Dostaję rano maila od kogoś z PR Square-Enix. Wiadomość o tym, że taktyczna gra RPG trafia w końcu na PC była dla mnie sporym zaskoczeniem.. Podjarany myślę, że japońska firma zaczyna naprawdę cenić rynek komputerowy i po Final Fantasy X/X-2 HD Remaster zdecydowali się w końcu wydać kultowe Final Fantasy Tactics. Niestety szybko się okazało, że zamiast jednego z najlepszych SRPG pobierałem coś o nazwie Heavenstrike Rivals. Czy taka sytuacja może mieć pozytywny finał?
Większość gier kończy się w momencie pokonania zła i uratowania świata. Dzielny bohater stawia czoło przeważającym siłom wroga i zmiata je z powierzchni ziemi. Dungeons 2 podchodzi do sprawy trochę inaczej. Tytuł ten tak naprawdę zaczyna się w momencie, gdzie w typowych grach oglądalibyśmy napisy końcowe. Czy to jednak wystarczający powód by zainteresować się tą grą strategiczną?
Fire Emblem Fates; Birthright okazało się wyśmienitą grą. Dlatego od razu po jej ukończeniu zabrałem się za przechodzenie kolejnej kampanii tworzącej trylogię Fire Emblem Fates. Czy Conquest jest w stanie dorównać swojemu poprzednikowi? Czy stanie po ciemnej stronie mocy może sprawić nam frajdę?
Nintendo 3DS to prawdopodobnie system z którym spędzam najwięcej czasu. Nie chodzi tylko o to, że zdarza mi się zasypiać z kieszkonsolą w łapach albo o to, że nie chce mi się targać mojego PlayStation 4 do Chin. Jest to raczej efekt masy wypasionych gier RPG i SRPG przy których mogę spędzić masę czasu. Jedną z takich produkcji było Fire Emblem Awakening. Nowe oblicze starej serii okazało się świetną grą. Dlatego też z olbrzymim zainteresowaniem czekałem kiedy w swoje łapy dorwę kontynuacje tej produkcji. Po miesiącach czekania do Europy zawędrowało Fire Emblem Fates. Czy jest to jednak gra tak dobra by kupić ją trzy razy?
Epoka internetu sprawiła, że wiele z moich opinii i przekonań okazało się przynależeć do grupy tych niezbyt popularnych. Przykładowo byłem przekonany o genialności filmu Nieśmiertelny II. Dopiero jako dwudziestolatek dowiedziałem się, że jeden z filmów mojego dzieciństwa jest chałą. Podobnie było w przypadku Wojowniczych Żółwi Ninja. Moim faworytem zawsze był Leonardo. Niby trochę podejrzane było, że jak udawaliśmy TMNT to nikt inny nie chciał nim być. Jednak dopiero podczas jednej z wielu durnych debat online pojąłem, że Leo nie jest specjalnie lubiany ani doceniany. Uzbrojony w tą wiedzę postanowiłem spróbować pograć w Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutants in Manhattan i poznać zalety tych „lepszych” żółwi. Niestety czas spędzony z tym tytułem doprowadził do tego, że nienawidzę Wojowniczych Żółwi Ninja.
Nie rozumiem fenomenu Angry Birds. Prosta gierka o wystrzeliwaniu ptaków z procy stała się bazą imperium medialnego Rovio Entertainment. Teraz mamy masę gier z serii ptaki kontra świnie, z trzy seriale opowiadające o perypetiach bohaterów i film kinowy. Pełnometrażówka podpada pod kategorię adaptacji gier wideo, więc musiałem zatopić w nią swoje kły. Pora wyssać trochę energii życiowej z kolejnego filmidła.
Zawsze byłem przekonany że Warhammer nie ma zbyt wielkiego szczęścia do gier. Nie mówię o 40K, które może pochwalić się genialnym Dawn of War tylko o tym tradycyjnym Warhammerze w wersji fantasy. W ostatnich latach sytuacja ta uległa jednak pewnej zmianie. The End Times – Vermintide okazało się być całkiem fajną wariacją na temat Left 4 Dead.Teraz przychodzi pora na grę strategiczną z segmentu AAA. Czyżby Total War: Warhammer oznaczało, że dla produkcji Games Workshop nadchodzą dobre czasy?
Należę do ludzi, którzy wychowali się na Doomie. Tytuł ten należy do bardzo wąskiej grupy produkcji do których można zawsze powracać. Śmiem nawet powiedzieć, że jest to najlepsza gra FPS jaka kiedykolwiek powstała. Dlatego też nowa gra o tym samym tytule ma przed sobą niełatwe zadanie. Czy id Software potrafi jeszcze tworzyć genialne gry? Czy Doom 2016 będzie chociaż w połowie tak dobry jak jego pierwowzór?
Żyjemy w czasach gdy gier jest cała masa. Nikt nie ma sił i czasu by zagrać w każdą produkcję uwagi. Dlatego ciągle rosną nasze „kupki wstydu” (ktoś tak mówi o stercie gier do zaliczenia?) i przepada nam z pola widzenia wiele solidnych pozycji. Zakładam, że tak właśnie stanie się z recenzowaną tym razem grą. Sam miałem problemy z wciśnięciem Tastee: Lethal Tactics gdzieś pomiędzy Dark Souls III, Ratcheta, Dooma i Total War: Warhammer. Jednak po ograniu tego tytuły zdecydowałem się napisać o nim kilka słów. Czy to oznacza, że mamy kolejną perełkę z szeroko rozumianego segmentu indie?
Druga Wojna Światowa i japońscy twórcy to dość niebezpieczna mieszanka. Może z tego powstać coś bardzo głupiego i dziecinnego. Da się jednak stworzyć też coś poważnego i poruszającego. Valkyria Chronicles znajduje się gdzieś pomiędzy tymi dwoma grupami. Czy ta wojna w wersji anime jest jednak godna uwagi?
Któregoś dnia uświadomiłem sobie, że nie nadaję się do roli skrytego zabójcy. Jestem zbyt niecierpliwy i nie wyobrażam sobie wyczekiwania na swój cel. Nie przeszkadza mi to jednak w graniu we wszystkie skradanki. Wynika to z faktu, że inteligencja wrogów w grach tego typu jest zazwyczaj na poziomie małego dziecka. Nawet jak coś zobaczą to po kilku chwilach o tym zapomną i nie chce im się dokładnie wszystkiego sprawdzić. Któregoś dnia jednak pojawi się gra, gdzie wszystkie stosowanie przeze mnie sztuczki okażą się bezużyteczne. Nie jest to jednak dzisiaj. Miałem okazję pograć w Shadwen i dawno już nie miałem tak mieszanych odczuć w stosunku do jakiejś produkcji. To chyba nie wróży temu tytułowi zbyt dobrze.
Kilka lat temu pisywałem swoje teksty na nieistniejącej już stronce Grasz 24. Podjąłem się wtedy herkulesowego zadania jakim było obejrzenie i zjechanie wszystkich adaptacji gier wideo jakie kiedykolwiek powstały. Swój cel prawie wypełniłem i nawet nakręciłem kilka wstępnych odcinków czegoś co miało być cyklem o tytule „Coś tu nie gra”. Projekt Grasz24.pl upadł jednak zanim moja inicjatywa przerodziła się w cokolwiek sensownego. Ostatnio mamy dużo gadki na temat kolejnych adaptacji gier wideo, które szykują się na totalne crapy. Informacja o filmie na podstawie gry Tetris przelała czarę goryczy i postanowiłem powrócić do opluwania filmów na bazie gier. Na pierwszy ogień idzie mało znana adaptacja jednego z moich ulubionych survival horrorów - Forbidden Siren (サイレン).
Z Final Fantasy X-2 zawsze miałem sporo problemów. Jestem posiadaczem trzech kopii tej gry w wersji na PlayStation 2. Dwie z nich kompletnie nie działają i zawieszają się podczas początkowego filmiku. Oznacza to, że przez wiele lat znałem ten tytuł jedynie jako „To Final Fantasy, gdzie bohaterki są gwiazdami J-Pop”. W końcu udało mi się zdobyć działającą wersję gry i skończyć nową przygodę Yuny. Niestety mój odbiór gry naznaczony był traumą związaną z wyświetleniem intra dobre 100 razy nim miałem okazję zagrać. Po latach mam okazję ponownie przetestować ten tytuł bez J-Popowego piętna Może w końcu będę mógł trochę obiektywniej odpowiedzieć na pytanie czy Final Fantasy X-2 HD Remaster warte jest zakupu?
W ostatnich latach zauważyłem, że granie na komputerze ma pełno zalet. Nie chodzi mi tylko o niższe ceny gier, częste promocje i bundle czy też lepszą oprawę graficzną od konsolowych wersji produkcji.
Dlatego też jak tylko dowiedziałem się o premierze Final Fantasy X/X-2 HD byłem strasznie podekscytowany. Wreszcie będę mógł powrócić do świetnej gry i nie będę musiał już przejmować się rzeczami takimi jak wsteczna kompatybilność czy inne konsolowe udziwnienia utrudniające granie w moje gry. Od teraz Final Fantasy X będzie na zawsze w mojej bibliotece Steam i będę mógł w ten tytuł zagrać praktycznie kiedy tylko mi się zechcę. Czy to jest jedyny argument przemawiający za zakupem pecetowej edycji Final Fantasy X?
Kiedy dostaję od kogoś maila z dziwacznym tytułem to zazwyczaj unikam otwierania takich treści. Przecież ilu może być w Afryce królów chcących mojej pomocy w przemycie jakiejś kasy? Jak często Ban Ki-moon albo Obama mogą mieć dla mnie nagrody pieniężne. Dlatego tez moją pierwszą reakcją na mail o tytule „htoL#NiQ Mion needs your help” zareagowałem poprzez skasowanie wiadomości. Dopiero za trzecim razem zauważyłem, że chodzi o jakąś grę. Po przyjrzeniu się sprawie bliżej okazało się, ze dziwny ciąg znaków na początku maila to „cool” sposób na zapis słów Hotaru no Nikki, czyli po naszemu „Pamiętnik Świetlików”. Czy omawiana produkcja okażę się tak samo nietypowa jak jej tytuł? Czy ten wstęp powstał jedynie dlatego, że nie mam dobrego systemu do wykrywania spamu i phisingu?
Pamiętam, że którejś nocy w Pekinie zdarzyło się coś co zastanawia mnie do dzisiaj. Obudziłem się koło trzeciej i zacząłem się rozglądać po sypialni. Miałem dziwne uczucie, że coś jest nie tak. Jakbym nie był w swoim pokoju tylko w obcym mi miejscu. Czułem na sobie czyjś wzrok. Myślałem,że któryś ze znajomych znowu płata mi durnego figla. Wstałem więc zapalić światło przygotowany, na to że usłyszę jakieś „boo” i ktoś wyskoczy na mnie z szafy lub toalety. Nic się jednak nie zdarzyło. Zgasiłem więc światło i byłem już w drodze do łóżka kiedy zobaczyłem, że w lipnym lustrze zainstalowanym na drzwiach widać zniekształconą twarz. Lustro było ustawione naprzeciw okna przez które ktoś najprawdopodobniej zerkał do mojego pokoju. Bez zastanowienia się wskoczyłem do łóżka i nakryłem głowę poduszką. Jak ktoś mógł zaglądać w moje okno kiedy jestem na dziesiątym piętrze? Co ta historyjka ma wspólnego z Fuan no Tane? Też chciałbym to wiedzieć.
Każdy kto pamięta końcówkę lat 90. i początek XXI wieku musi przyznać, że mania na Pokemony opanowała prawie cały świat. Kieszonkowe Potwory były wszędzie i każdy chciał „złapać je wszystkie”. Sukces tej produkcji sprawił, że szybko otrzymaliśmy masę naśladowców. Nic jednak nie dorównało produkcji promowanej przez Pikachu. Teraz na rynku pojawia się nowy gracz, który chyba celuje w ten sam target. Mamy słodziutkie stworki i zabawę w zbieranie ich. Do tego za produkcja tą stoją mistrzowie z Level-5. Czy Yo-Kai Watch okaże się Pokemonami XXI wieku?
Każdy z nas nie raz w swoim życiu stanął na rozdrożu i podjął decyzję, która na zawsze zmieniła jego życie. Często na pozór bagatelne wybory sprowadzają nas na konkretną ścieżkę z której nie ma już odwrotu. Zastanawiamy się wtedy co byłoby gdybyśmy zdecydowali się na pójście w inną stronę. Stories: The Path of Destinies w pewien sposób odpowiada na to pytanie.
Mówi się, że zmarli nie odchodzą na zawsze tak długo jak ktoś o nich pamięta. Pamięć sprawia, że cząstka duszy/esencji nieboszczyka pozostaje przy życiu. Nie mam pojęcia czy jest to prawdą i nie chciałbym się też nigdy o tym przekonać (wieczne życie FTW). Aby jednak lepiej zrozumieć Fragments of Him musimy przynajmniej założyć, że ktoś wierzy w taką formę życia pozagrobowego. Taki wstęp może oznaczać tylko jedno. Na rynku pojawiła się kolejna gra inspirująca do miana sztuki wyższej. Czy oznacza to, że mamy kolejny super produkt, którego taki plebs jak ja nigdy nie zrozumie?
Metroid bez wątpienia jest jedną z najważniejszych gier jakie kiedykolwiek powstały. W końcu bez tego tytułu nie mielibyśmy masy produkcji typu metroidvania. Pomysły zawarte w grach z tej serii stworzonych na NESa i SNESa pokazały jak można stworzyć genialną grę opierającą się na eksploracji otoczenia i jak sprawić by backtracking był czymś fajnym. Jednak ilość gier tego typu, które mogą dorównać Metoidowi i Super Metroidowi nie ma zbyt wiele. Kilka lat temu byłem przekonany, że Shadow Complex jest jednym z nielicznych tytułów godnych stać u boku Castlevanii Symphony of the Night i wspomnianego już klasyka z Samus Aran w roli głównej. Shadow Complex Remastered to idealna okazja by się przekonać czy ta opinia nie była przesadzona.
Kiedyś życie gracza było prostsze. Konsole różniły się od pecetów w znacznym stopniu. Każda maszyna miała charakterystyczne dla siebie gry i gatunki. Dzisiaj sytuacja wygląda odmiennie. Wszystko stoi na głowie i na PC można katować w bijatyki albo platformówki, podczas gdy na konsoli pogramy w strategie i gry MMO. Odgadniecie jaka gra przeznaczona jest na jaki system jest tak samo prosta jak ta zagadka z niebiesko czarną sukienką. Dlatego też mam okazję zrecenzować Battle Worlds: Kronos w wersji na PlayStation 4. Czy z upychania komputerowych strategii na maszynkę Sony może wyjść coś dobrego?
Nie uznałbym siebie za olbrzymiego fana ścigałek. Siedzenie za kierownicą wywołuje u mnie agresję. Nawet w grach zachowuje się jak jakiś maniek, który wyskakuje na skrzyżowaniu ze swojej bryki by wpieprzyć innemu kierowcy za jakieś rzekome przewinienia. Mam jednak olbrzymią słabość do Micro Machines i wszystkich innych gierek, gdzie prowadzimy jakieś miniaturki Czy Table Top Racing: World Tour ma szansę stać się moją drogą powrotu do gier wyścigowych?
Wesołe Miasteczka mają to do siebie, że z miejsca przynoszącego radość bardzo łatwo mogą się przeobrazić w coś z naszych najmroczniejszych koszmarów. Potwierdzi to chyba każdy kto wybrał się kiedyś na teren opuszczonego parku rozrywki. Motyw ten pojawiał się już kiedyś w grach ale teraz dostajemy pozycje skoncentrowaną właśnie na wesołym miasteczku. Tylko czy The Park nie jest przez przypadek jednym z tych tandetnych lunaparków, gdzie największą atrakcją jest karuzela i barak ze starymi grami arcade?
Opinie co do pierwszego odcinka najnowszego sezonu Gry o Tron wydają się być umiarkowanie pozytywne. Nie było tragedii ale też nikt nie wyskoczył z siedzenia by wykrzyknąć „wow”. Początek szóstej serii to jednak sporo nowych wątków i motywów, które mają potencjał na coś naprawdę interesującego. Dlatego też zabrałem się za oglądanie drugiego epizodu tak szybko jako tylko pojawił się on na stronie HBO.