Miało być pięknie. Silnik Unreala, pomysł na rozgrywkę, doświadczona ekipa dowodzona przez Adriana Chmielarza, patronat Epic Games i wiele zabawnych reklam sugerujących oryginalność. Bulletstorm znalazł się w moim prywatnym rankingu najbardziej oczekiwanych gier 2011 roku i choć optymizm delikatnie oklapł po kilku recenzjach to jednak zarzekłem się, że w przyszłości sprawdzę co ludzie z People Can Fly zmajstrowali. Dzisiaj muszę jednak odwołać swoje przyrzeczenie.
Bulletstorm jest grą dość świeżą, mimo to próżno szukać jej w zestawieniach TOP na największych serwisach społecznościowych. Słowa te piszę z perspektywy PeCetowca, gdyż nie wiem jak prezentują się podobne statystyki na X360 i PS3 (jeżeli ktoś ma sprawdzone źródła to niech zgłosi w komentarzach). Przeszukałem sieć w poszukiwaniu odpowiedzi na następujące pytanie: Czy dzieło PCF dobrze sobie radzi na rynku FPSów?
Odpowiedź jest oczywista - zdecydowanie NIE.
Próby znalezienia kilku dedykowanych grze stron internetowych, prowadzonych przez fanów portali spełzły na niczym. 2 (słownie: dwa) serwisy w formie forum dyskusyjnego (w tym jedno firmowane przez Epic Games), które świecą pustkami nie jest chyba rekomendacją dla kogoś, kto szuka tytułu z rozbudowanym community. Bulletstorm przegrywa w tym aspekcie z kretesem, ba, jak na tak nieźle oceniony tytuł (83% na Metacritic) to wręcz druzgocąca porażka przez nokaut w pierwszych sekundach pierwszej rundy. FPS, który nie ma zaplecza zdycha szybko i naturalnie. Inna sprawa to brak narzędzi do modowania.
Jeszcze gorzej polska strzelanina radzi sobie na poletku popularności w serwisie Xfire. W momencie, kiedy piszę te słowa Bulletstorm jest daleko z tyłu za takimi tytułami jak Battlefield 1942, Wolfenstein: Enemy Territory, SWAT 4, a nawet przegrywa z totalną niszą dla hardkorowców w postaci ArmA 2. Nie są to może super rzetelne liczby, ale tak czy siak to dramat, gdy mocno reklamowany hit przegrywa ze starociami.
A jak wygląda sprzedaż? Tu - być może na szczęście - nie ma jednorodnych statystyk. Ostatni raport na popularnym serwisie VGChartz mówi o ledwie 60 tysiącach sprzedanych egzemplarzy na blaszaka. Jednakże od ostatniej aktualizacji minął miesiąc i możemy tylko gdybać, ilu właścicieli komputerów osobistych postanowiło grę zakupić po kilku tygodniach od premiery. Podejrzewam jednak, że liczba ta nie podskoczyła o 200%. Co ciekawe, wersja na X360 rozeszła się w całkiem przyzwoitym nakładzie, jednak tu ewidentnie zadziałała magia darmowego kodu do bety Gears of War 3, albowiem klienci z PS3 nie zaufali ludziom z PCF i uplasowali się niewiele wyżej niż PeCetowcy.
Jeżeli powyższe fakty nie wbiły Was w ziemię to mam garść innych niusów, trochę podkopujących samą ideę wydania Bulletstorma pod GFWL. System ów nie zyskał na razie uznania graczy, co da się odczuć zwłaszcza na forach dyskusyjnych. Użytkownicy krytykują go zwłaszcza za toporność interfejsu, panel Znajomych oraz łatwość w łamaniu zabezpieczeń. Na widok wiadomości o kolejnej grze dedykowanej GFWL spora grupa osób zwyczajnie rezygnuje i oddaje swoje pieniądze konkurencji.
Bulletstorm trafił też na ciężki, bo bogaty rok dla miłośników FPSów. Nie tylko Duke Nukem Forever wywołuje gorączkę w sieci, ale również Rage, F.3.A.R., Serious Sam 3, Deus Ex: Bunt Ludzkości, nowy Call of Duty i Battlefield (zwłaszcza ten ostatni). Line-up na PC prezentuje się więc mocarnie, stąd może ostrożne wydatki potencjalnych klientów.
Dzieło People Can Fly być może nie jest złe, aczkolwiek słynne nabijanie się przed premierą z konkurencji wyszło wszystkim bokiem. Wszędzie można przeczytać opinie w stylu "fajne, ale tylko na kilka godzin", co stawia Bullestorma w jednym rzędzie ze średniakami, które różnią się od niego jedynie mniej odważną oprawą artystyczną. Liczyliśmy chyba na więcej?