Czasami sam się sobie dziwię. Hity leżą odłogiem, lista zaległości piętrzy się, a ja zamiast sprawdzać najlepsze gry na konkretne platformy, ulegam i wrzucam do konsoli produkcje dziwne i mało znane. Tym razem miałem to szczęście, że ciekawość nie okazała się pierwszym krokiem do piekła. Kororinpa, jak już widzicie po ocenie po prawej, była unikalnym i całkiem przyjemnym doświadczeniem.
Czym w ogóle jest ten wydany na premierę konsoli Wii tytuł? Grą logiczno-zręcznościową, w której prowadzimy kulkę do celu, poruszając całą planszą. Koncept znany, sprawdzony, który w tym przypadku zyskuje za sprawą unikalnych możliwości konsoli Nintendo i dedykowanych jej kontrolerów ruchowych.
Każdy poziom zaczyna się bowiem trzymając stabilnie Wiilota w poziomie. Potem każde wychylenie w dowolnym kierunku wpływa na planszę i sprawia, że ograniczając się tylko do precyzyjnych ruchów nadgarstka, możemy poprowadzić wybraną kulkę do celu, po drodze zbierając kolorowe kryształy. Możecie już domyślać się, że nie jest to zabawa na kilkanaście minut. Owszem, pierwsze kilka plansz ukończycie bez większych kłopotów, jak już ogarniecie sposób działania gry, ale potem będziecie musieli już zwolnić. W dalszych etapach potrzeba czasu, by wychylając Wiilota o kilka milimetrów, powoli przeprowadzić kulkę po wąskiej dróżce. Gracz musi opracować plan, poznać mapę, nauczyć się odpowiednio szybko, ale i dokładnie zareagować na kolejne przeszkody i utrudnienia. Tych nie brakuje. Zwężenia, dziury, spalające kulkę szkła powiększające, ruchome platformy, a czasami nawet zmuszające do zabawy perspektywą zawijasy i udawane ślepe uliczki.
Pierwsze kilka minut z Kororinpą napędza ciekawość. Potem bawimy się mechaniką. Gdy poznajemy ją wystarczająco dobrze i moglibyśmy dojść do wniosku, że szkoda na tę japońską grę czasu, łapie nas syndrom jeszcze jednego poziomu. Podejmujemy rękawice rzuconą przez twórców. Na pozytywny odbiór produkcji bez wątpienia wpływa też fakt, że można się przy niej zrelaksować. Melodie w tle sprawiają, że kolejne pomyłki i powtórki przyjmuje się ze spokojem. Duże znaczenie ma tutaj też fakt, że Kororinpa uczy cierpliwości, jasno i wyraźnie wskazuje, że jeśli przegrywamy, to przez własne błędy. Świetna i cenna lekcja.
Recenzowana produkcja na Wii nie ma na pierwszy rzut oka nic, czym mogła przyciągnąć uwagę posiadacza konsoli. Ani to gra efektowna, ani piękna, ani z bogatą historią, ani unikalna pod względem założeń. A jednak wciąga i oferuje zabawę na wysokim poziomie na kilka godzin. Jeśli kiedyś będziecie potrzebować odskoczni od hitów AAA, trochę spokojniejszej rozrywki, dajcie jej szansę.