii chociażby, ale wkroczyło też w nową odnogę za sprawą kradzieży własności intelektualnej. I tak jak niegdyś załogę uzbrajano w broń palną, bądź otaczano eskortą, tak dziś, gdy nasz wróg pozostaje bardziej anonimowy, należało zastosować zupełnie nowy rodzaj środków w grach video.
Jak wynika z najnowszych badań przeprowadzonych przez grupę analityczną NewZoo, 75% graczy mieszkających w Rosji nielegalnie nabywa gry na pecety i konsole. Z tych samych danych wynika jednak, że wydają na elektroniczną rozrywkę ponad półtora miliarda dolarów rocznie, uwzględniając także wydatki na produkcje przeznaczone na urządzenia mobilne. Biorąc pod uwagę ogromną skalę piractwa trzeba przyznać, że to i tak bardzo dobry wynik.
...
Dzisiejszy wpis będzie nietypowy- postanowiłem wdać się w polemikę z naszym redakcyjnym kolegą Sathornem, który napisał wczoraj na łamach swojego bloga, dlaczego w pewnym sensie sympatyzuje z grupami zajmującymi się internetowymi włamaniami na różnorakie serwery. Jest to zagadnienie niezwykle kontrowersyjne i delikatne, dlatego uznałem, że warto wypowiedzieć się na jego temat szerzej, niż w zwykłym komentarzu pod wpisem. Wielu argumentom Sathorna mogę śmiało przyznać rację, jednak sama idea szacunku dla ludzi trudniących się przestępstwem jest dla mnie nie do przyjęcia. Może to efekt uboczny tego, że jestem obecnie bliski ukończenia ostatniej sprawy z rewelacyjnej wizualnej noweli o prawniczej tematyce, czyli „Phoenix Wright: Ace Attorney”? Zapraszam Was do zapoznania się z moimi argumentami, dlaczego nie powinniśmy klepać hakerów po plecach- zwłaszcza tych, którzy walczą o dobro zwykłych piratów.
Co jakiś czas, a ostatnio coraz częściej, przeglądając nowinki ze świata elektronicznej rozrywki napotykam informacje, dla których klasyczny „facepalm” jest zbyt małym wyrazem dezaprobaty. W zeszłym tygodniu była to wypowiedź jednego z pracowników studia Lionhead dotycząca rynku gier używanych, którą obszernie skomentowałem na łamach bloga. Dzisiaj palmę pierwszeństwa w kategorii „niefajna zagrywka” zdobywa jeden z moich ulubionych producentów i wydawców gier w jednym, czyli Capcom. Pracownicy japońskiego koncernu wpadli na „wspaniały” sposób, mający zminimalizować problem piractwa w przypadku ich tytułów wydawanych na rynku PC. Co powiecie na pomysł takiego przygotowywania gier, by ich funkcjonalność bez podłączenia komputera do Internetu, była praktycznie zerowa?
Gdy wydajecie ciężko zarobione, lub długo zbierane pieniądze na upatrzony tytuł, czujecie satysfakcję, prawda? To poczucie, że kupując oryginalną grę wspieramy swoich ulubionych deweloperów i stajemy się częścią grupy pasjonatów i kolekcjonerów. W naszym pięknym nadwiślańskim kraju ceny gier nas nie rozpieszczają, więc wielu sięga po nośniki używane – sam czasem tak robię. Wszakże nadal pozostajemy legalni, a były właściciel danej gry zapewne wyda uzyskaną kwotę na jakiś inny tytuł, być może nowy. Tymczasem okazuje się, że twórcy gier wideo postrzegają takie postępowanie, jako czyn bardziej szkodliwy od piractwa. O tym, dlaczego kupując używane egzemplarze, zdaniem niektórych, jesteśmy gorszymi złodziejami niż piraci, będziecie mogli przeczytać w poniższym wpisie.
Kolejny odcinek telenoweli „Sony vs piraci” wprowadza spory zwrot akcji w fabule. Tym razem nie dowiemy się gdzie GeoHot pojechał na wakacje, ani kto mu wpłacał pieniądze na paypala. Sony może mieć znacznie poważniejsze kłopoty niż złamanie PS3, bo do gry włączył się nowy zawodnik, który nie zna się na żartach.
Na gameplayu już kilkakrotnie poruszaliśmy temat łamania zabezpieczeń konsoli PlayStation 3. Najpierw pojawiło się słynne już info o wyczynie hackerów z fail0verflow, później Rock pisał o pozwach sądowych, a kilka dni temu informowałem o tym, jak Sony domagało się, by Google, Youtube, Twitter, i in. ujawnili dane osobowe hackerów. Dzisiaj firma opublikowała za pośrednictwem swych blogów oświadczenie o konsekwencjach, jakie spotkają użytkowników nielegalnych modyfikacji konsoli.
Mało jest osób, które nie słyszały o niedawnym wyczynie George'a 'GeoHota' Hotza oraz grupy hackerskiej 'fail0verflow'. Choć ten pierwszy - jako jedyny, który nie bał się ujawniać swoich danych - otrzymał pod koniec stycznia sądowy zakaz przekazywania informacji związanych z łamaniem konsoli Sony, japoński gigant postanowił rozprawić się z jego anonimowymi kolegami. Na drodze koncernu stanęła jednak decyzja jednej kobiety. Niezależnie od sądowych sporów, możemy zacząć poważnie zastanawiać się, czy i w jakim stopniu jesteśmy anonimowi w Sieci.
Dużego szumu narobiło wczoraj ujawnienie dokumentów sądowych przez forum PSX-Scene, z których wynika, że Sony zwróciło się do sądu w USA z prośbą o wystosowanie wezwań do przedstawicieli takich gigantów, jak Google, Youtube, Twitter czy PayPal, aby ci przekazali dane osobowe członków grupy fail0verflow. Do tego póki co nie jednak nie dojdzie, gdyż wniosek Sony spotkał się z odmową sędzi Susan Illston.
O człowieku, który złamał zabezpieczenia PlayStation 3 jest ostatnio głośno. George 'Geohot' Hotz opublikował kluczowe informacje potrzebne do ominięcia systemów konsoli, za co zresztą spotka się w sądzie z firmą Sony. Co ciekawe konkurencyjny Microsoft wyciąga do hakera przyjazną dłoń i nieoficjalnie zaprasza go do współpracy nad oprogramowaniem.
Targi CES (Costumer Electronics Show) 2011 uraczyły nas już „kinektową” myszką oraz ciekawym komputerem w formie beczki piwa. Co z kolei zafunduje nam najnowsza generacja procesorów Core Intela? Piratom – nic miłego.