Snajper # Kontrsnajperzy Legii Cudzoziemskiej - barth89 - 8 sierpnia 2013

Snajper # Kontrsnajperzy Legii Cudzoziemskiej

Snajperskie rzemiosło ma wiele obliczy. Pisałem już o irackim postrachu US Army, pojedynku dwóch strzelców wyborowych, polskim snajperze z 1. Dywizji Pancernej Generała Maczka, fińskich kukułkach, porównywałem gry wideo z rzeczywistością i wiele więcej. Dziś przedstawię wam historię snajpera nękającego żołnierzy francuskiej Legii Cudzoziemskiej - to historia o tym, jakie znaczenie na współczesnym polu walki mają nowoczesna technologia, zimna krew i znakomite wyszkolenie.


Wszystko działo się podczas wojny domowej w byłej Jugosławii. Wtedy to w rękach snajperów wszystkich walczących stron znalazło się naprawdę wiele typów broni wyborowej. Ta różnorodność brała się stąd, że dostawy broni pochodziły z różnych źródeł - zarówno tych oficjalnych, jak i nieoficjalnych. Ten różnorodny sprzęt nie zawsze trafiał w ręce przeszkolonych ludzi. Głównym odbiorcą był zwykły żołnierz, który na tle pozostałych wyróżniał się może tylko nieco lepszym okiem. Bywało i tak, że został przeszkolony przez kolegę, który miał już karabin z lunetą celowniczą, jednak najczęściej uczył się sam. Tacy amatorzy strzelali celnie na dystansach do 300-350 metrów, dalej po prostu chybiali. Obsługa celownika i precyzyjne przystrzelanie broni wymagało znacznych umiejętności. Z drugiej strony było też kilku zawodowców, którzy snajperski fach mieli w małym palcu. To właśnie oni stanowili realne zagrożenie, nie tylko dla cywilów czy strony przeciwnej, ale także dla sił rozjemczych ONZ. Przekonać miał się o tym francuski pododdział spadochronowy Legii Cudzoziemskiej...

Miał on rozdzielać walczące strony, a że reputacja Legii jest zbyt znana, by choć przez chwilę wątpić w jej profesjonalizm, wątpliwe było, żeby którakolwiek z walczących stron zachciała z nią zadzierać. Nic jednak nie chroni przed pojedynczym strzałem snajpera. To on wybiera miejsce i czas ataku. Zwykły żołnierz, nawet spadochroniarz, jest tylko nieco trudniejszym celem, wywołującym u strzelca wyborowego najwyżej większy skok adrenaliny. Ostatecznie pocisk kal. 7,62 mm trafił legionistę w pierś z trudnego do ustalenia dystansu. Spadochroniarz nie był głupcem, cenił swoje życie - wyposażony był w kamizelkę kuloodporną dobrej klasy. Strzelec mógł celować w głowę, szyję lub nogi - jak wiadomo, hełm, nawet kewlarowy, jest znacznie mniej odporny niż kamizelka, a nogi żołnierza nie były niczym chronione, więc strzał w udo czy kolano mocnym pociskiem karabinowym eliminuje żołnierza z walki na bardzo długo, czasem na zawsze, gdy kula rozerwie tętnicę udową. Snajper świadomie strzelał przez kamizelkę. Wiedział, że pancerz indywidualny nie zatrzyma pocisku, którego użył. W tym przypadku użyto broni wysokiej klasy, nieustępującej pod względem parametrów skupienia wojskowym czy policyjnym karabinom wyborowym. Strzelec musiał być dobry, nikt bowiem nie wykrył miejsca, z którego oddał strzał. Snajper nie zdradził się też błyskiem wystrzału.

Okazało się, że ten sam strzelec może być odpowiedzialny za zabicie bądź zranienie kilku innych żołnierzy służących w "błękitnych hełmach" ONZ. Niewykluczone było, że to on był jednym z tych, którzy wcześniej strzelali do kobiet i bezbronnych dzieci. Słynna "aleja snajperów" nie jest wymysłem, bo w dużych aglomeracjach działali dobrze przeszkoleni strzelcy wyborowi, wprowadzający tam terror snajperski. Nikt nie wiedział skąd może nadlecieć śmiercionośny pocisk. Nie było żadnych bezpiecznych stref. Ulica, która jeszcze kilka godzin temu tętniła życiem, stawała się pustynią po jednym czy dwóch celnych strzałach. To nie ostrzał moździerzy wywoływał największy strach wśród ludności cywilnej, lecz ukryci strzelcy wyborowi. Cywil był zawsze łatwym celem, a strzelanie do niewinnych dzieci czyniło z pseudosnajperów ludzkie hieny.

Snajperzy Legii Cudzoziemskiej przez wiele dni czekali ze swoimi FR-F2 w pogotowiu, by pomścić śmierć kolegi. Francuskie standardowe karabiny wyborowe mają opinię sprawnej, choć może niezbyt nowoczesnej broni. Snajper oddawał zawsze tylko jeden strzał, po czym natychmiast zmieniał stanowisko. Tego dnia nie otwierał już ognia. Mijał czas, a groźny strzelec wciąż był nieuchwytny. Dowództwo zdecydowało wreszcie, by w operacji antysnajperskiej wykorzystać osiągnięcia najnowszej techniki wojskowej. Czym było to osiągnięcie? Chodziło o urządzenie typu lokalizator. Zasada działania tych urządzeń jest taka, że gdy pocisk snajpera przejdzie blisko stanowiska lokalizatora, jego anteny wyłapują falę uderzeniową idącą za nim i przekazują informację do komputera. Ten analizuje dane, po czym przelicza je, rozpoznając kierunek i odległość do pozycji ogniowej snajpera. Problemem są jednak wymiary samego urządzenia (jest ono przewożone na przykład samochodem pancernym), jego wysokich kosztach i oczywiście w sprowokowaniu strzelca do otwarcia ognia właśnie w tym kierunku. Poza wykorzystaniem samego urządzenia, do akcji wprowadzono zespół kontrsnajperski, w skład którego wchodzi obsługa potężnego karabinu wyborowego kal. 12,7 mm (firmy McMillan), jednego bojowego wozu piechoty z działkiem szybkostrzelnym kal. 20 mm oraz dwóch par snajperów z klasycznymi karabinami wyborowymi FR-F2. Obserwatorzy dyżurowali przy mocnych lunetach obserwacyjnych, dających dwudziestokrotne powiększenie. Jeden z obserwatorów uruchamiał również pułapki "fotorealistyczne". Najważniejsze było jednak to, że procedury działania całego zespołu dopracowano i przećwiczono wielokrotnie. Pozostawało więc czekać, ograniczając do maksimum aktywność sił zespołu kontrsnajperskiego. Rozpoczęło się polowanie.

Kilka dni musiało upłynąć, by jeden z obserwatorów zaobserwował błysk i huk pojedynczego wystrzału, dochodzący z miejsca oddalonego od nich o ponad 800 metrów. Snajper otworzył ogień do dobrze przygotowanej makiety głowy żołnierza w hełmie, wysuwanej z pojazdu opancerzonego znajdującego się w ruchu. Gdyby cel stał w miejscu, prawdopodobnie snajpera nie udałoby się wprowadzić w błąd. Pułapki na snajperów rzadko szybko się przemieszczają. Tutaj ofiara - żołnierz w transporterze opancerzonym wykazał się - według niego - tylko chwilową nieostrożnością. To wystarczyło, by uśpić i tak nadwyrężoną już cierpliwość snajpera. Czekał on na cel długo - ostrożność "błękitnych hełmów" zaczęła go już drażnić. Łaknął krwi. W optyce o dużych powiększeniach trudno jest prowadzić cel ruchomy, bowiem pole widzenia jest zbyt małe, a obraz drga nawet na skutek bicia własnego pulsu. Prowadził transporter w siatce celownika i miał nadzieję na to, iż ten się zatrzyma. Gdy pojazd nieco zwolnił, a właz został odsunięty, wiedział, że być może ma tylko jedną szansę na oddanie celnego strzału. Gdy makieta w hełmie wysunęła się z wieżyczki, nacisnął język spustowy swojego sztucera. Silny pocisk minął hełm zaledwie o parę centymetrów, krzesząc iskry na pancerzu. Gdyby snajper w tym momencie opuścił stanowisko, być może miałby jeszcze jakieś szanse na przeżycie. Popełnił jednak kolejny błąd - otworzył zamek, wyrzucając ciepłą łuskę i wprowadził nowy nabój do komory. Może do tej pory zawsze trafiał i teraz zdenerwowany trudnym, szybko przemieszczającym się celem, postanowił powtórzyć strzał? Może strzelając z głębi pomieszczenia czuł się na tyle pewnie i bezpiecznie, że nie zmienił pozycji? Tego nie wiemy i z całą pewnością już się nie dowiemy.

Obserwator, po wykryciu błysku, przez radio przekazał koordynaty całemu zespołowi. Snajper znajdował się prawdopodobnie w jednym z pomieszczeń kilkupiętrowego, najwyższego budynku. Uzbrojeni w FR-F2 strzelcy wyborowi objęli kontrolą wszelkie podejścia i wyjścia z niego. Zasadniczą rolę odegrał jednak snajper Legii - celowniczy wielkokalibrowego McMillana. Błyskawicznie namierzył pozycję przeciwnika i w okno pomieszczenia, z którego padł strzał, wpakował pocisk rozpryskowy kal. 12,7 mm. Błysk eksplozji natychmiast wskazał miejsce dyslokacji snajpera pozostałym żołnierzom z tego zespołu. Trzy sekundy później McMillan odezwał się ponownie, demolując skutecznie cały pokój. W tym samym czasie bojowy wóz piechoty przeczesał ogniem szybkostrzelnego działka wszystkie sąsiednie pomieszczenia, odcinając wrogiemu snajperowi drogę odwrotu. Gdyby udało mu się wyjść spod takiej nawały, wpadłby na ostatnią przeszkodę: dwie lufy karabinów wyborowych FR-F2 w sprawnych rękach dobrze wyszkolonych spadochroniarzy. Po około minucie wściekłego ognia działko ucichło. Bojowy wóz piechoty wystrzelił ponad sto czterdzieści pocisków. Większość z nich eksplodowała wewnątrz budynku, siekając ściany tysiącami drobnych odłamków.

Gdy kurz opadł, snajperzy Legii Cudzoziemskiej z palcami na spustach szukali w celownikach optychnych śladów życia. Nikt jednak nie próbował wydostać się z budynku. Po godzinie drużyna szturmowa, pod osłoną własnych snajperów, skontrolowała cały budynek. Przy oknie w jednym z pomieszczeń leżał uszkodzony sztucer Accumark firmy Weatherby, wyposażony w myśliwsko-sportowy celownik optyczny Leupolda o zmiennym powiększeniu. W komorze znajdował się nabój, dwa kolejne były w magazynku. W pokoju obok, w kałuży krwi, leżały zwłoki snajpera, który został trafiony odłamkami pierwszego rozpryskowego pocisku kal. 12,7 mm, który trafił w ścianę może pół metra nad jego głową. Wszystko wskazywało na to, że porzucił broń i znacząc za sobą krwawy ślad, przeczołgał się do sąsiedniego pokoju. Tutaj dostał się pod morderczy ogień działka. Co ciekawe, nie zginął on od poniesionych ran. Nie były one poważne, ponieważ odłamki weszły płytko, nie naruszając żadnych ważnych życiowo organów. Nie wykrwawił się też. Skonał od szoku pourazowego... Kontrsnajperzy Legii Cudzoziemskiej wygrali, pomścili swojego kolegę, a metoda ich działania stosowana jest przez inne armie.

Autorem powieści jest Marek Czerwiński, powyższa historia pochodzi z książki "Snajperzy wczoraj i dziś". Gorąco polecam wszystkie książki tego autora!


Kolejnej opowieści snajperskiej wyczekujcie niebawem, a tymczasem zachęcam do zapoznania się z poprzednimi artykułami:

Snajper # atak fińskich kukułek

Snajper # książki o snajperach

Snajper # ostatni strzał rosyjskich snajperek

Snajper # iracki postrach US Army

Snajper # prekursorzy: broń czy człowiek?

Snajper # tomahawkiem i Garandem

Snajper # nasi też potrafią strzelać, czyli snajper gen. Maczka

Snajper # nawet wiewiórka może pokąsać

Snajper # samotny myśliwy

Snajper # nielegalne łowy

Snajper # zdolny samouk

Snajper # gra vs rzeczywistość


<Spodobał ci się tekst? Wpisy i felietony przypadły ci do gustu? Polub growo&owo na Facebooku ^^ Znajdź mnie też na Google+>

barth89
8 sierpnia 2013 - 15:26