Uruchomiłem drugą część Wiedźmina, nie po raz pierwszy w ogóle, ale po raz pierwszy w wersji rozszerzonej. Nie jest żadną tajemnicą, że gra zaczyna się od intra, które zostało dodane dopiero w tej edycji. Samą animację widziałem już przynajmniej kilka razy, ale dopiero teraz zrozumiałem, jak znakomicie została ona zaplanowana. Co prawda zachwyciła mnie już przy pierwszym oglądaniu, ale mimo tego zastanawiałem się, czy dodanie jej, jako intra do Wiedźmina 2, którego początek przecież nie pozostawiał nic do życzenia, jest w jakikolwiek sposób uzasadnione?
Dosyć często mówi się o mniejszych lub większych zdolnościach aktorów podkładających głosy w danej grze, jakości konkretnego tłumaczenia, ewentualnie narzeka się na jego brak. Stosunkowo rzadko natomiast można natrafić na rozważania o wpływie języka używanego w grze na zatopienie się w rozgrywce samego gracza. Przedstawiam krótki wybór gier, w których język, w jakim grałem, miał dla mnie ogromne znaczenie.
Przygodę z first-person shooterami zacząłem raczej tradycyjnie – od Wolfensteina, później przyszedł czas na Dooma i Quake’a. Tego ostatniego - zwłaszcza jego trzecią odsłonę – wciąż wspominam dosyć ciepło. Potem były Unreale, SoFy i jakieś mniejsze tytuły, o których nie ma większego sensu wspominać. Prawdziwa rewolucja przyszła jednak niecałe dwa lata temu, w lutym 2011 roku wyszła gra, która – jak dla mnie – całkowicie przedefiniowała gatunek i sprawiła, że strzelanie w żadnym innym FPSie nie potrafiło mnie wciągnąć na choćby chwilę dłużej.
Ostatni tekst z krótkiej serii „co nie gra w recenzjach?”. Przygotowując się do napisania tego artykułu, po raz pierwszy zwróciłem uwagę na pewną szczególną cechę ocen na GOLu i niespodziewanie stwierdziłem, że zawyżony system ich przydzielania jest poniekąd naddany odgórnie, ale zacznijmy od początku…
Drugi - z trzech planowanych - artykuł poświęcony temu, co mi się niezbyt podoba w recenzjach gier. Tym razem chciałbym zwrócić uwagę na brak wyraźnego rozróżnienia na samą grę a konkretne jej wydanie.
Recenzje gier zdają się mieć kilka wad, które w tekstach traktujących o książkach lub filmach występują znacznie rzadziej. W pierwszym artykule z cyklu, chciałbym zwrócić uwagę na niezwykle szybkie tracenie aktualności wystawianych ocen.