Na oficjalnym forum gry Chivalry: Medieval Warfare padło bardzo ciekawe pytanie odnośnie do kobiet we wspomnianej produkcji. Mianowicie: dlaczego ich tam nie ma? Każda postać jest mężczyzną, niezależnie od tego czy to rycerz, łucznik, czy wieśniak. Padła nawet sugestia, że mogłoby to przyciągnąć do gry kobiety. Odpowiedź była dosyć zaskakująca.
Z kilkoma nowszymi grami ma problem, przez który nie jestem w stanie przejść ich w stu procentach. Nie stanowią go jednak błędy, brak czasu, poziom trudności lub nuda (a przynajmniej nie o tym jest ten artykuł). Problemem jest to, że gry uderzają w bardzo wrażliwą strunę mojej psychiki i w pewnym momencie stwierdzam, że czegoś – nawet w grze – po prostu nie zrobię, bo nie pozwala mi na to sumienie. Czego konkretnie?
Pierwsza nie wydana jeszcze w Polsce ksiażka, którą chciałbym polecić to Chi’s Sweet Home. Jest to wybór absolutnie wyjątkowy ponieważ na co dzień nie czytam komiksów. Prawdę mówiąc nawet za bardzo ich nie lubię i na palcach jednej ręki mógłbym policzyć te, które mi się podobały. Chi’s Sweet Home z całą pewnością do nich należy.
Chivalry: Medieval Warfare - czyli opowieść o tym, jak dzielny rycerz tracił głowę pięć razy na minutę oraz o nauce, którą z tego wyniósł, ażeby tarczę nosić na wysokości twarzy, a nie kolan.
Jeżeli marzyliście, żeby szybko zostać wspaniałym rycerzem, który, nie brudząc swojej lśniącej zbroi, położy zastępy przeciwników kilkoma precyzyjnymi uderzeniami miecza, ta gra bardzo szybko sprowadzi was na ziemię. Dosłownie.
Shigurui jest serią wprost znakomitą (przynajmniej pod względem formalnym). Mimo tego, że film nie oszczędza widza i nieustannie epatuje coraz bardziej wyszukanymi scenami gore, najbardziej zachwycającym elementem jest jego warstwa estetyczna. Nie mam zamiaru pisać kolejnej recenzji tego anime, chciałby jedynie zwrócić uwagę na bardzo interesujący autokomentarz, który został zawarty w pierwszych paru minutach pierwszego odcinka.
Stało się, nareszcie światło dzienne ujrzał ostatni odcinek pierwszego sezonu gry The Walking Dead. Dla graczy, którzy rozpoczęli swoją znajomość z serią tuż po premierze, przygoda trwała pół roku. W związku z tym, że poszczególne części serii były już wielokrotnie recenzowane, zamiast pisać o całości skupię się jedynie na najnowszym odcinku. Dołożyłem wszelkich starań, żeby tekst był wolny od spoilerów.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gry są nieustannie zamykane w małym „pudełku” komputera lub konsoli i twórcy nie trudzą się specjalnie, żeby wychodziły one poza jedno, konkretne medium. Jest to o tyle zaskakujące, że stworzenie produkcji intermedialnej nie byłoby niczym trudnym. Czyżby twórców wstrzymywał brak wiary w sukces eksperymentu?
Nieraz możemy natrafić w grach na nawiązanie do jakiejś książki lub filmu. Zazwyczaj ma to charakter co najwyżej mrugnięcia okiem w stronę odbiorcy. Czasem jednak warto pokusić się o dokładniejszą analizę samej sytuacji i właściwej funkcji, jaką owo nawiązanie spełnia. Tak jest bez wątpienia w przypadku pewnej postaci w The Walking Dead.