Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Można rzecz, że o taką planetę małp walczyliśmy. My, widzowie. Bo jeśli spojrzeć na fabułę serii, to ludzie w pewnym momencie przestają mieć dużo do powiedzenia. Wojna o planetę małp to przykład żelaznej konsekwencji w budowaniu świata i kontynuowaniu opowieści, która wcale nie była pewniakiem. Wszak w XXI wieku byli znani reżyserzy, który chcieli tego klasyka pokazać w nowym świetle i udawało się różnie...
Rupert Wyatt, filmowiec bez większego dorobku, sześć lat temu przy pomocy Jamesa Franco, solidnego scenariusza i cudownego duetu Andy Serkis + CGI, stworzył jeden z lepszych prequeli we współczesnej kinematografii. W 2014 pałeczkę przejął Matt Reeves (ma u mnie dożywotni kredyt zaufania za Cloverfield i elegancki remake Pozwól mi wejść) i z trudnego zadania stworzenia godnego środkowego odcinka trylogii wywiązał się znakomicie. Teraz raz jeszcze staje za sterem i - ale nuda - znowu mu się udało!
Wojna o planetę małp
Matt Reeves to reżyser, który dobrze czuje kino gatunkowe. Zaistniał filmem Cloverfield, potem pokazał klasę przerabiając świetny szwedzki horror Pozwól mi wejść, a w 2014 roku przejął kontrolę nad nowa historią o planecie małp. Ewolucja sprawnie kontynuowała wątek Cezara i pokazała, ile emocji może się czaić w komputerowo przerobionych aktorskich kreacjach. Parząc na recenzje, Wojna o planetę małp, wydaje się szczycić tak samo wysoką jakością, jak poprzedniczki. Według nich trylogia znajduje właśnie satysfakcjonującą konkluzję i pokazuje, że nadal można tworzyć produkcje bazujące na innych dziełach, ale pozostające świeże, oryginalne i angażujące.
W grudniu 2016 roku Trent Reznor dotrzymał słowa i zaoferował fanom nową muzykę spod szyldu Nine Inch Nails. 5 utworów składających się na EPkę Not The Actual Events było hałaśliwych, dosyć nieprzyjaznych i pozbawionych popowych, wpadających w ucho melodii. Można to było odebrać jako muzyczny komentarz do zmiany władzy w USA. Okazuje się, że Reznor ma do powiedzenia nieco więcej, czego dowodem jest nowa EPka zatytułowana Add Violence.
Podczas zamieszania związanego ze słabą kondycją internetowego sklepu wysyłającego zamówione kilka miesięcy wcześniej płyty winylowe, szef NIN wysłał do klientów wiadomość z przeprosinami i informacją, że grudniowa płytka była pierwszą częścią trylogii, której kolejne rozdziały mają ukazywać się co kilka miesięcy. Nowy rozdział został zapowiedziany na lato, zaś ostatecznie ukazał się 21 lipca.
Dunkierka
Christopher Nolan to jeden z tych reżyserów, który łączy popularne efekciarstwo i rozmach niczym Michael Bay z inteligentnymi scenariuszami znanymi z filmów np. Davida Finchera. Innymi słowy - jest to twórca zasługujący na uznanie i każdy jego nowy film jest wydarzeniem. Tym razem twórca Incepcji zabiera nas w przeszłość prezentując prawdziwy kawałek wojennej historii. W 1940 roku na francuskiej plaży tysiące alianckich żołnierzy zostaje otoczonych przez niemiecką armię. Rozpoczyna się wielka bitwa i jednoczesna niemożliwa do przeprowadzenia ewakuacja. Krytycy są zgodni - to kolejny przykład bardzo dobrego kina spod ręki Christophera Nolana. Mówi się nawet o mocnej kandydaturze do tytułu filmu roku.
Niedawno firma EA podzieliła się reliktem z przeszłości - czymś w rodzaju wersji demonstracyjnej Mass Effect: Andromeda. Dobry ruch, choć nieco spóźniony. Wielu z Was grę albo już przeszło, albo wyrobiło sobie zdanie na tyle silne, że nie mają ochoty dema sprawdzać. Tak się złożyło, że zakupiona na premierę gra została przeze mnie ukończona zaledwie kilka dni temu, zatem chętnie się podzielę opinią wyważoną i niemal na czasie.
Mass Effect: Andromeda to duża gra. Największy objętościowo odcinek serii, który zapewnił mi sporo zabawy na ponad 50 godzin (dla porównania, każdą część trylogii ukończyłem* w czasie poniżej 40 godzin) i w przeważającej większości był to czas bardzo dobrze spędzony. Ale skoro MEA jest długa, to moja recenzja będzie na przekór - krótka i konkretna.
Dzisiaj do polskich kin triumfalnie wlatuje nowy hollywoodzki Spider-Man. Film o podtytule Homecoming to już szesnasta produkcja z Marvel Cinematic Universe (którą przy okazji polecam), a przy tak dużej ilości odcinków, chronologia wydarzeń może zacząć płatać figle. Ale od czego jest internet? Zapraszam na krótki tekst, który pomoże Wam umieścić wydarzenia z wszystkich filmów w odpowiedniej kolejności.
Kilka dni temu w serwisie Polygon pojawił się artykuł błędnie wytykający filmom z MCU zaburzoną chronologię. Dzięki szybkiemu poszukiwaniu odpowiednich danych (głównie tu, na reddicie), jestem w stanie przedstawić Wam dużo sensowniejszą kolejność wydarzeń. Oczywiście jest tu trochę domysłów, a wszystkie daty nie są idealnie dopasowane, ale nie czepiajmy się. Wszak to tylko i aż dobra rozrywka!
Spider-Man: Homecoming
Sony dogadało się z Marvel Studios i oto na ekrany wchodzi trzecia wersja przygód Człowieka-Pająka. Młoda wersja Petera parkera oczarowała widzów gościnnym występem w wojnie bohaterów, a teraz udowadnia, że właściwi ludzie u steru solowego filmu są w stanie zaoferować naprawdę godziwą rozrywkę. Spider-Man: Homecoming to nie jest kolejna "origin story", to kawałek codzienności nastoletniego chłopaka, który bardzo się stara. Chcąc zasłużyć na tytuł prawowitego Avengera bierze się za nierówną walkę z Adrianem Toomesem, a efektem jest prawdopodobnie najlepszy do tej pory film o Spider-Manie. Tom Holland, Michael Keaton, Robert Downey Jr. przed kamerą, pomysłowy, niezależny twórca po drugie stronie - udało się!
Edgar Wright to skarb. Reżyser konsekwentny, pomysłowy, który zawsze przekuwa swoją wizję na konkretny, autorski film. Tak było w przypadku tzw. trylogii Cornetto, tak było w przypadku Scotta Pilgrima, tak było w przypadku Ant-Mana (no, prawie - Wright zrezygnował po tym, jak Marvel zapragnął stworzyć nowy scenariusz w miejsce jego własnego tekstu, czyli pozostał wierny swojej wizji, której nie pozwolono mu zrealizować) i tak też jest w przypadku jego najnowszego filmu, Baby Driver.
Wysyp żywych trupów wykręcał na lewą stronę motyw zombie, Hot Fuzz robił to samo z policjantami, To właśnie jest koniec bawił się motywem inwazji kosmitów, zaś Scott Pilgrim kontra świat to do dzisiaj jedna z najlepszych ekranizacji komiksów w historii kina. Baby Driver też jest wyjątkowy i charakterystyczny. To opowieść o szybkiej jeździe samochodem i napadach, ale wszystko jest podporządkowane muzyce.
W temacie ekranizacji przygód Człowieka-pająka stwierdzenie "do trzech razy sztuka" nasuwa się samo. I jeśli zapomnimy o nadal rewelacyjnym Spider-Manie 2 Sama Raimiego, to jest to sama prawda. Ulubiony superbohater z sąsiedztwa właśnie doczekał się szóstego filmu i trzeciego aktorskiego wcielenia, ale dopiero teraz stał się pełnoprawnym członkiem dużego, filmowego uniwersum Marvela. I całe szczęście!
Spider-Man to mój ulubiony superbohater, jedyny, którego znałem z kart komiksu na długo przed pierwszymi "rajtuzowymi" filmami z XXI wieku. Z tego też powodu z wielkim optymizmem podchodziłem do wszystkich wcieleń Petera Parkera na dużym ekranie, nawet kulawego Niesamowitego Spider-Mana 2, którego pogrążył marketing i chęć budowania kolejnego uniwersum, oraz jeszcze bardziej kulawego SM3, który np. nie oddał sprawiedliwości postaci Venoma. Karty zostały przetasowane, rozdane na nowo, Sony i Disney się dogadali, Pajączek wrócił do kumpli z Avengers, a na ekrany wskakuje świeżutki Spider-Man: Homecoming.
Baby Driver
Oto jeden z kandydatów do tytułu filmu roku. A przynajmniej filmu akcji roku - krytycy i widzowie są nowym filmem Edgara Wrighta zachwyceni. Opowieść o tytułowym kierowcy imieniem Baby to sensacyjna historia w rytm świetnie dobranego soundtracku, zmiany biegów w szybkim samochodzie i efektownych popisów kaskaderskich. W filmie chodzi o to, że bohater ma problemy ze słuchem i nieustannie wetknięte w uszy słuchawki (z których płynie muzyka natury przeróżnej) pomagają mu się skupić. Jest to na tle skuteczne, że baby to jeden z najlepszych kierowców w USA, z którego talentów chętnie korzysta pewien przestępczy boss. Gdy młody chłopak zechce zakończyć współpracę z powodu miłości, wszystko się posypie. Widzieliście już ten film? Wybieracie się?
Rzucamy okiem na okładkę - Hydrograd nie ma klasycznego logo Stone Sour. Rzucamy okiem na skład zespołu (zakładając, że sprawdzanie wieści ze świata rocka nie należy do Waszej codzienności) - Hydrograd powstał bez udziału gitarzysty Jima Roota, basista zresztą też jest nowy. Czyli nowy start dla ekipy z 25-letnim doświadczeniem?
Wszyscy w ekipie, z Coreyem Taylorem na czele, twierdzą dokładnie to: Hydrograd to odejście od znanego Stone Sour, album bardziej klasyczny, rock'n'rollowy i hard rockowy do samego rdzenia. Taylor zdobył się nawet na wyznanie, że to najlepsza płyta, jaka nagrał od czasu pierwszego albumu Slipknot. No ale przecież każdy artysta uwielbia chwalić swoje nowe dzieło, szczególnie w okolicach jego premiery. Sprawdzam, panie Taylor!
Dla wielu rodaków, który lubią spożywać filmy i seriale w dużych ilościach, Netflix stał się oczywistą usługą do korzystania z i narzekania na. W kwestii produkcji odcinkowych, amerykański gigant najczęściej pokazuje się od bardzo dobrej strony i wielu widzów jest zadowolonych z opłacania subskrypcji. Drugą stroną medalu są produkcje filmowe, które dotąd rzadko wychodziły poza średnią półkę. Wszystko jednak wskazuje, że wraz ze wzrostem ilości filmów opatrzonych czerwoną n-ką, w górę idzie też jakość. Okja jest tego wyśmienitym przykładem.
Nie będę marnował akapitów na medialną otoczkę związaną z filmem - wielu z Was na pewno trafiło na informacje dotyczące wielkiego poruszenia w filmowym świecie. No bo jak to? Produkcja stworzona "do internetu" ma konkurować z pełnoprawnymi filmami kinowymi? Ostatecznie Okja została w Cannes pokazana, a w środę wieczorem wylądowała na Netfliksie, by każdy chętny mógł sprawdzić z czym to się je.