Rojopojntofwiu #4 Prywatne sanktuarium odbioru - ROJO - 2 stycznia 2011

Rojopojntofwiu #4 Prywatne sanktuarium odbioru

Wyjątkowo nie będziemy się dzisiaj skupiać na żadnej konkretnej grze. Bliżej przyjrzymy się temu, jak w dany program gramy, jak do niego zasiadamy. Jakie elementy wspomagają odbiór danego programu? Co dodatkowo wpływa na radość płynącą z grania? Otóż kochani – miejsce w jakim tego dokonujemy. Nasze prywatne, silnie spersonalizowane pod kątem gier, prywatne sanktuarium odbioru. Multimedialny azyl łączący nas z ukochanym, wirtualnym światem. Zapraszam!

Mamy zamiar obejrzeć dobry film z dziewczyną i dodać do tego klimatyczną oprawę? Dbamy o odpowiedni nastrój, wykwintną kolację, wygodną kanapę i romantyczne oświetlenie. Wszystko, by na końcu uzmysłowić jej, że zaprosiliśmy ją „do kina”, a nie koniecznie na film:) Może wspólnie z kumplami zamierzamy oddać się emocjom związanym z długo oczekiwanym, kluczowym meczem? Sytuacja podobna do poprzedniej (no, może z wyjątkiem romantycznej oprawy). Brony, zagrycha, wygodne fotele oraz decybele odpalane z japy, rozsadzające telewizor w przypadku gola. Na koniec satysfakcja z przeżycia ważnego dla nas wydarzenia wspólnie z braćmi, którzy nam towarzyszyli (nie mam tu akurat na myśli specjalnie polskiej piłki:) Integracja murowana. Impreza? No baa! Odpowiedni zapas „baterii”, z głową dobrana banda wariatów, płeć przeciwna w zestawieniu min. 5:1, muzyka nakręcająca całość i kwestia kluczowa – dzień następny wolny od pracy/szkoły/uczelni:) Trochę się rozpisałem, lecz nie bezpodstawnie. Przełóżmy sobie to wszystko - na to, czym zajmujemy się na co dzień przede wszystkim, kładąc nacisk na wygląd otoczenia monitora niż to, co on wyświetla.

Tak się bawi Wasz ROJO.

Kiedyś, gdy ROJO dostęp do kompa miał tylko u swojego dziadka, więc gdy zabawa w gry była mu dawkowana i należała do rzadkości – po przybyciu na miejsce interesowało go tylko aby uciec od świata realnego. Zgrabny ruch palcem i teleport zostawał odpalony. Immersja dopełniała dzieła, porywając jego umysł do świata „nuklearnego księcia”, kolejnego poziomu lochów lub konfliktu zbrojnego ogarniętego „czerwonym alarmem”. Z biegiem lat, Wasz felietonista miał już swojego „blaszaka”, wyrobiony gust i zestaw ulubionych pozycji (gier:) Zaczął ze zwykłego stanowiska komputerowego robić pomieszczenie absolutnie nie przypominające miejsca do pracy w Wordzie lub Paincie. Powoli każdy, kto go odwiedzał – widział, że tu mieszka gracz. Gracz przez duże Grrrrr:)

Jeśli jesteś niedzielnym graczem i interesuje Cię tylko krótka partyjka raz na kiedy – nie będziesz dbał o wygląd stanowiska gamingowego. Pewnie będzie to komputer, na którym przeglądasz pocztę, portale społecznościowe, codzienne wiadomości, umawiasz się i plotkujesz przez komunikatory lub tylko pracujesz. Sytuacja w przypadku prawdziwych graczy z krwi i kości ma się inaczej. Wyglądu pomieszczenia do grania mimo wszystko nie trzeba planować. Projektowanie wszystkiego na siłę też nie ma sensu. To po prostu przychodzi samo. Jeśli jesteś wyznawcą określonego gatunku gier, po pewnym czasie wszystko wokół monitora zacznie Cię samo określać. Przejdźmy jednak do konkretów. Na początek weźmy na celownik nie gry, a to w co są opakowane. Kiedyś w tej materii mieliśmy ciekawiej – duże, klimatyczne BIG BOXY idealnie prezentowały się na wydzielonej półeczce. Od razu było widać, że coś zbieramy, jakie gry preferujemy, co konkretnie wkupiło się w nasze łaski. Teraz, w tej kwestii liczyć możemy tylko na większość wydań kolekcjonerskich. Podstawowe wersje gier w opakowaniach DVD, które za cholerę nie chcą ustać w pionie, wyglądają jak zaniedbany anorektyk lub pies York po kąpieli. Żal. O dystrybucji elektronicznej już nawet nie wspominam. Trudno o bardziej bolesny cios w pysk dla kolekcjonera. Jedziemy dalej. Plakaty. O tak! Gdy ktoś kiedyś przychodził do nas w gościnę i widział na ścianie plakaty Diablo, Warcrafta lub Need for Speed – twierdził, że nie kojarzy tych zespołów. Teraz, porządny poster potrafi zastąpić martwą naturę czy widoczek ze wsi. Coś o nas mówi. W pewien sposób nas reklamuje, określa. Ja, jako człowiek, który liznął w życiu trochę sztuki, postanowiłem namalować sobie scenę z outtra pierwszego Fallouta. Chciałem mieć po prostu esencję klimatu koło siebie, która zawsze przypominałaby mi o niesamowitej przygodzie jaką zafundował mi ten klasyk. Nie mówię, że fajnie by było mieć od razu na biurku oprawione zdjęcia Petera Moluneux, Will Wrighta czy Cliffa Bleszinskiego zamiast dziewczyny czy żony. Są przecież jakieś granice? Nieee. Nie ma!

Pewnie niejeden z Was gdy zobaczył tę scenę pomyślał, że fajnie by się w takim miejscu grało!

Kolejny przystanek? System audio i urządzenia wskazujące w szerokim spectrum. Pamiętam jak rozglądałem się za własnym mieszkaniem. Zwracałem uwagę przede wszystkim na to gdzie zainstaluję swój kącik gracza oraz jak ustawię system głośników by miał on rację bytu. Ulokowana z głową kombinacja 5.1 lub 7.1 potrafi zafundować naszym uszom taką przestrzenną jazdę, że nieświadomie robimy w gacie w F.E.A.R. lub fizycznie zaczynamy unikać pocisków podczas strzelaniny w CesSie. Co tu dużo mówić. Ten, kto jest szczęśliwym nabywcą takiej instalacji i ma do tego warunki, wie o co chodzi. Gdy Rojowi odbiło i zdecydował się na żonę, zmuszony był przenieść dźwięki zagłady bliżej mózgownicy. Zakupił więc porządne słuchawy robiące na dzień dobry z każdego kompa bez specjalnej karty dźwiękowej (nawet laptopa) - 7.1. Bezlitosne serie z ciężkiego karabinu maszynowego podkręcone na FULL niekoniecznie przecież muszą umilać małżonce naukę do egzaminów:) Z szacunku do drugiej osoby zainwestować więc trzeba było. Inna kwestia to soundtracki z gier reprezentujących najporządniejszą ścieżkę audio. Ich zestaw na stojaczku obok, zawsze ucieszy oko i ucho. Pełnia werbalnego smaku!

Pora na wspomniane kontrolery. Odgrywają one ważną rolę w procesie zanurzenia się w świat gry, czyli wspomnianej tzw. immersji, której to poświecę inny felieton. Nowoczesne klawiatury, myszki, pady, gitary, mikrofony, perkusje, kierownice czy wolanty. Każde z wymienionych urządzeń wskazujących, pogłębia dodatkowo wrażenia płynące z rozgrywki w różnych rodzajach gier. I tak na przykład zaawansowane kierownice pomagają bardziej wczuć się w wyścigi, gitary w gry muzyczne, pady w bijatyki, specjalne dżojstiki w symulatory lotnicze czy profesjonalne myszki ułatwią usłyszenie komunikatu „headshot!”. Przy takim asortymencie nie ma już wątpliwości co dana osoba robi przy kompie. Rządzi! Ot co.

Wrong!

Na koniec rzecz być może najważniejsza – fotel. Jeśli planujemy dłuższe posiedzenie lub gdy generalnie spędzamy sporo czasu przed monitorem, wygoda powinna być kwestią kluczową. Ma być przytulnie, miękko i sympatycznie. Dyskomfort to największy wróg w takich sytuacjach. Receptę na udany pokoik wirtualnych uciech zamykają różnego rodzaju gadżety dodawane w edycjach kolekcjonerskich gier. Mam tu na myśli przede wszystkim klimatyczne figurki. VoultBoy z Fallouta 3, Big Daddy z Bioshocka 2, modele z Gears of War czy pionki z eRPeGów. Zawsze fajnie się prezentują i ze smakiem uzupełniają niezagospodarowaną przestrzeń. Nie mówię tu już o ciężkich hardkorach pokroju kawałka muru berlińskiego (World In Conflict), hełmu (Opertion Flashpoint: Dragon Rising) czy maski gazowej (Metro 2033). Chociaż … :) Biblioteczka złożona z książek zainspirowanych głośniejszymi dziełami z elektronicznej rozrywki (przykładowo trylogia Starcraft lub knigi z Dragon Age) również dobrze o graczu świadczy. Mówi, że lubi on też tradycyjny papier i literki – nie tylko interaktywny, wizualny przekaz.

W przypadku gier konsolowych oprócz dobrego TV z porządną rozdziałką i wygodnych foteli – niemniej ważny jest też ten drugi gracz, z którym wspólnie oddamy się zabawie.

Dlaczego by nie wynieść kawałka naszej pasji poza sanktuarium odbioru? Nasze zaangażowanie w elektroniczną rozrywkę możemy przecież udowodnić na zewnątrz. Wyszukana lub samodzielnie zaprojektowana koszulka z motywem gry, naszywka, PenDrive, przypinka, breloczek do kluczy lub wypasiona smycz wyniesiona z targów. Gry zawsze w i przy sercu. Oddanie pasji pełną gębą.

Prywatne sanktuarium odbioru wirtualnej rzeczywistości to jak bilet pierwszą klasą w samolocie (pod warunkiem, że wulkan się nie obrazi) lub ulubiony lokal zaaranżowany w sposób najbardziej nam odpowiadający. Dobry system audio, urządzenia wskazujące, wygodny fotel, pudełka po grach, plakaty, figurki,  koszulki, smycze czy inne gadżety. Grając, patrzymy na to wszystko i czujemy dumę. To jestem ja, a to moja pasja! Dokonałem właściwego wyboru.     

P.S. Jeśli podoba Ci się mój Blog, znalazłeś/-aś w nim coś dla siebie (jakiś stały cykl, konkretny dział, itp.) i posiadasz konto na Facebooku, "Polub go" po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje i doceniam.

Rojopojntofwiu:

#1 Erpegowo w koło

#2 Trzy drogi 

#3 Leonardo Pixel 

#4 Prywatne sanktuarium odbioru

#5 Razem, czy osobno?

#6 Gry inspiracją?

#7 Kim jest Annoying-Player Character? 

#8 The Sims - na czym polega fenomen serii?

#9 Strategicznie i ekonomicznie

 #10 Pad w łapę, kisiel w gacie

 #11 Mocne 0,7 immersji

 #12 Zabawa historią

 #13 Need a hand?

 #14 Wartość, czy zagrożenie?

 #15 Syndrom Upgrade

Na temat:

Moje ulubione tapety z gier

ROJO
2 stycznia 2011 - 16:18