Kiedy dowiedzieliśmy się, że Mass Effect powraca w wersji zremasterowanej, w Internecie wręcz zawrzało, a potem zaczęło się wyczekiwanie premiery. Zainspirowany wpisem kolegi Mateusza, autora Popkultura od Serca, pomyślałem, że warto napisać kilka słów o bardzo wyjątkowej serii.
Gdy pierwszy raz usłyszałem o grze, było to przez artykuł w CD-Action. Zaciekawiły mnie grafiki, a potem zagłębiłem się w lekturze materiału i tak się zaczęło.
Pomyślałem, że do czasu premiery przejdę ponownie wszystkie 3 gry, lecz nie udało mi się to, ponieważ pierwsza odsłona serii nie do końca dziś wygląda dobrze na moim komputerze, stąd też wyczekuję premiery, by ponownie w to zagrać, ale w wersji konsolowej.
Inaczej jednak było w przypadku II i III części, ponieważ nie starzały się dla mnie. I mowa tutaj oczywiście o wersji na Xbox oraz PC. Na początku było dość ciężko... i nie, nie była to wina sterowania pewnym pojazdem!
Muszę się wam przyznać do jednego, a mianowicie do tego, że pierwszej odsłony serii nigdy nie ukończyłem. Prawda jest też taka, że gatunkiem RPG przyjaźnię się tak naprawdę od 2015 roku, ponieważ dopiero Wiedźmin 3: Dziki Gon, sprawił, że to gdzieś we mnie zagrało.
Mimo tego, do Mass Effectnie wróciłem do dziś, chociaż próbowałem, lecz nie udało się. Stąd też możecie rozumieć, że wyczekuję premiery, by nadrobić swój brak. W wypadku II części, to było trochę inaczej. Ta odsłona wciągnęła mnie niesamowicie mocno do tego stopnia, że przez grę przebiegłem, jakby Zbieracze serio byli na moim ogonie i liczył się czas.
Oczywiście dopiero później zrozumiałem, że obok świetnej fabuły, jest wiele więcej rzeczy do zrobienia. I tak przeszedłem grę następny raz, lecz tym razem bawiąc się również we wszystkie misje lojalnościowe, a nie tylko tych postaci, które mi pasowało.
W końcu budowanie relacji z członkami drużyny to w końcu podstawa, byśmy wiedzieli, że możemy polegać na nich, gdy w końcu przyjdzie do chwycenia za broń. Na szczęście każdy z członków naszej załogi ma do nas zupełnie inną prośbę, więc można powiedzieć, że jest to świetny dodatek do wątku fabularnego.
Równa się to też z tym że będziemy wiedzieli więcej o motywacjach naszych kompanów, co też oczywiście znaczy, że obraz świata, który to nas otacza, stanie się pełniejszy w odbiorze. Oczywiście tam, gdzie są wielkie korporacje, są też i złodzieje, najemnicy i wiele, wiele innych niespodzianek. Co za tym idzie, w tych grach nie można się nudzić, niezależnie do tego, ile razy już przeszliśmy jakąś odsłonę.
Dopiero za którymś podejściem zrozumiałem również, o co chodzi z wydobywaniem materiałów z planet i do czego są one mi tak naprawdę potrzebne, to też również z czasem stało się kolejną rzeczą odpowiedzialną za przyciągnięcie do tego tytułu.
Dobry czy zły Shepard?
Chciałbym się wam przyznać do tego, że i to było dla mnie zawsze zagadką, bo chciałem być tym dobrym, ale za często podobało mi się to, jaki to Shepard jest twardy.
Do dziś nie osiągnąłem idealnego niebieskiego paragonu, ale walczę z tym! Nie mówię, że uda mi się to podczas pierwszego podejścia do odświeżonej wersji, ale jakieś cele trzeba mieć w tym życiu gracza.
Na moje szczęście przyszedł mi z pomocą wpis autorstwa wspomnianego wyżej Mateusza. Wracając jednak do Mass Effect 2, jest to pierwszy tytuł, który chwycił mnie do tego stopnia, że gdy docierało się do ostatniej misji, kulminacji wszystkich wysiłków, czuło się presję i powagę.
To ten moment, gdzie dajesz z siebie te sto procent albo wszystko idzie na marne. Gdy popełnisz błąd, stracisz kogoś w boju, czujesz, że jednak mogłeś zrobić więcej, lepiej, by się udało tak, jak chciałeś od samego początku.
Walczymy do samego końca! Do teraz nie mogę sobie przypomnieć, czy brałem trzecią część na premierę, bo dość mocno (nie licząc paru wyjątków) wyznaję zasadę "no pre-orders", ale gdy tylko znalazłem fundusze, to poleciałem do pierwszego lepszego sklepu.
Dobrze było widzieć te same postaci, z którymi to wcześniej ratowało się galaktykę przed definitywną zagładą. Jednak w wypadku tej odsłony, było trochę inaczej. Wiadomo, kazano nam zrobić wszystko, by zjednoczyć się przed nadchodzącym przeciwnikiem, lecz presja była o wiele bardziej odczuwalna.
W Mass Effect 3 stawaliśmy przed wieloma trudnymi wyborami, co oczywiście odbijało się mocno na stanie oraz liczebności sojuszy.
Wielu z nich możemy pożałować dopiero później, lecz to sprawia, że ciągle nie schodzi z nas to napięcie budowane od pierwszych chwil z tą produkcją. Oczywiście naszym zadaniem, podobnie jak poprzednio jest zatrzymanie wroga, a my jako Komandor Shepard nie mamy wyjścia.
Zostaje postawiona przed nami ostateczna misja. Znów tułamy się po wszechświecie (a raczej po tym, co z niego zostało), by zebrać swoich kompanów, a satysfakcja z tego dalej jest taka sama.
Oczywiście musieliśmy również zadbać o to, by przeciwnicy padali niczym muchy. To wiązało się z tym, że musieliśmy ciągle ulepszać naszą drużynę, sprzęt i generalnie robić wszystko, by przeżyć.
Tu liczy się czas!
W trzeciej części najbardziej bolało mnie to, że nasze decyzje o tym czy działać lub też nie, dawały ciekawe efekty, gdy mowa o rozwoju fabuły, a co za tym idzie, często człowiek zastanawiał się nad odwiecznym pytaniem "A co by było, gdyby...?".
Z jednej strony wiadomo, trzeba podejmować decyzje i później dostosować się do ich konsekwencji, ale nie mogę być jedynym, który wracał do zapisów z rozgrywki i zmieniał coś, by było lepiej.
Pewnie nie jestem jedynym, który, grając w grę z serii Mass Effect, chciałby by chociaż część z tego, co przedstawiają twórcy, kiedyś stało się naszą faktyczną przyszłością. Już nawet nie mówię, że za naszych czasów, ale kto wie, co będzie za kilka stuleci? Może nie jesteśmy sami w tym ciemnym kosmosie? Może inne planety staną się naszym domem, a latające spodki lub innego rodzaju wehikuły będą naszym transportem?
Eh, jak cudownie jest marzyć i zastanawiać się nad tym wszystkim po takiej wciągającej przygodzie, jaką jest trylogia Komunarda Sheparda. Mam tylko nadzieję, że to, co czułem kiedyś, grając pierwszy raz w każdą z odsłon, gdzieś tam jeszcze jest i wróci już niedługo.
Czy znajdą się tutaj gracze, którzy podobnie do mnie cieszą się, że Komandor Shepard pojawi się ponownie na naszych komputerach osobistych oraz konsolach?
Mass Effect: Legendary Edition ma premierę 14 maja, czyli w ten piątek.