Zbieramy myśli, zasiadamy, odpalamy edytor tekstu. Rezerwacja ciszy, łyk kawy. Przelewamy pomysły na elektroniczny, wirtualny papier. Przekazujemy wiedzę, sprzedajemy konkretną banię, dzielimy się spostrzeżeniami, analizą, obserwacją. Rzeczami ze świata gier i nie tylko. Montaż zdjęć, filmów, galerii i ankiet. Ostatnie szlify i korekty. Usatysfakcjonowani efektem końcowym - odpalamy tekst, nagranie lub film w czeluść sieciowego odbioru. Paradoksalnie, to dopiero początek przygody z materiałem...
My blogerzy, tworzymy z myślą o Was (w zależności od rodzaju materiału) - czytelnikach, widzach, słuchaczach. Właśnie o takiej relacji (twórca-odbiorca) sobie dzisiaj porozmawiamy. Nie byłoby sensu, chęci i potrzeby pisania czy nagrywania, gdyby nie byłoby dla kogo (brawo Rojo, truizm pierwsza klasa!) Tworzenie do lustra to sprawa smutna, nie dająca grama poczucia realizacji. Czasem świetne materiały umierają, przepadają w ciemnościach internetowych zakamarków - skazane na ignorancję i zapomnienie. Dochodzimy więc do etapu konieczności posiadania odpowiedniego miejsca na publikację. Obszaru, w którym można by tworzyć z świadomością (bardzo miłą z resztą), że zawsze nas ktoś przeczyta, obejrzy, odsłucha i... skomentuje. Gdzie twórca napotka odbiór, który zmobilizuje, zachęci, zainspiruje go do dalszej i lepszej pracy. I tu zaczyna się prawdziwa jazda...
...przygoda po przygodzie. Czytanie po napisaniu, nagraniu, nakręceniu. Nie siebie, lecz innych - komentujących. Forumowiczów i innych redaktorów/blogerów, których wypowiedzi nierzadko bywają ciekawsze niż materiał pierwotny. Bardzo często są to komentarze obszerne (choć i krótkie bywają trafne), dające do myślenia, zwracające uwagę za równo na zalety tworu blogera, jak i jego braki, błędy i niedociągnięcia. Wyrażają opinię, indywidualne podejście do tematu. Wypowiedzi te bardzo fajnie się czyta. Twórca prowokuje swym materiałem do tworzenia. I tak właśnie pojawia się zjawisko artykułu pod artykułem, gdzie jednym wpisem przyczyniamy się do narodzin wielu następnych.
Bardzo często staram się tworzyć z myślą o przyszłej dyskusji na temat tego co piszę. Pozostawiając materiał w pewnych aspektach otwarty, dający pole do soczystych dysput. Poniekąd wciągnąć odbiorcę w opowiadaną historię, robiąc go jej częścią. Wiem, że w tej materii zawsze mogę liczyć na obszerną i konstruktywną wypowiedź takich osób jak Ishimura12, Skatefish, raziel88ck, Scott P., Connor_, Radanos, gladius reloaded, SpecShadow, Harry M (serio, chłopak się wyrabia), Devilyn, ppaatt1, SlaY91, przeszczep21 i wielu, wielu innych. Przepraszam jeśli o kimś nie wspomniałem, wymieniłem osoby stałe, z którymi nieraz przyszło mi oddać się długim dyskusjom. Innych blogerów/redaktorów ominąłem, albowiem im poświęconym był inny tekst (#16 Więcej piszę, mniej gram). Wielu czytelników nie komentuje. Nie muszą, nikt ich do tego nie zmusza. Czasem nie ma czego komentować, zwyczajnie się nie chce, materiał na to nie zasługuje lub autora się nie lubi. Powody są różne. Każdy na swój sposób zrozumiały. Na pewnych szkoleniach mówiono nam, że każdy jeden komentarz to w przeliczeniu ok. 100 wejść. Nie to jest jednak istotne. Ważne jest to, że po odpaleniu materiału, sam potem mam co czytać i w czym brać udział [Fire&forget (odpalić tekst/film, olać udział w dyskusji i ewentualne zapytania) to w/g mnie zbrodnia, której się brzydzę]. Coś takiego bawi. Rajcuje nieopisanie. Pod tym zwględem GP już dawno zmiażdzył GOL-a. Odnoszę wrażenie, że pierwsze jest jakby drugim dla VIP-ów.
Mobilizujecie do samodoskonalenia, inspirujecie do rozbudowy warsztatu o nowe formy materiału (artykuły, naGRAnia, R&R). Od litery przez głos po obraz. Sprawiacie, że się chce, że tworzy się przyjemnie, realizuje się pysznie. Pamiętajcie, że bez Was nie byłoby nas. Dziękujemy. To był mój trybut...
P.S. Jeśli podoba Ci się mój Blog, znalazłeś/-aś w nim coś dla siebie (jakiś stały cykl, konkretny dział, itp.) i posiadasz konto na Facebook'u, "Polub go" po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje. Doceniam i pozdrawiam. ROJO
Rojopojntofwiu:
#28 Każda gra to jakieś wspomnienia...