Z urną w Bieszczady - recenzja gry Far Cry 4
Assassin's Creed Unity: Notre Dame Edition - zaglądamy do środka!
Publisher’s Creed – czyli jak wykorzystać embargo, by zrobić klienta na szaro
"Przytrzymaj X, żeby złożyć hołd" - nowe Call of Duty nie obyło się bez kontrowersji
Apple iPad Air 2 - kompleksowa recenzja
The Last of Us: Left Behind – o dodatku, który przypomina dlaczego warto grać
Flappy Bird na nasze telefony komórkowe czaiło się od maja ubiegłego roku, a ostateczny szturm przeprowadziło w przeciągu ostatniego miesiąca. W momencie, gdy zarobki twórcy szacowało się na 50 tysięcy dolarów dziennie, ten zdecydował się… zdjąć grę z Google Play i AppStore’a tłumacząc, że nie zniesie dłużej oskarżeń o plagiat i wielkiej presji, jaką wywierali na niego gracze z całego świata. Kulisom tej niemałej afery przyjrzymy się za kilka dni, tymczasem dzisiaj skupimy się na samej grze. Małej, trudnej, irytującej i przy tym szalenie wciągającej. Jeśli zdążyłeś pobrać ją na swój telefon przed jej usunięciem, możesz pochwalić się swoimi wynikami i wymienić swoje doświadczenia.
Mogą istnieć jedynie dwa powody, dla których nie grałeś wciąż w To the Moon - albo jakimś cudem wciąż o grze nie słyszałeś, albo (co bardziej prawdopodobne) wolisz oszczędzić sobie trzydniowego stanu depresyjnego, w którego gra może wpędzić co wrażliwszych graczy. Dla jednych i drugich mam jedną radę - udać się na humbebundle.com i za równowartość jednego piwa zapewnić sobie emocjonalny rollercoaster najwyższych lotów. Jeśli natomiast macie to już za sobą, mam dobrą wiadomość - Freebird Studio udostępniło kilka dni temu darmowy dodatek, który w znacznie lżejszej atmosferze pozwoli spędzić dodatkowe kilkanaście minut z dwójką znajomych naukowców.
Nie ukrywam, że Black Flag stoi bardzo wysoko w moim rankingu najlepszych gier ubiegłego roku, toteż na Freedom Cry czekałem niecierpliwie już od pierwszych zapowiedzi. Liczyłem na to, że sięgnięcie po stosunkowo trudny temat uszlachetni nieco grę, czyniąc ją poważniejszą i „szorstką” w odbiorze. Tymczasem mimo nowego bohatera niewiele się u Asasynów zmieniło.
Zaczęło się! Fora internetowe zalała fala zadowolonych z prezentów graczy, których najbliźsi starali się wstrzelić prosto w ich największe zamiłowanie. Oprócz tradycyjnych zdjęć z nową konsolą i paroma pudełkami gier udało się znaleźć parę naprawdę ciekawych prezentów. Kreatywnych, autorskich, niebanalnych. Takich, przy których przygotowaniu należało spędzić przynajmniej kilka godzin.
Jeśli wciąż macie Killzone: Shadow Fall przed sobą i zamierzacie bawić się w trybie single – współczuję Wam. Gra jest męcząca, irytująca, niesatysfakcjonująca i momentami bezdennie głupia. Gwarantuję, że po jej ukończeniu nie będziecie mogli uwierzyć, że graliście w produkt, który wyszedł spod rąk ludzi majstrujących przy dwóch poprzednich, rewelacyjnych odsłonach serii.
Cóż to był za rok. Obrodziło nam pięknie – jeśli w przeciągu kilku miesięcy dostajemy gry pokroju Bioshock: Infinite, The Last of Us czy GTA V, a w dodatku debiutują konsole z którymi spędzimy kolejne ~ 6 lat, marudzenie jest wręcz nie na miejscu! W tym roku w moim kalendarzu gier do sprawdzenia czeka już tylko nowy The Walking Dead, który tak czy inaczej nie zdołałby zamieszać w zestawieniu. Dzisiaj ode mnie ląduje mocno skrócona forma, a pod koniec roku czekał na Was będzie tradycyjny ranking gier roku według autorów gameplaya.
Jak wieść gminna niesie, gałki analagowe w kontrolerze dedykowanym dla PlayStation 4, jakkolwiek znacznie ulepszone względem poprzedniczek z ergonomicznego punktu widzenia, cechuje niemały feler. Guma, z której są wykonane nie należy do szczególnie trwałych materiałów i już po kilkunastu (!) bardzo intensywnych sesjach zaczyna... znikać.
Aby nie odbierać sobie przyjemności płynącej z samodzielnego poznawania sprzętu od zera unikałem do tej pory wszelkiego typu unboxingów, pierwszych uruchomień, czy wideo-wrażeń. Chciałem, żeby nowa generacja przynajmniej próbowała mnie czymś zaskoczyć - nowymi dźwiękami, błyskami, interfejsem. Od momentu premiery PlayStation 4 w Stanach Zjednoczonych zadanie miałem utrudnione, ale udało się. Wiedziałem jak wyglądają pad i konsola, słyszałem też o tym, że zbyt długo świecąca się na niebiesko kontrolka nie wróży niczego dobrego. Obiły się również o uszy ploteczki o zatrważająco niskiej podaży, ale kto by się nimi przejmował - na preorder i tak było już za późno.
Część z Was spogląda na nową generację z podejrzliwością, czekając na ujawnienie się chorób wieku dziecięcego, obniżki cen, premiery lepszych gier. Inni – w tym ja – za nic mają racjonalne obawy i najchętniej zapadliby w głęboki sen, by obudziwszy się w piątek położyć swe łapska na pierwszej dostępnej w Polsce konsoli nowej generacji. Z pewnym rozrzewnieniem patrzę na półkę gier obejmującą tytuły z ostatnich siedmiu lat, a z dnia na dzień zbiera mi się na wspomnienia i podsumowania. Zanim jednak część z Drogich Czytelników przescrolluje listę na sam dół, by w polu komentarza nabazgrać pospiesznie „a dzie jezd Skyrim/Asasyn/Dark Souls?!?!11”, pozwólcie że przypomnę słowo klucz: subiektywizm. Sam tytuł artykułu sugeruje, że moim celem nie było stworzenie listy gier najlepszych, tylko takich, które zostawiły w branży trwały ślad, bądź to inspirując innych twórców do kopiowania zawartych w nich rozwiązań, bądź to będąc absolutnym „must playem” lub nawet system sellerem konkretnej maszyny. Kierując się takimi pobudkami, otrzymałem listę składającą się z szestastu pozycji. Ostateczna zasada selekcji była wręcz prostacka - wywaliłem tytuły, które mnie nie powaliły. Zostało tylko to, co mam przed oczami, gdy pada hasło "siódma generacja". Lecimy.
Redakcja serwisu PCgamer.com nie tak dawno chwaliła się postępującymi pracami nad złożeniem najmocniejszego komputera do gier znanego ludzkości. Robota dobiegła końca, bestia prezentuje się pięknie, kosztuje dużo i jest piekielnie wydajna. Pierwsze efekty badań prowadzonych przy użyciu Wielkiego Zderzacza Pikseli opublikowane zostaną już niebawem.