Najlepszy film Christophera Nolana? - recenzja Tenet
Niewidzialny człowiek - recenzja filmu
Długi tytuł, średnia zawartość - recenzja filmu "Ptaki nocy"
Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie - to nie jest film dla fanów dzieł Jamesa Camerona
Bez Michaela Baya może być lepiej! - recenzja filmu Bumblebee
Kontynuacja w rytmie dubstepu - recenzja filmu Deadpool 2
Noc oskarowa przed nami, więc pokuszę się o wytypowanie zwycięzców w kilkunastu najważniejszych kategoriach (pomijam takie arbuzy jak film zagraniczny czy montaż, na które - cytując Ricky'ego Gervaisa z gali Złotych Globów - nikt nie zwraca później uwagi). Tradycyjnie, na polską telewizję nie ma sensu liczyć, bo transmisja z najważniejszego wydarzenia filmowego roku nie wpisuje się w misję ludzi z Woronicza. Tak czy siak zapuszczę sobie cichaczem radyjko, włożę słuchawki do ucha i na dobry sen postaram się w jakimś stopniu emocjonować, tym co akurat dzieje się w Kodak Theatre. Od siebie dodam, że rok 2010 był cienki dla kinomatografii, no ale po chudych latach musza przyjść te tłuste, więc źle nie będzie.
Lubicie amerykańskie snuje? Takie co rozciągają się jak nieudane ciasto, nie śpieszą się z akcją, nie wywołują u widza dreszczy podniecenia kolejną sceną, efektem specjalnym? Lubicie powolnie opowiedziane historie, które w odpowiednim momencie robią z mózgu kisiel? Jeżeli tak, to musicie obejrzeć Do szpiku kości.
W sieci zadebiutował dzisiaj kolejny zwiastun Battlefielda 3. Film jest przeróbką poprzedniego materiału, w którym w rytm znanego motywu muzycznego pojawiały się niewyraźne migawki ukazujące żołnierzy oraz pojazdy. Tym razem studio DICE postanowiło podzielić się kilkoma mniejszymi fragmentami, prawdopodobnie z trybu dla pojedynczego gracza. Oprócz tego w serwisie Battlefield3Blog pojawiły się nowe screenshoty, które zostały zamieszczone w niemieckim czasopiśmie Gamestar. Znajdziecie je poniżej, w galerii. Tymczasem zapraszam do obejrzenia blisko 40-sekundowej zapowiedzi następnej części kultowej serii sieciowych strzelanin.
Do wynalazku o nazwie OnLive podchodziłem z dużym dystansem. Podejrzewałem, iż w branży pojawi się kolejny bajer, który podobnie jak rewolucyjne "karty fizyki" (nie)zmieni oblicze gier. Dzięki informacji od użytkownika Juventino23 (wielkie dzięki!) dowiedziałem się, że usługa wykroczyła poza Stany Zjednoczone i działa w najlepsze. Czy jest to faktycznie ciekawa technologia, czy może ciekawostka na kilka godzin? Test aplikacji wykonano na przeciętnym, w pewnych aspektach słabym sprzęcie, który marzy o rozsądnej rozgrywce w takie tytuły jak Metro 2033, Just Cause 2, czy Dirt 2. Łącze podlega pod UPC i posiada szybkość 12 Mb/s.
Wymagania sprzętowe OnLive dostępne są pod TYM adresem.
Dead Island tu, Dead Island tam, Dead Island w lodówce, w każdym sklepie, w szkołach, na ulicy, na billboardach, w telewizji, w kinie, na okładkach Playboya, w szpitalach, w warzywniaku pani Ludmiły. Wielki szacun dla Techlandu, że udało im się wzbudzić taki hype na grę. Nie ma dnia, abym nie natknął się na wiadomość na temat Martwej Wyspy. Czy to będzie horror? Czy następca Borderlands? A może jedno i drugie? Może będzie do tego DLC, a może świetny multi? Mi to na razie zwisa (i powiewa). Na miejscu wrocławskiego studia całowałbym po stopach autorów zwiastuna, bo o Dead Island będzie się mówiło głośno przynajmniej do dnia premiery. Jasne, z biegiem następnych tygodni atmosfera nad tytułem delikatnie ostygnie, ale będzie to porównywalne ze zmniejszeniem gazu pod gotującą się wodą w garnku. W odpowiednim momencie da się "hajcu".
Ło Jezuśku. Machnąłem sobie ten trailerek na głośnikach, podbiłem basy i myślałem, że zejdę z tego świata nie podając do wiadomości, iż szykuje się full-konkret horror. Ale po kolei:
127 godzin opowiada historię Arona Ralstona, zaprawionego wędrownika, który pewnego słonecznego dnia 2003 roku wybrał się w podróż do kanionu Blue John w Utah. Mężczyzna w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności utknął w jednej ze szczelin, a jego prawa ręka została przygwożdżona przez głaz. Ralstonowi po 5 dniach udało się wydostać, jednak nie obyło się po drodze bez problemów natury psychiczno-fizycznej.
Notka będzie krótka, acz treściwa. W końcu po latach znalazłem kilka godzin na Portala. Śmiejcie się, ale od czasu zakupu Orange Boxa zdążyłem ukończyć tylko HL2 i Episode One (jak chcecie recek obu to zgłoście to w komentach, chętnie się podejmę zadania:)), natomiast Team Fortress wyleciało z dysku po 30 minutach - nie moje klimaty.
Carmageddon 2 należy do grona gier, które z zadziwiającym trudem ulatują z głowy. Po raz ostatni dzieło Stainless Games odpaliłem dobre kilka lat temu, a i tak mógłbym z marszu wymienić niemal wszystkie mapy, pojazdy i smaczki. Jeżeli miałbym wymienić 5 samochodówek dających największą frajdę to ten tytuł załapałby się na pierwszą trójkę z palcem w nosie.
Po obejrzeniu zwiastuna nie sądziłem, że będę w stanie zanieść swoje 4 litery na salę kinową. I to pomimo nazwiska Cameron, które przy każdej okazji reklamuje ów film. Na szczęście Żelazny Jim nie wydaje szmalu na szmirę i zaprasza Nas na jazdę bez trzymanki po zalanych jaskiniach w 3D. Treść filmu można zmieścić w jednym zdaniu - grupa grotołazów za kasę pewnego miliardera eksploruje jedną z największych "dziur" na kuli ziemskiej. Fabuła ponoć oparta na faktach.
Sanctum to survival pełną gębą. Doskonale ilustruje zmagania człowieka z naturą. Nie usłyszymy tu pięknych dialogów (w niektórych scenach suchar leci za sucharem), gry aktorskiej na poziomie Ojca Chrzestnego (fason trzyma jedynie Richard Roxburgh), czy filozofowania na temat życia. Nic z tych rzeczy. Za hajs twórcy Avatara nakręcono prostacką rozrywkę bez duszy, ale o dziwo dobrze sę to ogląda. Trzeba przyznać jedno - bohaterowie nie mają w Sanctum łatwego życia. Wdzierająca się do jaskinii woda nie daje sekundy wytchnienia, widz wsysa się w ten pojedynek między uwięzionymi przez cyklon specami, a żywiołem. Reżyserowi trzeba oddać jednak szacunek - nie stworzył łakomej dla dzieciaków przygody w trójwymiarze. Kolejni uczestnicy wyprawy giną, ocalali krwawią, przeklinają i podejmują możliwie dojrzałe decyzje. Nie ma drogi powrotu, a wyposażenie się niszczy lub po prostu zużywa.
Dla Pana Davida Garfielda z serwisu Examiner.com najbliższa noc może być bardzo ciężka. A wszystko to dzięki bardzo pochlebnej recenzji (4 na 5 gwiazdek) Test Drive Unlimited 2. Ocena nowej gry studia Eden nie jest jednakże czynnikiem, który budzi tu wątpliwości. Największe zastrzeżenia dotyczą... oryginalności tekstu. Otóż Garfield nie mając prawdopodobnie szansy zagrania w wersję prasową TDU 2 postanowił poratować się materiałem zamieszczonym na znanym i cenionym Eurogamerze. Dziwnym zbiegiem okoliczności niektóre akapity są do siebie bardzo podobne. Ot, przestawiony szyk w zdaniu, czy też inny dobór słów. Uwaga dzieci, tak nie pisze profesjonalny recenzent!
Co prawda nie znam się na futbolu amerykańskim, ale wiem, że Super Bowl to świetna okazja do obejrzenia kilku ciekawych zajawek z większych produkcji filmowych roku. Taki 30-sekundowy spot słono kosztuje, ale wydatek na pewno przełoży się na efekt marketingowy - zmagania byczastych sportowców w najważniejszym meczu roku obserwuje przed telewizorami ponad 100 milionów widzów. Prześledzmy kilka najciekawszych materiałów z wczorajszego dnia.
Na rozgrzewkę Fast Five, czyli kolejna część przygód Vina Diesela za kółkiem.
Wczorajszy wypadek Roberta Kubicy wstrząsnął nie tylko światem Formuły 1, ale również światem mediów, które prześcigały się w podawaniu niesprawdzonych informacji. W branży gier robię już blisko 7 lat i uwierzcie mi na słowo - zawsze starałem się być rzetelny i gdy podawałem jakiś fakt na forum publiczne to sprawdzałem źródło oraz wiarygodność co najmniej trzykrotnie. Jeżeli recenzja wymagała opisania jakiegoś problemu, to zgłębiałem go możliwie intensywnie, trzaskałem screeny i analizowałem. Gdy zaliczyłem wtopę (a pewnie błędów nie brakowało) to starałem się prostować temat i przepraszałem, bo czułem, iż to mój zasrany obowiązek i budulec wiarygodności. Jednakże wczoraj, przy okazji szukania wieści o stanie zdrowia naszego jedynaka w Formule 1 musiałem przekopać się przez stek obłędnych serwisów prześcigających się w okaleczeniu rannego zawodnika. Ktoś ewidentnie dał dupy i nie czuł misji.
Oglądając poniższy klip nasunęła mi się pewna myśl - spece od zwiastunów to królowie ściemy. Ma to dwie strony medalu. Po pierwsze, to ich praca, zarabiają na wydawaniu laurek, na widok których widzowie wycierają ślinę z kącików ust. Po drugie, wciskają często towar niezgodny z ostatecznym wyglądem. Trailer jak to trailer, ma być widowiskowy (o ile materiał na to pozwala), dynamiczny (komedia romantyczna lub film akcji), szaro-buro-zielono-brunatny (reklamujący thriller lub horror), lub po prostu denny (jeśli zapowiada film produkcji polskiej). Zwiastun Skyline to jednak inna kategoria, perełka tego roku. Otóż moi mili, ten kawałek prezentujący wybuchy, akcję, emocje to nic innego jak kant dekady i próba drenażu kieszeni klienta tanią sztuczką. Wystrzegajcie się wycieczki do kina!
Isaac Clarke przemówił. To chyba najlepsze co mogło spotkać Dead Space 2. Zamiast chodzącej kukły zakutej w pancerz otrzymaliśmy w miarę wiarygodnego bohatera, który rozmawia, odczuwa strach, klnie, dostaje doła. Ta drobna innowacja (w kontekście serii ofkors) robi ogromną różnicę. Bez owijania w bawełnę, oryginał przy sequelu jak dla mnie wypada teraz strasznie blado.
Odetchnąłem z ulgą, sprawdziły się moje przewidywania. Nowy film Gondry'ego (Zakochany bez pamięci, Be kind rewind) okazał się być zwykłą popeliną. Oczywiście mała w tym zasługa reżysera, który miał tylko pilnować, aby na planie nie zabrakło oranżady i paluszków. Tak naprawdę The Green Hornet to stuprocentowa produkcja Setha Rogena, który nie tylko napisał scenariusz, ale zagrał też główną rolę.