Ostatni dzień roku to dobry moment na kolejne podsumowanie, tym razem filmowe. W ciągu ostatnich 12 miesięcy w kinie byłe 43 razy, a różnego rodzaju premier i rzeczy zaległych obejrzałem jeszcze przynajmniej drugie tyle. Z tego przepastnego wora wybiorę dla Was ekstremalnie subiektywny zestaw produkcji najlepszych, no bo przecież internetowe "topki" są takie fajne, prawda?
Zrobiłem sobie szybkie podsumowanie wszystkiego, co widziałem (a także tego, czego zobaczyć mi się jeszcze nie udało) i wychodzi, że rok 2015 był dla kina bardzo udany. Wystawiłem sporo 9/10, kilka rzeczy mnie bardzo miło zaskoczyło, a teraz Wy będziecie mogli sprawdzić, jak bardzo mam lub nie mam racji. Tradycyjnie zacznę od filmów, które są po prostu dobre lub bardzo dobre, ale nie zasłużyły sobie na miano najlepszych.
Zapraszam!
Dzikie historie [recenzja]
To sam początek roku. Argentyński kandydat do Oscara okazał się być wyśmienitą zabawą, gdzie kilka odrębnych historii zostało połączonych tematem "mimo, że o tym myślałem, nie zrobiłbym tego nigdy w życiu, ale jak dobrze oglądać to na ekranie". Innymi słowy czarna komedia, satyra, obyczajówka i zwykłe obserwowanie rzeczywistości. Super!
Turysta [recenzja]
Nie tyle "turysta", co "siła wyższa". Przepiękne Alpy, rodzinny wypad na narty i groźba lawiny, która wyciąga z ludzi ich prawdziwe ja. To jest rasowy dramat rozpisany na garstkę aktorów, choć jest tam sporo miejsca na gorzki humor. Warto zobaczyć, a podczas seansu padają ciekawe (i trudne) pytania.
Głosy [recenzja]
Bardzo czarna komedia wyreżyserowana przez dziewczynę, która dała światu Persepolis (tak komiks, jak i ekranizację). Świetny, lalusiowaty Ryan Reynolds, który ma na tyle nie po kolei w głowie, że rozmawia z psem i kotem o swoich mękach i lękach, a w konsekwencji popełnia kilka okrutnych morderstw. Warto, pod warunkiem, że kogoś bawią gadające, odcięte głowy.
Co robimy w ukryciu [recenzja]
Komediowe zaskoczenie roku, choć mają na uwadze dorobek Taiki Waititiego i Jemaine'a Clementa, może zaskoczenia być nie powinno. Udawany dokument w współczesnych, nowozelandzkich wampirach to świeże, oryginalne i bardzo zabawne dziełko, które w niecałe 90 minut wywołuje więcej rechotu, niż niektóre komediowe serie razem wzięte.
Ex Machina [recenzja]
Kameralny dramat s-f dla trzech aktorów o tym, co to znaczy być robotem, czy sztuczna inteligencja istnieje i czy jest lepsza niż nasza, ludzka. Napięcie można kroić nożem, a popis Alicii Vikander zostanie z widzem na długo po seansie. Jeden z lepszych filmów tego roku.
Avengers: Czas Ultrona [recenzja]
Komiks puszczony w ruch, który ma tylu fanów, co przeciwników. I choć pozytywnego zaskoczenia pierwszych Avengersów nie przeskoczył, to jednak ogromna frajda płynąca z oglądania, jak najwięksi herosi znowu muszą ratować świat, przysłoniła mi wszystkie ewentualne wady. Marvel górą!
Coś za mną chodzi
Jedyny horror na liście, ale przynajmniej strasznie straszny. Trochę retro, ale przy tym bardzo nowoczesny, zaludniony nieopatrzonymi twarzami i tytułowym czymś, które może być wszędzie i absolutnie przeraża. Bardzo dobra robota, którą docenią nie tylko fani gatunku.
O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu
Czarno-biała hipsteriada produkcji irańsko-amerykańskiej. Lekko westernowe miasto gdzieś w Iranie, odziana w paskowaną bluzkę wampirzyca na deskorolce, przypominający Jamesa Deana przystojniak, historia miłosna, krew, czarny humor, nowoczesny soundtrack i kot. Ogląda się super, bo jest takie bardzo inne.
Wizyta [recenzja]
Zaskoczenie! M. Night Shyamalan nadal potrafi robić pomysłowe i zaskakujące filmy. Wystarczy zabrać mu budżet i znane twarze, a cała uwaga skupia się na scenariuszu i budowaniu atmosfery. Wizyta u nigdy nie widzianych dziadków to rzecz równie straszna, co zabawna, a fabuła dziarsko zmierza do satysfakcjonującego finału.
Sicario [recenzja]
Może nie tak dobry, jak Labirynt i Wróg, ale nadal wysokiej próby film Denisa Villeneuve'a. Duszny Meksyk, ściganie narkotykowego lorda, przemoc i wrzucona w sam środek świetna Emily Blunt (ale show i tak kradnie Benicio del Toro). Mocne kino z dobrą muzyką i rewelacyjną "przejażdżką" przez Juarez.
Marsjanin [recenzja]
Film nie był tak fajny, jak książka Andy'ego Weira, ale jako widowisko sprawdził się bardzo dobrze. Matt Damon pokazał klasę, strona wizualna zachwycała, ale i tak główną zaletą Marsjanina jest fakt, że tym filmem Ridley Scott udowodnił wysoką reżyserską formę. I że nie powinniśmy się aż tak bardzo martwić o kolejnego Aliena. Chyba.
Crimson Peak [recenzja]
To kolejny film bardziej do patrzenia, niż przeżywania (choć znam takich, co przeżywali). Guillermo del Toro odkurzył gotycki horror, połączył go z romansem, zatrudnił zdolnych aktorów i całość umieścił na rewelacyjnie wykonanym planie zdjęciowym. Niesłychanie stylowa rzecz.
Makbet
Szekspirowski dramat przełożony na ekran bez większych zmian. Oryginalne dialogi, duża doza teatralności i absolutnie przepiękna strona wizualna. Nawet jeśli w środku napięcie ciut siada, to początek i finał wynagradzają wszystko. Ten film dobrze wróży na przyszłość (Assassin's Creed realizuje ta sama ekipa).
Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy [recenzja]
Doskonałe kino na koniec roku. Napisano o tym filmie już tak dużo, że tutaj pozostaje mi tylko podkreślić z pełną mocą - to są prawdziwe, namacalne Gwiezdne wojny, na które wielu czekało od dawna. I jako takie sprawdzają się świetnie. Kosmiczna przygoda pełną gębą, która angażuje widza od czubka głowy po koniuszki palców u nóg. I w sumie mógłbym wyróżnić ten film osobną kategorią. Bo tak :)
- [najlepszy film akcji] - [najładniejszy film] - [najlepiej brzmiący film] -
Mad Max: Na drodze gniewu
Twórca Happy Feet to jest dopiero gość! Tak długo starał się wskrzesić swoje post-apokaliptyczne dzieło sprzed kilku dekad, że wielu zaczęło wątpić w powodzenie tego projektu. Ale gdy nowy Mad Max w końcu zaszczycił swą piaskową obecnością ekrany kin, niewielu wyszło z seansu kręcąc nosem. Takie to proste, takie ładne, takie dynamiczne, fantastycznie nakręcone, opatrzone bardzo dobrym soundtrackiem i z wyśmienitą, motoryzacyjną choreografią. Prawdziwa perełka wśród tegorocznych produkcji. [recenzja]
- [nikt się nie spodziewał, że będzie taki fajny] -
Kingsman: Tajne służby
Twórca nowego otwarcia dla X-Menów (Pierwsza klasa) pokazał wielką klasę robiąc tak cudownie rozrywkowy film, że chyba nikt się tego nie spodziewał. Ekranizacja komiksu, który robi sobie jaja z czysto brytyjskich tradycji szpiegowskich, wyszła rewelacyjnie: zabawna, krwawa, dynamiczna i z jedną z najlepszych sekwencji walki w ostatnich latach. Kto by się spodziewał, że Colin Firth to taki wymiatacz? [recenzja]
- [niespodziewana niespodzianka] -
Zaproszenie / The Invitation
Tej produkcji w kinach jeszcze nie było, a widziałem ją na festiwalu Transatlantyk. Na seans przyszedłem w zupełnej niewiedzy - kto, z kim, dlaczego. Wiedziałem jedynie, że jest to thriller. I jak takie dziecko we mgle byłem pogrążany coraz bardziej w gęstym, lepkim klimacie paranoi, który znalazł bardzo satysfakcjonujące rozwiązanie. Warto mieć go na radarze!
- [3 filmy roku 2015] -
3. Whiplash
Karate Kid w świecie muzyki, który trzyma w napięciu lepiej, niż niejeden dreszczowiec. Aktorski popis J.K. Simmonsa i Milesa Tellera, świetna muzyka i cała masa emocji. Oklaski na stojąco! [recenzja]
2. Birdman
Tyle Oscarów i miałby być niżej? Nie da się tak! Birdman zawładnął mym filmowym ja od pierwszych do ostatnich sekund seansu. Artystyczny meta-projekt, który jest tak samo istotny od strony aktorskiej i scenariuszowej, jak i technicznej. [recenzja]
1. W głowie się nie mieści
No i proszę. Moim filmem roku jest bajka. Starzeję się, albo wracam do dzieciństwa? Nie wiem, ale fakt jest taki: od bardzo, bardzo dawna nie widziałem w kinie filmu, który w takim samym stopniu by mnie wzruszył, jak i rozbawił. Tak prostego, a jednocześnie tak mądrego i trafnego... A że był animowany, trudno. Pixar sięgnął szczytu! [recenzja]
No na tym koniec spowiedzi. Dodam jeszcze, że tych produkcji nie widziałem, ale mogłyby się w tym podsumowaniu znaleźć: Mission: Impossible - Rogue Nation, Młodość, Manglehorn, Demon, The Walk, Dar, Steve Jobs, Body/Ciało, Ja i Earl, i umierająca dziewczyna (który wyleciał z planu kinowego, wstyd!).