Czy zastanawiałeś/zastanawiałaś się kiedyś, czy jesteś „prawdziwym graczem”? Takim, który swój gamescore podbija za pomocą Avatar: The Game; który bojkotuje zakończenie Mass Effect 3; który już dawno wydałby na miejscu Blizzarda Diablo III, kolejne Starcrafty i Warcrafty; który naprawdę wie wszystko najlepiej? Jeśli podpisujesz się rękami i nogami pod jednym z powyższych lub poniższych punktów, to znaczy, że jesteś „prawdziwym graczem”. Jeśli nie – będą z Ciebie ludzie!
Gry towarzyszyły mi od dziecka. Kiedyś postrzegałem je, jako formę zabawy z przyjaciółmi. Nie ważne było w co się gra, ważne było z kim. Jak to wygląda aktualnie ? Otóż czasami mam wrażenie, że producenci gier polubili tworzenie produktów, które mają wzbudzić przede wszystkim rywalizację. Wszystko jest dobrze, dopóki jest to objaw zdrowej rywalizacji. Niejednokrotnie spotkałem graczy, dla których zabawa płynąca z gry schodziła na drugi plan. Często górę biorą emocje i to te negatywne. Zauważalne jest to szczególnie w grach, gdzie występuje element PvP.
Jak wszyscy wiemy istnieje wiele typów graczy, każdy z nas preferuje odmienny styl gry i inaczej planuje (lub nie) swoje działania. Dziś chciałbym zaprezentować wam kilka takich „graczowych archetypów” i zapytać jak widzicie się w tym świetle... no to jazda!
W nowym cyklu zamierzam przyjrzeć się przypadkom nieobliczalnego zachowania graczy. Moim celem nie jest oczywiście głoszenie, że gry są szkodliwe i powinny być zakazane, ale pokazanie do jakich reakcji może doprowadzić zbytnie zagłębienie się w wirtualny świat. W zależności od omawianego przypadku będzie trochę strasznie i trochę śmiesznie ;) Zapraszam do lektury.
Na początek chciałbym poruszyć stosunkowo świeży przypadek, który miał miejsce na początku lipca w brytyjskim mieście portowym Plymouth, a dotyczył głośnego tytułu – Call of Duty: Black Ops. 46-letni Mark Bradford (na zdjęciu) grał przez sieć między innymi z 13-letnim synem sąsiadów. W trakcie zabawy nastolatkowi udało się zastrzelić postać kierowaną przez Marka. Mężczyźnie puściły nerwy i postanowił się zemścić…
Firma Sony ujawniła w końcu co kryje się za tajemniczym projektem Long Live Play, którego zajawka zadebiutowała kilka dni temu. Do sieci trafiła rozszerzona wersja filmu – oglądamy w niej bohaterów gier w kantynie. Znane postacie prowadzą podniosły dialog, wspominając zasługi niejakiego Michaela. Jest nim jeden z graczy, którego zdjęcie pojawia się pod koniec reklamy.
Wiemy dlaczego koncern poprosił fanów o nadsyłanie autoportretów z padami w dłoniach. Zostaną one wykorzystane w nowej serii reklam, w których nie zabraknie sław. W pierwszym filmie przewijają się bohaterowie kojarzeni wyłącznie z PlayStation (Nathan Drake, a nawet Ratchet) oraz wiele postaci z innych popularnych tytułów (Assassin’s Creed, Portal 2, BioShock).
W ciągu ostatnich kilku dni w świetle tragicznych wydarzeń w Norwegii rozgorzała dyskusja na temat tego, czy gry mogą mieć wpływ na psychikę graczy oraz jak silnie na nią oddziałują. Media głównego nurtu w doniesieniach na temat Andersa Breivika, czyli sprawcy masakry powtarzały dość często informacje zaczerpnięte z jego profilu na Facebooku, a wśród nich również to, że lubi grać w „World of Warcraft” i „Call of Duty: Modern Warfare 2”. Z opublikowanego w sieci manifestu wynika również, że morderca uważał sieciowe rozgrywki w popularnej strzelaninie za swoisty trening bojowy, pozwalający przećwiczyć i przeanalizować zachowania na polu bitwy. W przypadku tego tytułu brzmi to nieco absurdalnie ze względu na nieco zręcznościowy model rozgrywki, lecz wobec skali tragedii, która wydarzyła się w zeszły piątek, temat został dość mocno nagłośniony. Choć publiczna nagonka na gry wideo z paleniem pudełek przed sklepami nam nie grozi, warto zastanowić się nad tym problemem szerzej. To zrozumiałe, że jako gracze obawiamy się takiej sytuacji, ale warto wspomnieć, że jeśli media zaczną krucjatę przeciwko grom, jako symulatorom zamachów na ludzkie życie, wykażą się hipokryzją. A dlaczego tak uważam przeczytacie poniżej.
Jakiś czas temu Rojo pisał już o immersji i zachęcał na przykład do przypominania sobie, która gra zanurzyła nas w swój świat najbardziej. Warto jednak też zwrócić uwagę, że za dobrą immersję w daną wirtualną rzeczywistość odpowiadają w praktyce trzy „osoby”.
Według niedawnych doniesień, najnowsza, dziewiąta odsłona serii Dragon Quest sprzedała się już w ponad pięciu milionach egzemplarzy na całym świecie. Wciąż jednak na wynik głównie zapracowali Japończycy, którzy tę serię kochają jak niewiele innych. Czemu reszta świata już tak zachwycona wspomnianym RPG-iem nie jest?
Najnowsze badania przeprowadzone przez studio PopCap Games, autorów Plants vs Zombies, pokazały że posiadacze telefonów komórkowych to już dzisiaj bardzo często „gracze”.
Na pewno znane jest wam zjawisko kolekcjonowania gier, w które zamierzacie zagrać w niedalekiej przyszłości. Nie tak dawno, bo w piątek zakupiłem w przyjemnej cenie (13 Euro) 4 gry od Ubisoftu, które w sumie dają jakieś 40-50h rozrywki na (mam nadzieję) wysokim poziomie. Skąd wziąć czas na takie tytuły jak Assassin's Creed czy Far Cry 2, podczas gdy na dysku kurzą się smakołyki pokroju Dragon Age: Origins czy seria Penumbra? Tu już nie ma miejsca na oszukanie biologii, bo organizm prędzej czy później wykituje od nawału pikseli. A na piwo trzeba wyjść, przynajmniej raz w tygodniu.