Rufus znów w akcji - recenzja Chaos on Deponia - Materdea - 4 stycznia 2013

Rufus znów w akcji - recenzja Chaos on Deponia

Materdea ocenia: Chaos on Deponia
80

O ile Deponia była całkiem udaną produkcją, niepozbawioną wad i zalet, to jej kontynuacja – Chaos on Deponia – traci wszystkie negatywne aspekty poprzedniczki i wysoko podnosi poprzeczkę dla trzeciej części, która została już zapowiedziana. Czym uwiódł mnie Rufus i spółka w tej odsłonie serii?

Po trosze jest to zasługa jego charakteru – zmienił się, zdecydowanie na plus. Powstrzymuje egoistyczne zapędy, choć niekiedy wyłazi z niego niezły skurczybyk. Rzucane przez niego sarkazmy i ironiczne komentarze względem postaci niezależnych to chleb powszedni, także jeśli nie możecie przetrawić tego typu humoru, omijajcie Chaos szerokim łukiem.

Co więcej – znacząco rozbudowany został główny wątek fabularny. Tym razem historia jest nieco bardziej skomplikowana, aczkolwiek równie czytelna i łatwo przyswajalna. Wszystko przez plan zniszczenia ukochanego wysypiska głównego bohatera, tytułowej Deponii. Ludzie zamieszkujący Elysium, podniebne miasto, bez żadnych skrupułów wydali taką decyzję, zaś Rufus musi im w tym przeszkodzić. Jedynym rozwiązaniem są specjalne kody umieszczone w Goal – jego oblubienicy. Nasz pechowiec wynajmuje zatem odpowiednio wykwalifikowanego fachowca do przeprowadzenia skomplikowanej operacji. Niestety, nie idzie zgodnie z planem, przez co świadomość dziewczyny zostaje rozszczepiona na trzy niezależne od siebie części. Zadanie nie jest łatwe, lecz nie niewykonalne – protagonista dziarsko przystępuje do jego realizacji. Na szczęście doktorek posiadał w magazynie odpowiednie urządzenie do żonglowania osobowościami – sęk w tym, że brakuje jednego, ostatniego kartridżu.

Jak przystało na przykładnego partnera, Rufus stara się pomóc ukochanej – oczywiście  narobić przy tym niezłego bigosu, ale także poznać wiele nieszablonowych towarzyszy. Na tle reszty wyróżnia się ekscentryczna szefowa tajnej organizacji przestępczej, której niekontrolowane tiki stanowią polecenia, zaś pomagierzy bez mrugnięcia okiem je wykonują.

W porównaniu do poprzedniej części, Rufus nie stanowi już tylko tła dla drugoplanowych i epizodycznych NPC-ów, a sam wybija się przed szereg. Co cieszy, bowiem to był jeden z najpoważniejszych zarzutów pod adresem „jedynki”.

Pozytywnie prezentują się również zagadki, ale o to nie musieliśmy się martwić – są różnorodne, nieszablonowe, sprawiają, że niekiedy trzeba pomyśleć nieco dłużej. Doskonale wpleciono także mini-gierki zręcznościowo-logiczne – naturalnie z opcją dla leniuchów, czyli ich pominięcie.

Kompozycję dopełniają muzyka (fenomenalna!) oraz grafika. Względem poprzedniczki twórcy wzbogacili lokacje o więcej detali, więc teraz idealnie sprawdza się opcja podświetlania interaktywnych elementów otoczenia. Środowisko jest naprawdę zróżnicowane, dodano więcej kolorków, dzięki czemu nadmorski kurort, jaki przemierza Rufus, nabrał życia w porównaniu do Deponii z… Deponii. Soundtrack jest najwyższych lotów i z pewnością zasługuje na wydanie płytowe. Kompozycje są weselsze, skoczniejsze, żywsze, przyjemniej się ich słucha.

Jednym słowem – jest lepiej! Czekam na Goodbye Deponia by wystawić jej pełną „dziewiątkę”!

Materdea
4 stycznia 2013 - 21:53