Kiedy Xbox 360 i Playstation 3 rozpoczynały podbój naszych salonów, wielu graczy nie ukrywało rozczarowania, że przeskok technologiczny między tą a poprzednią generacją jest mniejszy niż kiedykolwiek wcześniej (brzmi znajomo, prawda? Historia aktualnie się powtarza z PS4 i XOne). Z czasem okazało się, że była to jednak jedna z najbardziej rewolucyjnych generacji, po prostu kierunek zmian był inny, niż spodziewali się gracze. Otwarcie się maszyn gamingowych na Internet kompletnie zmieniło modele dystrybucji gier, odsuwając pudełka na dalszy plan względem wersji cyfrowych. Zmieniło się także podejście twórców, dając początek Early Access czy DLC. Zmiany na rynku konsolowym pociągnęły też za sobą komputery osobiste – dotąd mocno odmienne platformy do grania zbliżyły się do siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Każda rewolucja nie może się jednak obyć bez ofiar, a tych, niestety, trochę było i to na nich zamierzam się skupić w niniejszym artykule. Na tych dobrych rzeczach, które dawniej wydawały nam się oczywistością, a dziś mało kto jeszcze o nich pamięta, ci zaś, którzy pamiętają – tęsknią.
Włodarze Marvela albo czują się bardzo pewni siebie, albo trzymają jakiegoś wyjątkowego asa w rękawie. Inaczej nie da się wytłumaczyć tego, że finał naprawdę udanej drugiej fazy Marvel Cinematic Universe, czyli wspólnego filmowego uniwersum, w którym rozgrywa się akcja filmów i seriali Domu Pomysłów, zapowiada się dość... skromnie. Mieliśmy wywracającego cały filmowy światek do góry nogami Zimowego Żołnierza, Strażników Galaktyki, którzy zademonstrowali światu, że szop ze spluwami i chodzące drzewo to naprawdę fajne postacie, wypełnionych akcją i wybuchami Avengers 2. I po tym wszystkim, w finałowym rozdziale pieczołowicie budowanej przez lata drugiej części wielkiej trylogii, otrzymamy film, którego zapowiedzi nie wyróżniają się z tłumu superbohaterskich tytułów absolutnie niczym. Nie, Marvel coś tu zdecydowanie knuje. Warto więc bliżej zapoznać się z komiksową genezą Ant-Mana, gdyż istnieje duża szansa na to, że już niedługo będzie o nim bardzo głośno.
Witaj, rakash. Ponieważ planuję mieć z ciebie nieco więcej pożytku niż z twoich braci, przyda ci się odrobina wyjaśnień i małe przeszkolenie. Jestem Styx, twój stwórca i władca. Ty zaś jesteś moim klonem, dla którego mam specjalne zadanie. Zinfiltrujesz dla mnie wieżę Akenash, w której ludzie i elfy ukrywają World Tree, źródło potężnej substancji zwanej Amber. Będziesz kradł, zabijał i infiltrował kolejne komnaty tej potężnej fortecy. Po co, pytasz? Nie zaprzątaj sobie tym głowy, wystarczy że wykonasz moje polecenia. Jeśli ci się uda, być może pozwolę ci kontynuować swój nic nieznaczący żywot. Jeśli nie… cóż, powiedzmy, że nie jesteś pierwszym ze swojego gatunku, któremu to opowiadam. Mam nadzieję, że lepiej przyswoisz sobie moje słowa od poprzednika.
Za nami pierwsza połowa roku, w trakcie której na ekranach telewizorów zadebiutowała pokaźna gromada nowych seriali. Obejrzeć wszystkiego się oczywiście nie da, zwłaszcza, jeśli jednocześnie kontynuuje się serie z poprzednich lat, dlatego trzeba robić ostrą selekcję. A ta w tym roku może być znacząco utrudniona, ponieważ minione sześć miesięcy obfitowało w kilka niesamowicie udanych debiutów telewizyjnych. Poniżej znajdziecie zestawienie najlepszych z najlepszych. Seriali, które w przeciągu raptem kilku odcinków udowodniły swoją wartość i z dumą mogą stanąć w jednym szeregu z największymi hitami ostatnich lat. Przekrój jest szeroki – od superbohaterów, przez zombie, po roboty. Niektóre zdążyły się już skończyć, inne wciąż trwają albo nawet dopiero co się rozpoczęły. Ale wszystkie łączy jedno: są dobre jak diabli!
Wojna domowa zdecydowanie wyróżnia się spośród trzech opisywanych dzisiaj komiksów. Jest to wydarzenie komiksowe, które wywróciło komiksowy krajobraz na całe lata. Czy znaczy to jednak, że stojącym w jego cieniu Thorem nie warto się zainteresować? A, no i są też następne Tajne Wojny.