Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Kłaniam się i witam serdecznie w trzeciej już liście TOP. Tym razem na warsztat wziąłem zjawisko, które ostatnimi czasy tak przybrało na sile, że w zasadzie nie ma co już na nie narzekać, bo narzekalibyśmy niemal na wszystko. Chodzi oczywiście o sequele.
Jest sobie taka książka, o której istnieniu nie wszyscy wiedzą, a zdecydowanie wszyscy powinni. A przynajmniej wszyscy patrioci ceniący sobie nietuzinkowy humor otulony poduchą absurdu. Bo, moi mili, Monty Python nie był pierwszy. Frost Report też nie. Nawet bracia Marx nie byli pierwsi. Czy Tuwim i Słonimski byli - nie wiem. Ale na pewno byli wcześnie. I byli świetni.
Rzecz, o której mowa, to "W oparach absurdu" - ponad 200 stron, na których zebrano powstałe w latach 20-tych i 30-tych XX wieku teksty wszelakie autorstwa obydwu panów. I czego tam nie ma. Limeryki. Ogłoszenia. Artykuły. Wycinki prasowe. Zagadki. Kalendarium. Felietony. Eseje. A wszystko zaiste absurdalne, pokręcone, zabawne i wykrzywiające znaną nam dziś (a co dopiero tę kilkadziesiąt lat temu) rzeczywstość. Poziom jest różny, ale na pewno powyżej średniej. No i wręcz fascynująco czyta się te tekaty, mając świadomość, kiedy powstało.
Jak to jednak w przypadku dzieł pisanych bywa: fragmenty autorstwa autorów obronią się same.
Tak, oczy Was nie mylą. Gra komputerowa znalazła się na liście obowiązkowych lektur w pewnej postępowej (a przynajmniej tak należy sądzić) amerykańskiej szkole wyższej. Wabash College w stanie Indiana dołączył dzieło Valve do takich klasyków jak "Polityka" Arystotelesa czy "Hamleta" Shakespeare'a. A wszystko dzięki profesorowi Michaelowi Abbottowi.
Twórczość w narodzie silna jest. Na tyle silna, że niektórzy współpracownicy GOL-a, zanim jeszcze takowymi zostali, parali się filmową kreacją. Na przykładzie własnym.
Rok jest 2005, wraz z mym dobrym przyjacielem, reżyserem, informatykiem i współautorem wielu przesięwzięć idziemy swego czasu sobie ulicą Kościuszki w Koszalinie. Padło brzemienne w skutki pytanie: Ty, a dlaczego nikt jeszcze nie pokazał w filmie, jak rycerz kroi chleb mieczem? A że pierwsze (i drugie, i trzecie też) filmowe dokonania zostały juz uskutecznione, nic nie stało na przeszkodzie, by zamienić słowa w czyn. I tak też się stało.
Listy są fajne! Oto kolejna, bo odzew był. Mili czytelnicy, każdy z Was z pewnością natrafił podczas swoich gierkowych wojaży na taki moment, który zapamiętał szczególnie. Na przykład odpowiednio efektowny i zacny pojedynek z tzw. bossem. Ja zapamiętałem i chcę się podzielić z Wami jeszcze jednym subiektywnym "topem", tym razem dotyczącym właśnie walk z bossami.
Ludzie uwielbiają różnego rodzaju rankingi i listy. A od kiedy istnieje Internet, mam wrażenie, że lubią je o wiele bardziej. Ja też lubię jak ktoś wylicza mi różne rzeczy wedle swojego widzimisię. Liczę więc na to, że Wy polubicie moją subiektywną listę 10 (no, nieco ponad) najfajniejszych broni z gier typu FPS.
Krótko o tym, co się dzieje z człowiekiem po obfitym posiłku. I jednocześnie rewelacyjny pomysł na biznes (mryg mryg).
Idziecie sobie do knajpy, restauracji, lokalu. Zamierzacie miło spędzić czas, zamierzacie solidnie się najeść, a pokarm ma być wysokiej próby. Wszystko się zgadza. Przemiła kelnerka się przedstawia (podane imię gwarantuje wyższy napiwek... sam nie wiem jak to działa), prowadzi do stolika, podaje menu. Ileż opcji! Cóż wybrać? Rozmawiacie, zastanawiacie się, miła pani odpowiada na wnikliwe pytania. Mija godzina i dwie szklanki napoju/piwa na łeb. Przyszło jedzenie. Jakie dobre! Ile go jest! Jecie. Zjadacie. Najadacie się. Scenariusz wszystkim znany. Cóż jednak dzieje się potem? No właśnie.
Kino. X muza. Magiczna dziedzina, w której powstają rzeczy wyjątkowe, wiekopomne, niesamowite dzieła zmieniające nasz sposób patrzenia na świat. Jednym z takich filmów bez wątpienia jest Mega Shark vs Giant Octopus. Miło mi donieść, że jest szansa na przeskoczenie niesamowicie wysoko podniesionej przez ten film poprzeczki.
Drogi Czytelniku. Jeśli mnie znasz (a pewnie nie), to wiesz, że za najlepszy zespół na tej planecie uważam Nine Inch Nails. Opinia tyleż kontrowersyjna, co prawdziwa (bo moja :P). Co zatem robi tutaj Linkin Park? Banda komercjuszy bez talentu? Czytaj dalej, to się dowiesz.
Na początku było Diablo. Potem w moim życiu pojawiła się gra Nox. Następnie przyszedł czas na Diablo 2 oraz trójwymiarowe wariacje na jego temat - Dungeon Siege i Titan Quest. Wszystkie te fantastyczne (dosłownie i w przenośni) klikadła mają się dobrze, a wraz z premierą Diablo III mieć się będą jeszcze lepiej. Póki co jednak maniacy hack'n'slashy zmuszeni są choć przez chwilę zerknąć na Torchlight.
Grę nabyłem w wersji pudełkowej i od razu stwierdzam - nie żałuję wydanych 60 złotych. Pudełko swoje robi i wygrywa z bezdusznymi megabajtami pobieranymi z sieci. Prócz tego grę można zainstalować ile razy się chce, więc również moja ładniejsza połówka może cieszyć się masakrowaniem demoniego pomiotu na swoim laptopie. Oj, bo masakrowania w tej grze jest pod dostatkiem.
Dylematy człowieka XXI wieku istnieją od niepamiętnych czasów. Z tą różnicą, że kiedyś były one dylematami człowieka XVII wieku, II wieku lub też ewentualnie VIII wieku p.n.e. I wszystkie one, te dylematy, przebiegają według tego samego schematu. I wszystkie przedstawimy na przykładzie. Bardzo pobieżnie, oczywiście, bo musimy się skupić na wieku naszym. XXI wieku. I ludziach w nim żyjących. I ich dylematach. Tak.