Rojopojntofwiu #20 Docenić granie - ROJO - 3 kwietnia 2011

Rojopojntofwiu #20 Docenić granie

Im człowiek starszy, tym czasu na granie mniej. Trzeba sobie dawkować, wybierać konkretne tytuły, lepiej organizować gamingowe życie. Z latami dochodzą przeróżne obowiązki, bezlitośnie kradnące cenne godziny, które z przyjemnością poświecilibyśmy na podróż do wirtualnych krain, zapuszczenie się w lochy czy odwiedziny znajomych w MMO. Nierozsądni kładą na to lachę, Ci bardziej życiowo operatywni z głową na karku - wpadają w pułapkę dylematów i wyrzeczeń. Niektórzy całkowicie rezygnują z elektronicznej rozrywki. Prześledźmy sobie dzisiaj drogę gracza. Od etapu rozkosznej, niczym nie skrępowanej zabawy z grami, po brutalną konieczność lepszego gospodarowania czasem. Pięć etapów ścieżki życiowej rasowego gracza według Roja. Zapraszam do wspólnej wycieczki i analizy odwiedzanych miejsc.

Jak wspomniałem, zaproponuję Wam dzisiaj podróż podzieloną na pięć przystanków. Podejmuję rękawice i otwieram nową obserwacyjną kartę w ludologii. Pozwiedzamy, przemyślimy. Biuro podróży Rojopojntofwiu zaprasza na wycieczkę przez życie. Zabieramy rodzinę i znajomych, kupujemy bilety, zapinamy pasy, ładujemy aparaty, kołujemy prowiant i w drogę!

Etap pierwszy: Granie u kogoś

Nie każdy musiał mieć sprzęt do grania od razu u siebie. Często w tym celu uśmiechało się do kolegi lepiej obdarowanego przez los. Kulturalna prośba i wspólna przygoda po lekcjach. Na dwa pady lub na zmianę przy kompie. Możliwość pogrania w cokolwiek na czymkolwiek zawsze stanowiła ciekawe, na tamte czasy oryginalne urozmaicenie "urodzin". Zabawy w koło fortuny odchodziły w niepamięć. Jeśli nie miało się serdecznych znajomych, czasem zostawały tylko ponadprogramowe zajęcia z informatyki. W moim przypadku komputer był, jednak nie u mnie w domu, a u dziadka. Nie mieszkał blisko, więc na weekend czekało się z utęsknieniem. Nie trzeba było się wtedy jednak z nikim dzielić :)

Etap drugi: Granie u siebie

Bomba! Gamingowy sprzęt jest blisko, pod ręką! Mamy swojego kompa lub konsolę. Nie trzeba nigdzie wychodzić. Klik i odpalamy potwora. Pewne ograniczenia jednak nie zniknęły. Najpierw lekcje, potem zabawa. Podstawowa, najbardziej mroczna kara? Szlaban na komputer. Rodzice otrzymali mocarną broń. Widmo braku dostępu do wirtualnych światów zawsze wisiało w powietrzu. Dawkowanie nie wyparowało więc całkowicie.

Etap trzeci: Granie na swoim

Własne mieszkanie, własne cztery kąty. Kupione lub otrzymane po kimś. Przy aranżacji lokum lub podczas jego wyboru (w zależności od sytuacji), zawsze patrzyło się, gdzie zainstalujemy nasze prywatne sanktuarium odbioru. Studiowanie studiowaniem. W przeciwieństwie do poprzednich przystanków, nikt nad nami nie stał (chyba, że własne sumienie) i niczego nie ograniczał. Z nadmiaru wolnego czasu i/lub braku osoby dawkującej elektroniczny fun - grało się kiedy chciało i ile chciało. Gdy jednak nie mamy możliwości przejścia na własne, gdy życiowo zmuszeni jesteśmy na mieszkanie z rodzicami pomimo dorosłości - mechanika w dalszym ciągu jest taka sama. W takiej sytuacji dochodzi do hybrydy tego etapu z czwartym. Niemniej jednak - najpiękniejszy przystanek.

Etap czwarty: Granie na wspólnym

Praca, dzieci, dom, zakupy, lekarze, banki, rachunki i inne pasje, które się pojawiły w drodze poznawania samego siebie. Poważne obowiązki, liczne zobowiązania, odpowiedzialność za siebie i innych. Czasu na granie dobitnie mniej, co z drugiej strony owocuje większym docenieniem samej zabawy z komputerem/konsolą. Stawiamy na konkretny tytuł i cieszymy się jeśli dane nam będzie go wogóle ukończyć. Gdy nasza główna praca (lub dodatkowa) dotyczy grania lub inni domownicy bawią się razem z nami, to jeszcze pół biedy. Jest pretekst, jest zrozumienie, jest integracja, wspólny fun, nie ma źle. Gdy jest odwrotnie, trzeba przewartościować sobie życie ustalając pewne priorytety. Najpoważniejsze wyzwanie dla naszej gamingowej natury.

Etap piąty: Rezygnacja z grania

Czasem zmusza nas do tego życie, czasem decyzję podejmujemy my sami. Granie może nam się zwyczajnie znudzić lub nie będzie innego wyjścia jak świadomie z niego zrezygnować. W drodze nieszczęśliwego wypadku lub katastrofy finansowej. Etap ten pojawić się może na stare lata lub po każdym z wymienionych etapów (lub w ich trakcie). Najczarniejszy scenariusz lub przemyślane postanowienie.

Gier na rynku przybywa, lat nam nie ubywa, czasu brakować zaczyna.

Im czegoś, co kochamy mamy mniej, tym pragniemy tego bardziej. Gdy już to mamy - przesyt może uszczuplić pierwotny fun. Gdy dochodzą poważne obowiązki, wracamy do podejścia pierwszego. Pokręcone koło zamknięte. Jeden może przeplatać się z innym. Moja przygoda na dzień dzisiejszy zatrzymała się na czwartym etapie (chwilowo bez opcji "dziecięcej"). Do piątego mam nadzieje, że nigdy nie dojdzie. Zrozumiałym jest, iż wielu z Was rozpoczęło dopiero swą podróż lub dotarła maksymalnie do drugiego etapu. Może od razu od niego zaczęła? Kwestia wieku i możliwości. To oczywiste. A może się mylę? Może rozpoczynając przystanek czwarty, już pojawił się  piąty? Jakiś świadomie pominęliście lub zwyczajnie nie był Wam dany? Przedstawcie swój etap i podzielcie się własną historią w komentarzach. Zapraszam do oryginalnej dysputy i niecodziennej refleksji.

P.S. Jeśli podoba Ci się mój Blog, znalazłeś/-aś w nim coś dla siebie (jakiś stały cykl, konkretny dział, itp.) i posiadasz konto na Facebooku, "Polub go" po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje i doceniam. ROJO

Rojopojntofwiu:

 #14 Wartość, czy zagrożenie?

 #15 Syndrom Upgrade

#16 Więcej piszę, mniej gram

#17 Gracz wybrednym się staje

#18 Wymarzony sequel

#19 Gracz lubi się chwalić

ROJO
3 kwietnia 2011 - 05:05